Jan Herman Jan Herman
483
BLOG

Errata

Jan Herman Jan Herman Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Jestem człowiekiem z gminu. Nie po to o tym mówię, by się popisywać „słusznym” pochodzeniem (nie te czasy), tylko by wyjaśnić, że moje pojęcie o kulturze jest bardziej ludowe niż salonowe. Moje uzdolnienia artystyczne wypełniałem treścią grając na harmonijce ustnej, mandolinie, gitarze – a dopiero potem na bardziej „godnych” instrumentach. Moje uzdolnienia „naukowe” znalazły upust w rozmaitych konkursach powiatowych, a dopiero potem podczas konferencji i seminariów oraz sympozjów. Moja Mama nie uczyła mnie manier w rodzinnej bibliotece z klasyką na dębowych półkach, tylko w kuchni, śpiewając wieczorami swoje piosenki z podwileńskiego dzieciństwa. Moje gusty są przaśne, pszenno-buraczane, a nie inteligenckie. Moje awanse wiązałem w planach z naukami inżynierskimi, a nie prawniczymi czy lekarskimi. Do elit – jakkolwiek je rozumieć – tak bardzo mi daleko, jak grze w klipę, w ping-ponga czy w „nogę” do tenisa albo krykieta. Win nie znoszę, nawet najszlachetniejszych, a co dopiero mówić o znawstwie: wolałem raczej piwko oraz „narodowe trunki Słowian” (i wcale nie mówię o miodach). Wolałem warcaby niż szachy. Kiedy grano w brydża – ja podawałem herbatę i brzdąkałem na czymkolwiek: tu się jednak wyrównało, bo w „pokera” czy „tysiąca” albo „makao” też nie umiem grać.

Z tych pozycji zabieram głos na temat „Opola”. Żenada. Od mojego dzieciństwa była to zawsze rządowa impreza ludyczna udająca salonową, czyli taki „wyrób czekolado-podobny”, siermiężny – za to z cekinami. Orszaki, dworaki, szum pawich piór (Ewa Błaszczyk). Najbardziej mi się zapamiętał Jerzy Stuhr wykonujący wybitny utwór o tytule „Śpiewać każdy może”: wtedy zdjęto z tego „festiwalu” maskę pruderyjności. Na szczęście, obok przemarszu niezmiernie wybitnych miernot (i rzadkich perełek, oddajmy im honor) wprowadzono Kabaretom, przez co można się było szczerze pośmiać, i ukryć, że to nie skecze i bon-moty są śmiechu powodem.

Nie pamiętam, by w którymkolwiek wydaniu „Opole” było czymś innym niż jednym z kilkunastu „doniosłych” punktów programu „igrzysk”, dorocznie reżyserowanych z zatęchłych lochów władzy. Obok Wyścigu Pokoju, pochodu pierwszomajowego, festynu 22 lipca, dożynek, prominenckiego sylwestra w PKiN. Żyjący jeszcze artyści, którzy wtedy błyszczeli, udają, że pobierają do dziś z ZAiKS-u tantiemy za talent, a nie za „spolegliwość”. Zmiana gmaszyska PZPR na centrum polskiej finansjery niczego w tej sprawie nie zmieniło, tylko ton i „przesłanie artystyczne” nieco przekierunkowano.

Historio, historio, 
cóżeś ty za matnia, 
pchamy się na scenę, 
a to jeszcze szatnia

 

*             *             *

Kiedy Jacek Kurski, od którego jestem gitarzystą i „wykonawcą” o niebo lepszym (he-he, spróbujemy się?), proponuje „Opolu” nową redakcję „przesłania” – to nie robi nic innego, niż niegdysiejszy Radiokomitet, a potem „niezależni” prezesi okresu Transformacji. Po kiego grzyba artyści, niektórzy bardzo „dojrzali i leciwi”, urządzają Kabareton na miesiąc przez terminem – możemy tylko przypuszczać. Ale i tak śmieszne jest obserwowanie dziesiątków wieloletnich serwilistów, którzy nagle rezygnują z występów w mediach publicznych (czyli zarządzanych z zatęchłych zakamarków) – bo do tego sprowadza się ich „odmowa”.

Podczas „festiwalu” Pierwszej Solidarności postawiono kraj w poprzek, co doprowadziło do stanu wojennego. Dziś tak się nie da: te miliony, które kiedyś zarażano amokiem strajkowym, dziś pracują na śmieciówkach albo na saksach, albo też wcale nie pracują. Nie będą dla „idoli” czy „szansy na sukces” wywozić na taczkach ani Kurskiego, ani Kaczyńskiego, nawet Macierewicza. Przełączą telewizor na inny kanał – i dalej będą sączyć jakąś taniochę, dopingując Pudziana i spluwając gdzie popadnie (bo to taka teraz nasza ogłada).

I tylko niektórzy posmutnieją, ale nie z tęsknoty za „Opolem”, tylko za „piosenką z tekstem”. Dobrym tekstem, bez durnowatych, grubo szytych, aluzyjek. Tekstem na miarę Waligórskiego, Kofty, Młynarskiego, Kelusa, Przybory… Tekstem poważnym, choć czasem frywolnym w formie. Tekstem, który nie zawsze wpada w ucho, ale zawsze zapada w naszą głębię…

Bo śpiewać każdy może, i każdy ma prawo zarabiać na byle czym. I odmawiać każdy może, zwłaszcza kiedy już „tłuszczyk” się odłożył na kontach. Ale służyć publiczności – trzeba umieć, panie, umieć trzeba…! Dla sztuki, nie dla chleba i poklasku…

Historio, historio, 
tyle w tobie marzeń, 
często ciebie piszą 
kłamcy i gówniarze

/wykorzystałem dwie zwrotki tekstu Agnieszki Osieckiej/

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura