Jan Herman Jan Herman
281
BLOG

Tresowane szczygły? Teleautomaton Tuskowy TT 2013

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 0


 

Będzie o polityce. A właściwie o tym, jak zielona wyspa okazała się zielonym trzęsawiskiem, a następnie zamieniła się w topiel, wciągającą ogłupiałe małpiatki wciąż udające, że ich rozpierzchnięte stado – to rząd środkowo-europejski.

Jako, że od dawna twierdzę (i piszę, proszę sprawdzić), że suwerenność polskich rządów kończy się tam, gdzie zechcą takie ośrodki jak Biały Dom, rozmemłana biurokracja europejska, Watykan, Kreml, Trilateral Commission, MFW, FIFA-UEFA i kilka Matryc (czyli ośrodków niejawnych, niezbadanych z oczywistych powodów) – mam teraz prawo sądzić, iż jedynym sztukmistrzem tolerowanym przez tę globalną hydrę jest bucowato nadęty „murgrabia” Radosław Sikorski (nasza chodząca zła wróżba), no, może jeszcze Janusz Lewandowski czy ktoś głębiej zakamuflowany. Pozostali to prości gnojkowie, przeterminowany pasztet z dziczyzny hodowlanej (uśmiej się, Czytelniku, DZICZYZNY HODOWLANEJ!).

Jako, że od dawna twierdzę (i piszę, proszę sprawdzić), że suwerenność polskich rządów może się współcześnie oprzeć wyłącznie o polityczną podmiotowość Europy Środkowej (tej między morzami Bałtyckim, Adriatyckim i Czarnym), ta zaś jest możliwa nie pod przywództwem Polski (wszyscy tu wiedzą, kim jest i jaką rolę pełni Sikorski), ale wbrew, co najwyżej obok Polski, o czym świadczą najlepiej losy „konceptu jagiellońskiego” czy „grupy wyszehradzkiej”) – mam prawo teraz sądzić, że Polska koncertowo rozpieprzyła (sobie i sąsiadom) tę szansę na kontynentalny, może na globalny sukces oparty na pluralnej tożsamości własnej.

O tym, jakie były podwaliny i w jakim stanie jest polski Government (Rząd, Parlament, Nomenklatura, System-Ustrój), niech świadczy taka okoliczność, że wataha ministerialna pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą lupara, skoro nawet nie dają mu satysfakcji, by ich pozwalniał według swojego scenariusza, tylko wieją każdy w swoją stronę.

Nasz Donald najwyraźniej zapodział gdzieś pilota, jeśli go w ogóle używał, bo istnieje podejrzenie, że od początku ręcznie pociągał za parciane sznurki, stąd takie kanciaste ruchy jego podwładnych.

Pożartujmy

Najwcześniejszy egzemplarz zdalnego pilota wykorzystującego fale radiowe skonstruował w 1898 roku Nikola Tesla, Czech, który – choć przerastał go o głowę – przegrał marketingowo “wojnę elektryczną” z Edisonem, traktującym osiągnięcia nauki po amerykańsku: wydoić, oszwabić twórców, okazać dumę z osiągniętego sukcesu, zainkasować. Sprawę zakotwiczono w dokumencie patentowym  U.S. Patent 613,809, pod nazwą “Method of an Apparatus for Controlling Mechanism of Moving Vehicle or Vehicles”.Tesla nazwał łódź, sterowaną pilotem, czeskim nowo-słowem: "teleautomaton".

Pierwszy pilot telewizyjny, o fajnej nazwie "Lazy Bones" (leniwe gnaty, kości) wyprodukował Zenith Radio Corporation w 1950 roku: to był jeszcze pilot „na drucie”, nie radiowy.

Tak sobie o tym pilocie medytuję, bo nie wiem, co powiedzieć o Donaldzie, zabawiającym się naszym kosztem, i o jego piaskownicy. Widać bowiem, że człowiek coraz bardziej jest nieobecny, niekumaty, pokapućkany, skapcaniały. Jak – nie przymierzając – Nawałka w meczu ze Słowacją. Oczy Tuska nie są już wilcze: to są oczy człowieka, który zna wyrok mega-mafii, ale nie wie, kiedy, jak i kto go wykona.

Znam ten stan. W takich przypadkach najczęściej chciałoby się ministrów zamienić na tresowane szczygły, w każdym razie na cokolwiek, co przynajmniej reaguje, jeśli już nie myśli.

Przypomnijmy: w 2007 roku Tusk, objąwszy rządy, puścił swoje charty „na resorty”, by rozejrzały się, co gdzie można „skręcić”. Te wróciły po kilkunastu dniach i mówią: Donek, czarna dupa jest, wszystko powywracane do góry nogami, wszędzie wszystko chodzi z przyzwyczajenia, w każdej szparze niespłacone weksle albo kosmiczne zobowiązania na zaś. Wiejmy stąd, tu hula wiatr.

A Donek, zamiast narobić rabanu, ujawnić skalę nieszczęść polskich i oddać premierostwo-in-spe prezydentowi, by ten rozpisał nowe rozdanie (zyskałby na tym poparcie, przy którym koalicjant nie byłby mu potrzebny) – zaryzykował. Nie da się wydoić Kraju, to chociaż porozstawiajmy swojaków przy tych lichych źródełkach, a do tego zróbmy parę spektakularnych numerów i jakoś się samo poukłada.

Bałwan. W 40-milionowej rozklekotanej maszynerii nic się samo nie układa. Każdy dzień przynosi realne rachunkowe straty. Chyba że sprawy weźmie w swoje ręce fachowiec, a nie księgowy z biblioteki powiatowej, echo nawiedzonego Mengele.

Potem to już samo się toczyło. W dół. Na przykład powiedzieć, że dług publiczny rośnie niekontrolowany – to mało. On tak rośnie – ten dług – że nikt nie nadąża go liczyć! Na przykład powiedzieć, że majątek narodowy (przede wszystkim infrastruktura i wszelkie systemy) przypomina starą stodołę – to mało. On jest w stanie, którego nie ujmie żadna inwentaryzacja, bo go „księgowo” nie ma, dawno minął jego okres przydatności. Na przykład powiedzieć, że polski biznes jest nastawiony łupieżczo wobec Kraju i Ludności – to mało. On jest jak rozklekotana kopaczka do ziemniaków, która wyszarpuje z trzewi poharatane kąski, część porzucając bezpańsko rozmaitym farciarzom o naturze złomiarzy. Na przykład powiedzieć, że Ludność Polski ledwo pamięta odruchy obywatelskie – to mało. Ona jest jak stado zbaraniałych alzheimerów, biegnących w panice od płotu do płotu, zależnie ot tego, gdzie tąpnie, gdzie zaryczy.

Już pierwszy rząd Tuska przystąpił do roboty bez entuzjazmu, choć stroił się w pstrokate pierze. Przecież wiedzieli z wcześniejszej „lustracji przedrządowej”, że niczego nie skubną ze zrujnowanej gospodarki zaniedbywanej, przegrupowywanej bez ładu i łupionej od początków Transformacji. Mościli sobie zatem gniazda, może nawet kryjówki-przetrwalniki. Można bowiem nawet największe chwastowisko próbować zamieniać w ogród. Ale nie wtedy, kiedy pleni się ono na szambie i pośród zgiełku i histerii padających jak muchy przedsiębiorców i tratowanych gospodarstw domowych, pośród obleśnych mlasków rozmaitych hien i sępów, rwaczy dojutrkowych, pośród jęków ludzi masowo doświadczanych przez wymiar mający w nazwie słowo „sprawiedliwość”. To nie są warunki do pracy rządowej.

Drugi rząd – to tak jakby starą wytwórnię filmową zamienić w tymczasowe studio produkujące tanie seriale: tanio, badziewiasto, z amatorszczyzną w roli głównej. To jakby „poważną”  szajkę osiedlową zamienić na podrostków wyrywających torebki starszym damom. I jeszcze ta nieszczęsna zmiana wprawnego w łupieskim fachu cyborga na rozgadanego, pięknoduchowatego grzybiarza…!

Powiedzmy jasno: platformersi nie zastali Polski kwitnącej i fajnej. Ale to, co z nią uczynili za swoich rządów – zasługuje na dożywotnie ściganie przez „wymiar”. Ale nie ten wymiar, co on jest, bo ten akurat jest „niewymiarowy”.

Jak mówił naczelny lizus, zegarmistrz Nowak – Tusk to jest geniusz dotknięty przez boga. Słusznie prawił. Przecież od początku premier głosił, że Polska potrzebuje cudu. Jak widać – cudotwórców zabrakło.

Jest taka choroba władzy, która się nazywa „nie mogę odejść, choć wiem, że to jedyne rozsądne wyjście”. Właśnie obserwujemy jej stadium przedagonalne. Mam być szczery – to oczekuję najgorszego.


 

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka