Jan Herman Jan Herman
307
BLOG

Porozmawiajmy o obowiązku. Sępo-hieny

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 0


 

Odchodzi ugrupowanie założone kiedyś na fali obywatelskiego entuzjazmu, który to entuzjazm wynikał z kilku ludzkich przypuszczeń:

1.      Niezliczone, małe i duże, inicjatywy społecznikowskie-obywatelskie powinny wreszcie spotkać się z rzetelną, a nie zbiurokratyzowaną weryfikacją, po czym – znalazłszy się na swoistej „liście realizacyjnej” – powinny składać się na systematyczne, konsekwentne budowanie lepszej rzeczywistości, tej namacalnej codziennie i tej systemowo-ustrojowej;

2.      Żadna Władza nie ma prawa „się spełniać” kosztem obywateli, nie istnieje takie „dobro państwowe”, które wolno realizować kosztem „dobra ludzkiego”, nie ma sensu Racja Stanu, która stoi w opozycji lub sprzeczności do Racji Społecznej (wspólnej), rządzenie nie może być ufundowane na opresji i represjach;

3.      Wszelka Władza ma sens i upoważnienie tylko wtedy, kiedy jest sprawowana w najbardziej uroczyście rozumianej służbie społecznej: przywileje, immunitety, apanaże, ułatwienia życiowe, wtajemniczenia, hierarchie nomenklaturowe – to narzędzia pomocne w służbie, a nie narzędzia sprawowania kontroli czy sobiepaństwa wobec Kraju i Ludności;

4.      Przedsiębiorczość (biznesowa, artystyczna, naukowa, społecznikowska) powinna mieć jak najwięcej swobody wyrażania się i rozkwitania, a jedynym jej ograniczeniem powinna być jej misja społeczna: nie dla zysku, korzyści, władzy, reprodukcji biurokratycznej jest się przedsiębiorcą, tylko dlatego, że ma się pomysł na zaspokojenie potrzeb społecznych;

5.      Bierna większość społeczeństwa powinna mieć zagwarantowane minimum kulturowo-cywilizacyjne: bezpieczeństwo osobiste, lokum gdzie „mości się” Dom, dostęp do dóbr kultury, rzetelną informację i edukację, ochronę zdrowia, przyjazne środowisko (zwane naturalnym), możliwość uzyskania godziwego dochodu: Rząd nie ma żadnych uprawnień do poświęcania tego minimum na jakimkolwiek ołtarzu;

6.      Polska jest przestrzenią, które spokojnie pomieści wszystkich, nawet jeśli się różnimy radykalnie między sobą: sprawie tej służą rozmaite instalacje społeczne, związane z formułami samorządowymi, demokratycznymi, obywatelskimi;

Minęło ładnych kilka lat Platformy: od pozycji „alternatywy AWS” przeistoczyła się ona w Partię Władzy, przy czym ani u swego zarania, ani tym bardziej teraz nie dała ona dobrej odpowiedzi na oczekiwania wymienione powyżej. Rugowanie konkurentów Tuska (w tym najbliższych współzałożycieli”, pogardliwy i zdawkowy stosunek do wszelkich spraw ludzkich, zupełna nieporadność menedżersko-administracyjna, niezdolność do realizacji nawet najbardziej prestiżowych przedsięwzięć, narcyzm „przywódców” objawiający się w niespotykanych co do intensywności akcjach wizerunkowych, ustawiczne stygmatyzowanie niemal połowy „elektoratu” tylko dlatego, że popiera przeciwników politycznych, infantylne próby „wszystkoizacji” politycznej i ideologicznej – to swoisty „constans” Platformy Obywatelskiej, pod której rządami słowo „obywatelstwo” nabiera znaczenia, dotąd kojarzonego ze „ślepym uwielbieniem”, „hunwejbinizmem”, „bezmyślnym popieraniem”. Ostatecznie okazało się, że PO najsprawniej realizuje wszelkie suicydalia (nie bez wsparcia konkurentów politycznych), czyli reprodukuje i akceleruje mechanizmy rujnujące (infrastrukturę, majątek narodowy, finanse, świadomość obywatelską, edukację, ochronę zdrowia, środowisko, obszary urbanizacyjne, gospodarstwa domowe, rynek pracy, rynek gospodarczy) i patologizujące (bezdomność, bezrobocie, przestępczość gospodarcza, wieloraka przestępczość urzędnicza, upadek wymiaru sprawiedliwości, sobiepaństwo Państwa Stricte, czyli służb, organów kontrolnych, dyplomacji, itd.).

Dziś jest taki czas, że wielu małych i dużych polityków Platformy (nie mówiąc już o zapleczu społecznym) mówi tak, jak powyżej. Trzebaby wielkiej wyrozumiałości i naiwności, by uznać, że te opinie „od wewnątrz” PO nie są koniunkturalne. Partia władzy zawsze traci swoich aktywistów, którzy w niej stanowili substancję bezideową, aspołeczną, łapczywą, łasą na dobra obecne blisko „koryta”.

Najbardziej oburza mnie i martwi formuła „sępo-hieny”, która uruchamia procesy rozszarpujące Platformę nie dla Racji Społecznej, tylko w ramach dzielenia politycznej skóry na żywym niedźwiedziu. Media, niestety, media.

Polską od dawna zarządza kilkanaście najbardziej wpływowych osób, które w carski sposób traktują własne ugrupowania partyjne, a swoją misję polityczną rozumieją jako „produkcję” pakietów z kotem w worku, ale za to ładnie wypromowanych. Kto w tej sztuce bardziej biegły, kto lepiej wstrzeli się w społeczna gotowość do samooszukiwania się – ten wygrywa, po czym konkurentów wdeptuje w ziemię. Osoby z otoczenia tych najważniejszych „mieszaczy”, które starały się reagować na „niewłaściwości” – dawno już gryzą polityczną ziemię. Nie mówię tu o znanych postaciach – ich historia to odrębna opowieść – tylko o ludziach, którzy wnosili do ugrupowań idee i nadzieje – a zostały potraktowane jak mięso, tym bardziej robaczywe, im mniej entuzjastyczne. To dotyczy wszystkich partii, które przewinęły się przez polski Parlament. Podobnie zresztą dzieje się nie tylko w środowiskach politycznych, ale też w biznesie czy w światku artystycznym. Nie zapominajmy, że wehikułem tej formuły jest Pentagram: mega-polityka, mega-biznes, mega-służby, mega-media, mega-przestępczość.

No, właśnie, wehikuł.

W najbliższym czasie nie ma co udawać: elektorat PiS jest najbardziej zwarty i jednomyślny, więc – wobec rozmemłania PO, wobec zakleszczenia wewnątrz PSL, wobec trwających przegrupowań w SLD, wobec miałkości, braku siły przebicia takich klubów politycznych, jak SP, PJN, PPS, UP, LPR, Samoobrona, Republikanie, PD, SDPL, UPR, PR, itd., itp. – ugrupowanie to będzie brało największe wygrane (choć establishment europejczyków-demokratów polskich posunie się do bardzo nieprawych działań w „obronie” swojego status quo). Niezależnie od tego, czy w PiS zwycięży arogancki triumfalizm, czy opamiętanie – warto rozumieć wydarzenia wyborcze w najbliższych latach jako przeprawę od Polski Transformowanej do Polski Demokratycznej. Politycy, którzy wyrośli na – symbolicznie traktowanym – roku 1989 – w ciągu najbliższych lat staną się obiektami muzealnymi (najmłodsi z nich – to 50-latkowie, a ich przyboczni i hunwejbini to nie politycy, tylko specjalna rasa „bezpodmiotowców”).

Pokolenie dzisiejszych 30-40-latków, z oczywistych powodów najbardziej dynamiczne i mobilne, ale z równie oczywistych powodów nieco pokrzywdzone w obszarze umiejętności obywatelskich (lata rujnującej pracy Platformy z „obywatelstwem” w nazwie) – najprawdopodobniej sformułuje od nowa definicję Polityki, Rządu, Samorządności, może zresztą te słowa przestaną być ważnymi w obiegu publicznym. Pokolenie to ujawni się z całą mocą, kiedy okaże się, że takie instalacje społeczne, jak np. system emerytalny – nie są niczym dobrym, skoro oni większość życia przepracowali „nieskładkowo”, jeśli w ogóle mieli zatrudnienie. Takich instalacji jest więcej – i wszystkie one zostaną pogrzebane przez nową formację społeczną, otwartą na kontynentalizm, rozpostartą pomiędzy Wolontariat, Alterglobalizm, Terroryzm (wszystkie trzy w wydaniu „odgórnym” i „oddolnym”). Do tego – tak jak Gospodarka odeszła kilkanaście pokoleń temu od formuły Gospodarstwa do formuły Przedsiębiorstwa – tak teraz przejdzie do formuły Projektalu, a wraz z Gospodarką reorganizacji systemowo-ustrojowej dozna obszar Art i Dziedzictwa, Administracji, Finansów-Budżetów-Bankowości, Polityki.

Ten zupełnie nowy świat nie tyle nadchodzi, co wykluwa się na naszych oczach i tylko „dinozaury” polityczne tego nie widzą. Ten świat nie będzie żył podziałami na lewicę, prawicę, środkowicę, nie będzie przystawał przy grobach Katastrofy, odeśle związki zawodowe do roli co najwyżej konsultacyjnej. Za to z pełną świadomością uzmysłowią sobie RUINĘ i PATOLOGIĘ, tak konsekwentnie generowane od ćwierćwiecza w Polsce. Myślicie, że będą ciągać po sądach Tusków, Millerów, Buzków, Kaczyńskich, Balcerowiczów? Nie, po prostu ich „zadołują”, jak swego czasu „zadołowano” Gomułkę, a potem Gierka czy Jaruzelskiego. Staruszkowie bez znaczenia, zwłaszcza że rodem z „tamtej dawnej” epoki politycznej i kulturowej.

Jedyne, co można dziś zrobić dla przyszłych pokoleń (przyszłość mierzę tu nie w dziesięcioleciach, a w perspektywie kilkudziesięciu miesięcy) – to silnie zaakcentować Obowiązek Obywatelski, by nawet wtedy, kiedy nie będzie on ulubionym zadęciem PRZYSZŁYCH – tkwiło to w sumieniach.


 

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka