Jan Herman Jan Herman
3791
BLOG

Mam habilitację (w sukurs Migalskiemu)

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 14


 

Jako student SGPiS, już na pierwszym roku, miałem niewątpliwą przyjemność napotkać w akademiku pewnego doktora nauk ekonomicznych, który – odziany wyłącznie w przepoconą koszulę i kapciowate obuwie – poruszał się chwiejnym marszem po korytarzu oznajmiając wszem i wobec, że jest najgłupszym doktorem w Układzie Warszawskim. Pamiętam jego imię i nazwisko oraz wygląd ówczesny.

Uczona ta postać do dziś jest doktorem nauk ekonomicznych, choć minęło kilkadziesiąt lat od tamtej sceny. O ile mogę o sobie powiedzieć, że w tym czasie stałem się ekonomistą całą gębą – o tyle potwierdzam (zapoznawszy się w międzyczasie z jego dorobkiem), że ów wybitny myśliciel nie powinien nosić tytułu naukowego, również doktorskiego.

Z mojej grupy dziekańskiej wywodzi się kilkoro „pracowników nauki” (w tym jeden profesor belwederski), więc chyba nie najgorzej nas tam edukowano. Na swoje nieszczęście, ja miałem w młodości poważniejsze sprawy na tapecie niż kariera naukowa, więc Panu Migalskiemu nie dorastam do pięt, jeśli chodzi o tytulaturę. Mimo to, kiedy zabrałem się ostatnio za katalogowanie pojęć (oryginalnych), które wprowadziłem do debaty – naliczyłem ich dużo-dużo-dużo. Średnio 2-3 razy do roku piszę artykuł spełniający wymagania naukowości (metoda, nowatorstwo, przypisy erudycyjne, przywołanie źródeł i porównań, itd., itp.). Tyleż razy uczestniczę w konferencjach czy sympozjach, które zdołają uniknąć żenującego „rytu”, polegającego na tym, że pierwsze miejsca referatowe okupują „uczeni” wskazani przez sponsorów i mocodawców.

Habilitacja (z łac. habilitas – zdatność, zręczność) – to procedura dość mocno sformalizowana, dopuszczająca w Polsce do uprawnień w środowisku akademickim. Co tu gadać – jest to procedura nie do przejścia dla przeciętniaków. Zastanawiam się, po co Migalskiemu habilitacja, skoro jako politolog (to jego fach) rozpostarł swój los między praktykę i dydaktykę, między czynne uczestnictwo w polityce oraz działalność wykładową i publicystyczną. Co prawda, Platon postulował równoległe doskonalenie się w sprawnościach fizyczno-cielesnych, duchowo-artystycznych i twórczo- intelektualnych, ale współcześnie ktoś, kto „z czegoś żyje” jest mało wiarygodny jako „ktoś kto obiektywnie to opisuje”. A od naukowca wymaga się obiektywizmu, takie czasy. Poza tym nic mi nie wiadomo ani o sportowej tężyźnie Migalskiego, ani o jego dokonaniach artystycznych, chociaż kto wie, jego wielo-blog…

Opierając się na tym, co serwuje na swojej stronie jego rodzimy Zakład Systemów Politycznych Polski  i Państw Europy Środkowej i Wschodniej w Katowicach, ufam, że wycisnął z tytułów swoich publikacji wszystko co się intelektualnie dało, że włożył do naukowego tygla dużo swojego dorobku mózgoczaszkowego.

Proponuję Markowi Migalskiemu dużo lepsze rozwiązanie habilitacyjne, z którego skorzystało już w Polsce wiele mądrych głów i wielkich dusz: w publicznej dyspucie (którą on uwielbia pasjami) zdobyć mir i autorytet, rozpuścić wodze swojej charyzmy, tak jak to uczynili Mazowiecki, Bartoszewski, Wojtyła, Miłosz, Giedroyć, Herling-Grudziński, Brzeziński, Kuroń, Michnik, Geremek, Turowicz, Hennelowa, Wielowieyski, Woźniakowski, Stomma, Stelmachowski, Nowak-Jeziorański, Bień, Chrzanowski, Siła-Nowicki, Tischner, Chrapek, Wajda, Zanussi, Herbert, Kisielewski, Kapuściński, Szczypiorski, Holoubek, Bratkowski, itd., itp. Postacie te (zauważmy, piszę: POSTAĆ) osiągnęły habilitacyjną zdatność intelektualną i takąż zręczność, choć większość z nich ku profesurze nie parła. Można mieć o nich jakieś „swoje zdanie”, ale trudno zaprzeczyć, że przerastają (przerastały) polską średnią o dwie głowy. Trochę nie chce mi się dołączać do tej listy Doktora Wałęsy, choć w ostatnim okresie widać jego dojrzewanie, które wypiera jego wcześniejsze ciągotki bon-motowskie (niczym Miller, któremu jednak habilitacji odmawiam).

Jacek Żakowski w swoim artykule „Autorytety 2008” (listopadowa Polityka z tamtego roku) pisze: Los, Historia, Opatrzność wyekwipowały Polaków na nową drogę życia (początek III RP – JH) najlepiej, jak mogły. A nawet dość rozrzutnie. Bo z ówczesnej czołówki dałoby się ułożyć panteon dla kilku następnych pokoleń niedoinwestowanych. No, chyba nie miał na myśli Migalskiego, pisząc o niedoinwestowaniu?

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka