Jan Herman Jan Herman
174
BLOG

Un roturier, le prolétaire, le citoyen

Jan Herman Jan Herman Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 2


Obywatel – w mojej własnej definicji – to ktoś, kto ma wystarczające, zadowalające rozeznanie w sprawach publicznych I zarazem ma w sobie skłonność – bezwarunkową, bezinteresowną – do czynienia tych spraw lepszymi niż one są.

Nazywam takie obywatelstwo rzeczywistym, i przeciwstawiam obywatelstwu rejestrowemu, uregulowanemu przez Państwo (urzędy, organy, służby, legislatura), dziś opartemu na „wpisach” do rozmaitych baz danych (rejestrów): PESEL, REGON, NIP, PIT, CIT, adres, konto w banku, w ZUS, w telekomunikacji, „teczka” w skarbówce, w NFZ, w administracji lokalnej, w wojsku, w systemie sądowo-policyjnym (rejestr skazanych, itp.), w spisie dłużników.

Obywatelstwo rejestrowe zamyka człowieka i obywatela w czterech imadłach:

1.       Sprawozdawaj o sobie (stan rodzinny, majątkowy, ankiety urzędnicze czy sieciowe);

2.       Płać co nakazano (podatki, akcyzy, opłaty, cła, narzuty);

3.       Głosuj, kiedy jest ogłoszona kampania-alert (nieobecni nie mają wpływu);

4.       Cierpliwie i pokornie znoś niedogodności stworzone „dla twojego dobra”

Jasno widać, że te cztery funkcje obywatelstwa rejestrowego w praktyce znoszą jakiekolwiek obywatelstwo rzeczywiste. Przewrotność godna Machiavellego. Zamiast czynić człowieka godnym a obywatela podmiotowym – wpędzają go w alienację, którą na własny użytek definiuję jako:

1.       Wyobcowanie (coś co „moje” ożywa własnym życiem);

2.       Przeciwstawienie (było „moje”, a teraz mi „uwiera”);

3.       Przemożność (nie da się „tego” zignorować, włazi przez każdą szczelinę);

4.       Powodowanie (muszę jakiś kęs czasu, zaangażowania i uwagi poświęcać „temu”);

Tak pojęta alienacja odwraca wektor zarysowany powyżej w tytule: z obywatela staja się proletariuszem (biernym trybem „wkładającycm” bez gwarancji „otrzymania”), a następnie „zwyklakiem” (który być może okaże się przydatny, a może nie).

 

*             *             *            

Francuski „pięciopak” – mając na to mniej-więcej 200 lat – wytworzył na użytek Europy i Ludzkości fenomen Obywatela. Historia tego procesu jest zawiła i wcale nie ogranicza się do zapisów w dokumencie pod nazwą „La Déclaration des droits de l'homme et du citoyen” (DDHC, Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela), z sierpnia roku 1789. Oto jej pełne brzmienie (Czytelniku: ryzykujesz, że popadniesz w zadumę nad współczesnością).

Przedstawiciele ludu francuskiego, zebrani w Zgromadzeniu Narodowym, uznawszy, iż nieznajomość, zapoznanie lub pogarda dla praw człowieka to jedyne przyczyny publicznych nieszczęść i zepsucia rządów, postanowili ogłosić w uroczystej deklaracji naturalne, niezbywalne i święte prawa człowieka, aby owa deklaracja, stale przedstawiania wszystkim członkom społeczeństwa, przypominała im bez przerwy o ich prawach i ich obowiązkach; aby akty władzy ustawodawczej oraz władzy wykonawczej, mogąc być w każdej chwili porównanymi z celem wszelkich instytucji politycznych, były tym bardziej respektowane; aby żądania obywateli, oparte od tej pory na prostych i niezaprzeczalnych podstawach, służyły zawsze podtrzymaniu Konstytucji i szczęściu ogółu. W związku z tym Zgromadzenie Narodowe uznaje i ogłasza, w obecności i pod auspicjami Istoty Najwyższej, następujące prawa człowieka i obywatela:

Art. I. Ludzie rodzą się i pozostają wolnymi i równymi w prawach. Podstawą różnic społecznych może być tylko wzgląd na pożytek ogółu.

Art. II. Celem wszelkiego zrzeszenia politycznego jest utrzymanie przyrodzonych i niezbywalnych praw człowieka. Prawa te to: wolność, własność, bezpieczeństwo i opór przeciw uciskowi.

Art. III. Źródło wszelkiej władzy zasadniczo tkwi w narodzie. Żadne ciało, żadna jednostka nie może sprawować władzy, która by wyraźnie od narodu nie pochodziła.

Art. IV. Wolność polega na tym, że wolno każdemu czynić wszystko, co tylko nie jest ze szkodą drugiego, korzystanie zatem z przyrodzonych praw każdego człowieka nie napotyka innych granic, jak te, które zapewniają korzystanie z tych samych praw innych członków społeczeństwa. Granice te mogą być zakreślone tylko drogą ustawy.

Art. V. Ustawa ma prawo zakazywać tylko tego, co jest szkodliwe dla społeczeństwa. To, czego ustawa nie zakazuje, nie może być wzbronione i nikt nie może być zmuszonym do czynienia tego, czego ustawa nie nakazuje.

Art. VI. Ustawa jest wyrazem woli ogółu. Wszyscy obywatele mają prawo współdziałać osobiście lub przez swych przedstawicieli w tworzeniu ustaw. Prawo musi być jednakie dla wszystkich zarówno gdy chroni, jak też gdy karze. Wszyscy obywatele są równi w jego obliczu, wszyscy w równej mierze mają dostęp do wszystkich dostojeństw, stanowisk i urzędów publicznych, wedle swego uzdolnienia i bez żadnych innych preferencji, prócz ich osobistych zasług i zdolności.

Art. VII. Nikt nie może być oskarżonym, aresztowanym ani więzionym, poza wypadkami określonymi ściśle przez ustawę i z zachowaniem form przez nią przepisanych. Ktokolwiek będzie zabiegał o wydanie zarządzeń samowolnych, sam je wydawał, wykonywał lub ich wykonanie nakazywał, winien być karany; każdy jednak obywatel, wezwany czy ujęty w imię prawa obowiązany jest do natychmiastowego posłuszeństwa i staje się winnym w razie oporu.

Art. VIII. Ustawa winna przepisywać jedynie kary ściśle i oczywiście konieczne, nikt też nie może być karany inaczej, jak na mocy ustawy uchwalonej i publicznie w sposób ustawą przepisany przed popełnieniem przestępstwa ogłoszonej.

Art. IX. Ponieważ każdy aż do orzeczenia jego winy uważanym być musi za niewinnego, przeto, o ile zachodzi konieczność uwięzienia go, wszelkie środki, nie będące nieodzownymi do zabezpieczenia jego osoby, muszą być surowo ustawą wzbronione.

Art. X. Nikt nie powinien być niepokojony z powodu swych przekonań, nawet religijnych, byleby tylko ich objawianie nie zakłócało ustawą zakreślonego porządku publicznego.

Art. XI. Wolna wymiana myśli i poglądów jest jednym z najcenniejszych praw człowieka; każdemu obywatelowi zatem wolno przemawiać, pisać i drukować swobodnie z zastrzeżeniem, że za nadużycie tej wolności odpowiadać będzie w wypadkach, przewidzianych przez ustawę.

Art. XII. Zabezpieczenie praw człowieka i obywatela stwarza potrzebę władzy publicznej (aparatu przymusu), władza ta zatem jest ustanowioną ku pożytkowi ogółu, nie zaś dla korzyści osobistej tych, którym została powierzona.

Art. XIII. Celem utrzymania władzy publicznej i ponoszenia wydatków na administrację niezbędnym jest podatek powszechny; musi być on równo rozdzielony między wszystkich obywateli w miarę ich środków.

Art. XIV. Wszyscy obywatele mają prawo bezpośrednio lub przez swych przedstawicieli stwierdzać zachodzącą potrzebę podatku powszechnego, swobodnie zezwalać nań, jako też określać jego wysokość, wymiar, sposób ściągania oraz czas trwania.

Art. XV. Społeczeństwo ma prawo żądać od każdego urzędnika publicznego zdawania sprawy z jego czynności urzędowych.

Art. XVI. Społeczeństwo, w którym rękojmie praw człowieka nie są zabezpieczone ani podział władzy nie jest ustalony, nie ma Konstytucji.

Art. XVII. Ponieważ własność jest prawem nietykalnym i świętym, przeto nikt jej pozbawionym być nie może, wyjąwszy wypadki, gdy potrzeba ogółu, zgodnie z ustawą stwierdzona, niewątpliwie tego wymaga, a i to tylko pod warunkiem sprawiedliwego i uprzedniego odszkodowania.

 

*             *             *

Komentatorzy raczej nie podnoszą – zawartego nawet w tytule Deklaracji – wyraźnego rozdziału między Jednostką (wyposażoną w godność) a Uczestnictwem (czyli aktywną podmiotowością w ramach wspólnoty-społeczności). A właśnie ów rozdział uważam za kluczowe osiągnięcie Francuzów, za ich drogocenny wkład do dziedzictwa Ludzkości.

Uchwalona przez ONZ Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z roku 48 zaczyna się już nieco inaczej:

„Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw. Są oni obdarzeni rozumem i sumieniem oraz powinni postępować w stosunku do siebie wzajemnie w duchu braterstwa”.

Mowa o drugim zdaniu: zawiera ono – słabo akcentowaną słowem „powinni” – normę dla stosunków międzyludzkich, współżycia społecznego, nakazując wszystkim, by byli wobec siebie jak bracia. W tym sensie Deklaracja francuska pozostawiała Człowiekowi więcej swobody.

Jako Człowiek – każdy jest od początku do końca nosicielem godności, chyba że szkodzi dobru wspólnemu – powiadają Francuzi. Tę godność każdy inny człowiek i (domyślamy się) jego konstelacje (rodzina, wspólnota, sąsiedztwo, organizacja, samorząd, firma, państwo) – powinny traktować jako teren zastrzeżony, odbijać się od niej jak od szklanej ściany.

Jako Obywatel – każdy wedle własnej woli może uczestniczyć w życiu publicznym, w tworzeniu instytucji społecznych, przepisów prawa, reguł, struktur organizacyjnych służebnych wobec wszystkich i każdego. Może też – to bardzo istotne – dobrowolnie abdykować z roli aktywnego uczestnika, co nie zmienia jego położenia ani w roli Człowieka, ani Obywatela.

 

*             *             *

Jest w Deklaracji francuskiej zapis, który w moim przekonaniu wymaga współczesnej interpretacji. To zapis ostatni. Mój bunt wobec tego zapisu zrazu kazał mi sądzić, że chodzi o ten rodzaj własności, który definiuje to co osobiste-intymne i to co związane z prywatnością. Jest tam jednak uwaga o możliwości ograniczenia własności, jeśli przeciw jej „świętości” staje oczywisty interes publiczny.

Dla mnie jest jasne, że własność, która nie jest tą zabezpieczającą sprawy osobiste i prywatne, a staje się narzędziem gry o zakres obowiązków społecznych i uprawnień gospodarczo-politycznych – nie jest chroniona ostatnim, 17-tym zapisem Deklaracji francuskiej. Gdyby ktoś trzeźwy użył w debacie nad nią słowa „kapitał” (w rozumieniu: tytuł do dochodu) – autorzy z refleksem zastrzegliby, że własność jest dotąd święta, dopóki nie jest narzędziem zniewolenia ekonomicznego, społecznego, politycznego.

 

*             *             *

Tym refleksem wykazał się zrazu Adam Smith (filozof-etyk, z obrzydzeniem moralnym obserwujący ze swojej Szkocji paskudne praktyki rodzącego się w Anglii kapitalizmu), a potem Karol Marks, który uczepił się smithowskiego konceptu, że najbardziej dynamicznym i owocnym źródłem bogactwa jest praca ludzka, ta zaś jest podręcznym dobrem na wyposażeniu każdego człowieka, w odróżnieniu od Ziemi i Kapitału.

Można Marksa obsobaczać za różne „nieciągłości” w jego filozofii społecznej, ale jest prawdą, że od czasu rozpowszechnienia się takich pojęć marksowskich jak wyzysk, niesprawiedliwość społeczna, zniewolenie ekonomiczne i polityczne – rozmaite rządy i biznesy na wyprzódki prześcigają się w udowadnianiu, że – kto jak kto – ale one właśnie zaprzątają sobie uwagę wyłącznie „człowiekiem i obywatelem”, robią wszystko dla niego i pod niego, sami odejmując sobie od ust, powstrzymując się od utracjuszostwa, zabezpieczając ludziom i obywatelom to i owo.

Znaczy – Smith z Marksem jednak nadepnęli na wrażliwe miejsce.

 

*             *             *

Teraz będę wyplątywał się ze sformułowania „mam wrażenie, że oni mają wrażenie”.

Otóż powszechniejące – przede wszystkim w Europie – idee alterglobalistyczne (w większej części ustawione twarzą ku poszukiwaniu lepszych rozwiązań ustrojowych dla świata, zaś w mniejszej części skupione na racjonalności-efektywności ludzkiego działania zbiorowego-społecznego-wspólnotowego) – dowodzą, że „ludzie mają wrażenie”, iż procesy koncentracyjne, jakimi naznaczona jest wszelka gospodarka i wszelka polityka, cofają wszystkich razem i każdego z osobna z pozycji „citoyenneté” (obywatelskości) do roli „prolétaireté” (bezwolnego uczestnika procesów, nie mającego wpływu na relację między swoim wkładem do społecznej puli a prawem-tytułem do czerpania z niej).  Stąd formuła „indignados”, wybuchająca spazmami, czasem przygasająca.

Ja zaś mam wrażenie, że z tą świadomością owi „indignados” niezbyt wiedzą co począć, bo im obrzydzono pojęcie „obumierania państwa”. Rozumiem takie obumieranie – jako wytrącanie Państwu (organom, urzędom, służbom, legislaturze) kolejnych prerogatyw alienujących człowieka i obywatela: tym kimś wytrącającym – jest narastająca samorządność obywatelska, na mocy której „ludzie sobie radzą” bez Państwa.

Bliska jest mi idea „państwa równoległego” (l'Etat parallèle), ale w rozmowach zauważam, że kojarzy się ono z państwem alternatywnym, w domyśle lepszym niż istniejące, a tymczasem chodzi o to, że znika państwo „zewnętrzne” (zawiadujące rejestrowo człowiekiem i obywatelem), a jego prerogatywy zostają internalizowane przez każdego, stają się powszechną cechą każdego osobnika, co oznacza, że obywatelskie wspólnoty samorządowe, obalające samą potrzebę istnienia państwa (zewnętrznego), zorganizowane są „każda po swojemu”: swoje terminy i tryby wyborcze, swoje regulacje gospodarcze, swoje wybory kulturowe, odrębne racje moralne i polityczne. Państwo Równoległe w moim wyobrażeniu – to „brak państwa zewnętrznego”, pozostającego w jakimkolwiek stosunku do człowieka i obywatela. To tygiel samorządnych nano-państewek.

To zbiorowość obywateli, którzy na pierwszy rzut oka wyglądają jak „roturiers” (zwyklaki), bo się „nie pchają na afisz”, ale w rzeczywistości mają w sercach, duszach, umysłach i sumieniach wdrukowane „czipy” z Deklaracją Praw Człowieka i Obywatela.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka