Jan Herman Jan Herman
772
BLOG

Szuflami?

Jan Herman Jan Herman Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Są sytuacje, w których należy myśleć przede wszystkim o przyzwoitości. Podkreślam: nie o wizerunku, tylko o tej rzeczywistej przyzwoitości.

Taką sytuacją była Katastrofa, która narastała przez wiele lat zaniedbań opartych na rutynie i lekkoduchostwie, „dopięta” została logistycznie w dniach poprzedzających „upadek”, a następnie „ostemplowana” karygodnym postępowaniem od wczesnych chwil po „upadku”, przez kilka lat.

Zaniedbania

Chyba trzeba zacząć od elementarnych wskazań logistycznych dla wszelkich sieci-struktur-systemów, od których wymaga się stałej sprawności na najwyższym poziomie.

Na przykład kolej. Aby należycie obsługiwała ona pasażerów, musi dysponować „niezawodną-bezawaryjną” infrastrukturą, na przykład drogami kolejowymi, regulacją ruchu, poręcznym rozkładem, procedurami dla sytuacji niecodziennych. Jeśli nie wychwyci się w porę podkradanych śrub wiążących podkłady z szynami albo wypłukań podsypki i żwiru (to oznacza stały, uważny, nie połebkowy monitoring) – niepostrzeżenie wypaczają się fragmenty toru – milimetr po milimetrze – aż któryś skład „zająknie się” podczas jazdy, i wtedy szczęściem nazwać można, jeśli nie wypadnie z toru. Jeśli rozkład jazdy jest „konfliktogenny”, a dyżurni i dróżnicy na poszczególnych rozjazdach i przejazdach zajęci wszystkim innym niż czuwaniem nad płynnością przemieszczeń – łatwo jest „zapomnieć” o jakimś elementarnym działaniu operacyjnym i wzrasta ryzyko wypadku (zderzenia składów, naruszenia linii przejazdu przez pojazdy i osoby „nie-kolejowe”). Jeśli dochodzi do sytuacji nadzwyczajnych, a nie są one „ćwiczone” profilaktycznie – każde wydarzenie nadzwyczajne uruchamia kumulującą się lawinę następnych.

Nikt nie ma wątpliwości, że samolot wiozący późniejsze ofiary „upadku” zanurzony był po szyję w zaniedbaniach proceduralnych, szkoleniowych, procedur awaryjnych, a wszystko to kumulowało się przez lata. Milimetr po milimetrze.

Dopięcie

Ten, kto wymyślił, że upamiętnienie Ofiar Katyńskich z okresu II Wojny Światowej musi koniecznie przebiegać w ten sposób, że najpierw odbędzie się tam oficjalna wizyta międzypaństwowa wraz ze spotkaniem W.Putin-D.Tusk, a potem „wycieczka sentymentalna” Prezydenta L. Kaczyńskiego z orszakiem ludzi ponad podziałami – winien jest nam wszystkim zadośćuczynienie i odpokutowanie.

W tle była – to oczywiste – kampania związana z nadchodzącym głosowaniem prezydenckim, ale też była przepychanka o to, kto jest „bardziej upoważniony” do bycia gospodarzem pamięci katyńskiej. To, że W.W. Putin wykorzystał okazję do intrygi – jest jego wilczym prawem. Elementem tej intrygi było rosyjskie obniżenie rangi „wycieczki sentymentalnej” skutkujące logistyką: 10 kwietnia Rosjanie obsługiwali lotnisko w Smoleńsku w dużo słabszym reżimie proceduralnym, choć co najmniej jeden pasażer był – w myśl protokołu dyplomatycznego – dużo „poważniejszy” niż Premier RP. Przecież nie był to „wypad za miasto” prywatnej osoby „z towarzystwem”!

Pamiętam, jak Prezydent L. Kaczyński zażartował w mediach na jakiś czas przed 10 kwietnia: „mam nadzieję, że dostanę wizę”. Aby doszło do takiego żartu – musiało się coś dramatycznego dziać za kulisami przygotowań elity politycznej do upamiętnienia Ofiar Katyńskich. Coś, co było zapałką podłożoną do stosu zaniedbań narastających – milimetr po milimetrze – przez lata poprzedzające.

Upadek

Dziesiątego kwietnia 2010 roku w okolicy Smoleńska nastąpiło wydarzenie, które ponurą zgłoską zapisało się w Historii Powszechnej. Nie ma takiego Państwa (urzędy, organy, służby, legislatura) – w którym Katastrofa byłaby pominięta w analizach proceduralnych, w przygotowaniach do wydarzeń ceremonialnych i protokolarnych.

Polskie spory na temat samego Upadku przyprawiają o zawrót głowy. Nigdy w życiu nie byłem i nie będę znawcą spraw lotniczych nawet na poziomie 1%. A mimo to nawet ja, laik, widzę co najmniej kilkanaście punktów (opieram się na relacjach medialnych, ba jakże inaczej), w których Upadku można było uniknąć, nawet jeśli Zaniedbania i Dopięcie prowadziły ku niemu niemal nieuchronnie.

Najbardziej mnie boli, że kiedy zaczęły się kłopoty nad lotniskiem (mgła, problemy techniczne, problemy komunikacyjne) – nikt, literalnie nikt nie miał wtedy w głowie tych co najmniej kilku „naszych” lądowań awaryjnych i wypadków w rodzaju „millerowskiego” śmigłowca albo „sztabowej” CASA-y. Przecież mając takie doświadczenie należało dmuchać na zimne!

Mam osobiste, może mało poważne doświadczenie. Kilka lat temu, po jakiejś debacie koleżeńskiej mającej zbawić świat – zabrałem się za sprzątanie popielniczek (sam nie palę). Wyrzuciłem ich zawartość do kosza i pomyłem popielniczki. W kilka godzin później, kiedy nas już nie było, straż pożarna ugasiła groźny pożar w siedzibie związku zawodowego (okazało się, że w koszu jeden niedogaszony papieros powoli, milimetr po milimetrze – spowodował zapłon). Od tego czasu każdą zapałkę, każde potencjalne źródło gorąca – przed wrzuceniem do koszta moczę w wodzie i odkładam na ceramikę. Mam niemal obsesję na tym tle.

Tego nie uczynił nikt w minutach-sekundach przed Upadkiem. Nadal, po Katastrofie, nikt nie ma obsesji…

Stempel

Podczas gdy Naród wpatrzony z niedowierzaniem w ekrany uświadamiał sobie z każdą chwilą ogrom nieszczęścia – wielu ludzi okazało się nieczułych na tym tle, realizując na chłodno interesy i zadania operacyjne.

1.       Odbył się żenujący wyścig polityków polskich na miejsce Upadku – który wygrał D. Tusk. Uwolniło to zatroskanego W. Putina od poza-politycznej empatii.

2.       Odbyło się robocze ustalenie przesądzające – całkiem nie-roboczo – o postępowaniu wyjaśniającym, które miało nadejść.

3.       W warszawskim Pałacu Prezydenckim i w kilku innych lokalizacjach zaroiło się od węszących szczurów, przechwytujących „papiery” i „gadgety”.

4.       Na lotnisku w Smoleńsku zaroiło się od „cichociemnych” zmierzających do upozorowania okoliczności Upadku w inny sposób niż było rzeczywiście.

5.       Wszystkie „zainteresowane” wywiady świata (i Polski) gorączkowo „fotografowały” pobojowisko, zanim przesłoni je „mgła proceduralna”.

Wszystkie te operacje przegrała Polska w dowolnym wymiarze, a wewnątrz Polski – opozycja, czyli formacja, która potem w 2015 roku przejęła rządy w Polsce. Właśnie ta dwu-warstwowa przegrana „ustawiła” wszystko, co się potem działo.

 

*             *             *

Nie mam zdrowia, by szukać w tym wszystkim winowajców, kłamców, geszefciarzy politycznych, zawodowych propagandystów, manipulatorów opinią publiczną, graczy pozakulisowych-dyplomatycznych.

Powiem tylko, że przecież nie musiałem – ale sam zgłosiłem tuż po pożarze w siedzibie związku zawodowego, że być może spowodowała go zawartość uprzątniętych przeze mnie popielniczek. Jacyś cwaniaczkowie próbowali ukręcić z tego aferę przeciw mnie. Dla mnie jednak ważniejsza była przyzwoitość. W sprawie Katastrofy przyzwoitość nie była brana pod uwagę chyba przez nikogo.

 

*             *             *

Gorącym ziemniakiem ostatnich dni w tej sprawie jest potworność, która przywodzi mi na myśl dawny film o tym, jak pewien cwaniaczek-spekulant udawał, że bada zawartość cukru w cukrze (w rzeczywistości pędził bimber). Otóż okazuje się, że każda otwierana trumna zawiera co najwyżej 30-50-70-90 procent osoby, której imieniem ta trumna jest opatrzona.

Jakkolwiek to zabrzmi – trzeba zauważyć: ktoś szuflami, na oko, wypełniał trumny, po czym, aby ukryć tę potworność, odesławszy je do Polski, nakazał Polakom odstąpić od otwierania trumien.

To jest oczywista konsekwencja tego, że dwuwarstwowo przegranych zostało 5 wymienionych powyżej operacji.

Gdyby choć przez chwilę ktoś przytomny okazał się człowiekiem przyzwoitym – ogłosiłby co następuje: drodzy Polacy, rozumiemy wasz pośpiech, chcecie swoich bliskich jak najszybciej pochować w ojczystej ziemi, ale na skutek Upadku nie jesteśmy w stanie właściwie uporządkować w trybie pilnym cząstek waszych braci-sióstr, synów-córek, ojców-matek. Zatem – zachowując szacunek dla zmarłych – pozwólcie, że złożymy z pieczołowitą ostrożnością wszystkie szczątki w zbiorowe trumny i damy wam okazję, byście sami swoich najbliższych rozpoznali i pochowali.

Świat zaznał wielu wojen i wiele aktów zagłady. Nie po raz pierwszy szczątki ofiar były w trudny do ogarnięcia sposób wymieszane. Czy należało akurat w tym, wieloznacznym przecież przypadku, dokładać do tego profanację i klajstrować ją oszustwem wzmocnionym państwowymi procedurami sekretności?

Rzygać się chce… Może to odbiega od tematu dnia, ale z uporem maniaka przypomnę: niektórym weszło w krew odwracanie kota ogonem, na przykład kiedy głosowanie prezydenckie 2015 przegrał B. Komorowski, pośpiesznie spreparowano ustawę o TK, by móc uziemić jego następcę. Liczono bowiem, że głosowanie parlamentarne mimo wszystko wygrają stare wygi.

Nic nowego, szanowni, nic nowego…

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka