Jan Herman Jan Herman
2066
BLOG

Coś pełzającego

Jan Herman Jan Herman Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Rok 2017 w Polsce ma być – jasno to stawia formacja rządząca – rokiem reform. Ten sam rok ma być – jasno to mówi Zjedn-Opoz – rokiem odbierania władzy formacji rządzącej od jesieni 2015.

Reformy prowadzone w dobie otwartej władzy o władzę – tak uczy wielowiekowe doświadczenie – nie są reformami „o lepszość nad gorszością”, tylko są sposobem na wymianę kadrową we wszystkich społecznych i gospodarczych instalacjach sieciowych: szkolnictwo, wojsko, infrastruktura, ochrona zdrowia, administracja lokalna – naprawdę, Polska reformami będzie stała, jeśli…

O tym, na czym polega polska wojna najnowsza, pisałem po wielekroć. No, to w dwóch akapitach jeszcze raz.

1.       Kto ma „swoje” kadry w „generatorach budżetowych[1]”, ten rządzi. Nowa formacja rządząca wymieniła dość gwałtownie okolice „erki” (kilka tysięcy osób), pośpiesznie, znacząc swój szlak wpadkami,  ale Nomenklatura – która zresztą lawinowo wzrosła w poprzednich dwóch kadencjach – to kilkaset tysięcy osób. Owych kilkaset tysięcy osób wie-przeczuwa, że będą przynajmniej „weryfikowane”. Gdyby zostały zastąpione przez sąsiadów-konkurentów („słuszniejszych” obecnie) – to tracą swoje duże i małe bezpieczeństwo dochodów, status społeczny i „zdolność zarządzania” kiściami geszefciarskimi (konkursy, przetargi, zamówienia), nieuchronnie obrastającymi każdą Nomenklaturę. Mówimy zatem o kilku milionach osób, które od ładnych kilku lat – zwyczajnie, po ludzku – urządzały się pod opieką i zarządem poprzedniej formacji, a od obecnej formacji spodziewają się radykalnej zmiany na gorsze;

2.       Formacja przegrywająca w 2015 roku najpierw głosowanie prezydenckie, a potem głosowanie parlamentarne – świadomie przeniosła rywalizację polityczną z obszaru wyborczego w obszar alki o „swojość” kluczowych urzędów i organów. Zaczęła od skierowania ostrza TK przeciw „obcemu” Prezydentowi, potem zaczęła uruchamiać „obywatelskie nieposłuszeństwo” niektórych „państw w państwie” (sądy, media, korpus nauczycielski, związki zawodowe[2]). Tym samym „państwa w państwie” – jako oczywista patologia ustrojowa, dezintegrująca, rozbijająca Państwo, przewłaszczająca od Państwa rozmaite prerogatywy i publiczne dobra (majątek). „Czynnikiem społecznym” w tych zmaganiach jest KOD: nie podaje konstruktywnego programu, jest chodzącą negacją obecnej władzy;

Gdybym doradzał PiS-owi za jakieś tantiemy – to rozpisałbym na szczegółowe punkty ten niesłychanie ważki dorobek Transformacji, ze szczególnym uwzględnieniem ostatnich dwóch kadencji, ale bezstronnie: z jednej strony godne pochwały projekty i wdrożenia, z drugiej strony – sprawy nieładne i szkodliwe. Osobiście sądzę, że nawet jeśli „zielona wyspa” nie została doprowadzona do ruiny – to jednak z rozmysłem doprowadzono do nieodwracalnych, znaczących wykluczeń oraz do „reprodukcji” państw w państwie. To jest tak, jak dosypanie cukru do zbiornika z paliwem: niby drobiazg, ale samochód nie pojedzie. Odrębną sprawą są wybory kierunków dyplomatycznych (zarówno Europa, jak też Ameryka mają Polskę za wciąż podskakujący bantustan). No, i na koniec, fatalna rola Państwa Stricte[3], które samo w sobie jest zaprzeczeniem wszystkiego co zwie się demokracją, obywatelstwem i samorządnością, ale jeśli mają tam coś do powiedzenia „państwowcy” – to dba o swoje „gniazdo”: tymczasem polskie Państwo Stricte jest na usługach osobliwej „matrycy międzynarodowej”, więc sprzyja dekompozycji Rzeczpospolitej.

 

*             *             *

Moje sumienie w ogóle nie akceptuje dychotomicznego, dwu-drużynowego podziału sceny politycznej na obóz rządzący i obóz negujący rządy. Polityka bowiem – w tradycji helleńskiej i rzymskiej (obie tradycje nieco się różnią) – to obszar społeczny, w którym chodzi o jak najlepsze, optymalne  alokacje zasobów, jakimi dysponuje Kraj i Ludność[4]: gruntów, upraw, hodowli, wód, lasów, kopalin, tzw. siły roboczej, majątku, infrastruktury, rozmaitych sieci, struktur, systemów, a nawet tzw. pasjonarności. Szczególnie tradycja Imperium Romanum związała tak pojmowaną politykę z wielonawowym gmachem „systemu prawnego”: żadne inne imperium nie zajęło się tak drobiazgowo obudowywaniem ZASAD – PRZEPISAMI.

Podręczniki, przywołując np. dorobek M. Webera czy „tradycję” amerykańską, wmawiają adeptom różnych szkół i uniwersytetów, że polityka to sztuka walki o władzę i o jej utrzymanie, sztuka bycia wybieranym, zbiór działań realizowanych przez urzędy, organy i służby, z użyciem perswazji, manipulacji, przymusu i przemocy, kontestacji, negocjacji i kompromisów, sztuka rządzenia, sztuka gry wszystkich ze wszystkimi o wszystko, sztuka pozycjonowania rozmaitych podmiotów bardziej lub mniej zorganizowanych. Totalna bzdura, szkodliwa, godna wymiaru sprawiedliwości.

Dzięki takim bzdurom wpajanym każdej młodej i starej głowie, nikt się nie burzy, że powszechną świadomością zawładnęła pusta, szkodliwa walka na śmierć i życie dwóch żywiołów, w której nawet słowem nikt się nie o arystotelesowskim sine qua non polityki: dobru powszechnym. Znakomita większość „demokratycznych państw prawnych” (cóż za paskudne określenie) uległa „sprasowaniu” politycznemu, dziś funkcjonując w dwubiegunowej przestrzeni parlamentarno-rządowej. Kiedy rośnie liczba partii parlamentarnych i pojawiają się więcej niż dwie siły-formacje równorzędne – powszechnie prezentuje się taką sytuacje jako kryzysową, przesileniową, nienormalną. I wdraża się rozwiązania polaryzujące.

 

*             *             *

W dwubiegunowej rzeczywistości przepychanki polityczne „idą o” to, która bardziej reprezentuje elektorat, społeczeństwo, dobra najwyższe. To w sferze przekazu propagandowego, czyli „narracji”. A to co dzieje się w praktyce – właśnie obserwujemy.

Konkurencja między UE a USA nie jest zbyt spektakularna: łączy te dwa żywioły NATO, MFW, Bank Światowy i kilka innych „drobiazgów”, dzieli podejście do zagadnienia suwerenności. USA przywołuje tradycję rzymską (przepisy prawa ponad wszystko, a Państwo jest zagospodarowywane przez garnizonię, czyli kiedyś Legiony, a obecnie Defence). Europa przywołuje tradycję helleńską: niezależne samorządne Polis, dobrowolnie skupiające się w tzw. Symmachiach-Amfiktioniach, związkach zadaniowych  (ateńskim, peloponeskim, beockim, korynckim, etolskim, achajskim, itp.). Oczywiście, wariant europejski został na kilkadziesiąt las obarczony „rytem teutońskim”, za sprawą głównego scenarzysty, Waltera Hallsteina, pasjonata i piewcy nazizmu. Dlatego europejska Symmachia-Amfiktionia utrwaliła się jako struktura ponadpaństwowa (nie jest „zadaniowa”), krok po kroku przejmując praktyczną, realną władzę nad państwami członkowskimi, upodobniając się do USA.

Polska jest krajem, który niemal od swoich narodzin państwowych uczy się sztuki obcowania z silniejszymi, nie tylko sąsiadami. Niemieckich „świętych cesarzy” obeszliśmy kumając się z Czechami, zakon papiesko-germański obeszliśmy tworząc unię z Wielką Litwą, z Rosją radziliśmy sobie to łupiąc jej Kreml w dobie Smuty, to posyłając króla do łożnicy Katarzyny.

Słabo nam to wszystko szło: straciliśmy podmiotowość państwową na grubo ponad stulecie. Odzyskaliśmy ją z łaski Wielkiej Brytanii, która wmówiła innym mocarstwom, że trzeba upokorzyć Prusy i utworzyć „państwa buforowe” między Europą i Bolszewią. Prowadziliśmy tak spektakularną politykę, że nie było komu nam pomóc, kiedy Bolszewia z Hitlerią nas rozdrapały. Potem – znów nie z wyboru własnego – długo byliśmy „najweselszym barakiem w obozie” socjalistycznym, po czym – współ-obaliwszy Wielki Mur – podpięliśmy się pod UE i USA.

Od kilkunastu lat dyplomację polską – a od kilku lat w podwyższonej temperaturze wewnętrznej – rozdziera wybór między Ameryką i Europą. Tak czy owak – kosztem suwerenności.

Kiedy opcja pro-europejska skompromitowała się do granic wytrzymałości – ster rządów przejęła opcja pro-amerykańska.

Opcja pro-europejska budowała przez cały czas transformacyjny silne związki uzależniające Polskę od decyzji i „zaleceń” UE. To oznacza miliony drobnych więzi, które składają się na niepartnerski, kolonialny układ z Polską w roli „zdolnego hunwejbina”. Poklepywanego po plecach. Ameryce wystarczało, że Polska chętnie (w odróżnieniu od Europy) angażowała się w „rozsiewanie demokracji” amerykańskiej po świecie, nawet kosztem tradycyjnie dobrych stosunków z regionem arabskim.

Opcja pro-amerykańska nie ceregieli się z Polską: nie uruchamia funduszy pomocowych, nie obiecuje złotych gór i bajek o wolności, tylko instaluje swoje bazy wojskowe oraz urządzenia inwigilacyjne, a także przeczesuje polskie bazy danych i cała ludność na okoliczność sympatii i antypatii związanych z USA. Kto wie, że polski przedsiębiorca musi opowiadać się przed skarbówką z tego, czy ma konto biznesowe w USA?

 

*             *             *

Po rozmaitych wahaniach taktycznych i po miesiącach kreciej roboty – Europa objawiła, że jest gotowa wesprzeć formację przegraną w roku 2015. Wypowiedzi Hansa Timmermansa czy Donalda Tuska są jednoznaczne i stanowcze: nie popuścimy. Takich rzeczy, które oni mówią – nie mówi się wobec ponoć suwerennego państwa, jeśli nie ma się poczucia racji wynikającego z „uzgodnień” między Państwami Stricte.

Nasz zwykły Polak-szarak nie mówi dobrze „językami”, więc wgapia się w polskojęzyczny telewizor amerykański, wczytuje się w polskojęzyczny  przekaz prasowy – i przeżywa teatrzyk, grający sztuki uliczne. Co słyszy? TU JEST POLSKA! TU JEST SUWEREN! TU JEST NARÓD! Co ma z tego rozumieć? Że formacja, która jak najbardziej i znacząco wygrała ostatnie głosowania prezydenckie i parlamentarne – to tylko udaje naród, suwerena, Polskę.

Dotąd najczęściej polski hymn, w pełnej wersji, wyśpiewywał PiS, a przegrana formacja wznosiła hymn  UE, niemiecką do szpiku „Odę do radości”. To już minęło. Teraz „Europejczycy” hymn śpiewają ładniej niż „amerykanie”.

Dotąd jedyna ZJEDNOCZONA polska formacja – to był PiS, Solidarna Polska i Polska Razem, ew. jeszcze Prawica Rzeczpospolitej. Teraz z platform manifestacyjnych słychać, że Petru, Schetyna, Czarzasty, Kosiniak-Kamysz, Nowacka, a nawet Zandberg – to ZJEDNOCZONA OPOZYCJA. Ale już Zmiana, upominająca się o Mateusza Piskorskiego – to już nie, bez przesady.

Dotąd rzucano anatemę na Kornela Morawieckiego, który wygłosił z trybuny sejmowej radbruchowską zasadę „Naród przed Prawem”. Cóż to się działo: faszyzm, co tam jeszcze! Teraz słychać jasny przekaz: nasza wola, wola Zjed-Opoz-u jest wyżej niż wola formacji rządzącej.

Zatem o co mi chodzi? Że kradną PiS-owi Polskę?

Nie. po prostu odzyskują to, co im niesprawiedliwie, choć zgodnie z regułami – ordynacją wyborczą – odebrano! Pisałem już o tym, przypominam, 17 października 2015, w notce „Czyja jest Polska”, TUTAJhttp://publications.webnode.com/news/czyja-jest-polska/ ,więc domagam się pochwał za przenikliwość.

 

*             *             *

Skoro formacja, która przegrała w „czystej grze” elekcyjnej, ma poczucie, że ją po bandycku okradziono – to nie można się dziwić, że misję „odzyskania Polski” przyjmuje jako świętość.

Właśnie o tym pamiętam, kiedy widzę zadymy parlamentarne i uliczne, kiedy widzę niespotykaną mobilizację, kiedy obserwuję nadzwyczajne zainteresowanie UE sprawami polskimi, z oczywistą stronniczością.

Robi się wszystko, by doprowadzić Polskę do wrzenia i uczynić uzasadnionym zastosowanie rozdziału XI Konstytucji (art. 228 – 234, tam się mówi o stanach nadzwyczajnych). Oczywiście, PiS nie jest taki głupi, nie da się wrobić. Choć wystawił całkiem niezbornego Marszałka Sejmu, który ułatwia robotę Zjed-Opoz-owi.

OSTRZEŻENIE

Przedłużające się zakwaterowanie Zjed-Opoz-u w Sali Plenarnej Sejmu (koniecznie tam, a nie po prostu w budynku Sejmu), które będzie opisywane jako nadzwyczajne poświęcenie się posłów „dla Sprawy” – to są przygotowania do obalenia PiS. Rządzący robią wszystko, co przewidują „podręczniki”, aby uśpić, zadręczyć Zjed-Opoz. Ale tak naprawdę jest odwrotnie: to rządzący PiS jest usypiany.

Ja sobie umiem wyobrazić, że w najbliższych dniach około 50 najważniejszych obiektów w kraju: fotel Marszałka Sejmu, Marszałka Senatu, gabinet Premiera, gabinety Wojewodów, gabinety Prezesów NIK, Telewizji – i tak dalej – zostaną „przejęte przez suwerena”.

Celowo przerysowuję, bo nawet jeśli stanie się coś mniej spektakularnego – media niesprzyjające formacji rządzącej przedstawią to jako uzasadnione przejęcie przez Naród placówek istotnych dla funkcjonowania Państwa, bo to Państwo – cytuję kogoś, kto to mądrze kiedyś objaśni – działa obok Konstytucji, obok dobrego obyczaju, obok interesów narodowych (tu hymn, Radbruch, Zjed-Poz, wykładnia Rzeplińskiego, mądrości Sądu Najwyższego, itp.).

Wieszczę takie dramaty – bo wierzę byłym rządzącym i wspierającej ich Europie – nie „nie odpuszczą”.

 

 

[1] Generator budżetowy – to takie miejsce w przestrzeni społeczno-polityczno-gospodarczej, gdzie rodzą się „należności” prywatne wobec Państwa (podatki, opłaty, akcyzy), gdzie startują strumienie ku Budżetom (lokalnym, wydzielonym parabudżetom, budżetowi centralnemu) oraz gdzie jest „zlewnia-odstojnik” tych strumieni (np. fundusze, podmioty pod kontrolą zarządczą Państwa);

[2] Przygotowuję opracowanie, w którym – wedle około 20 kryteriów wyróżniających fenomen „państwa w państwie” – opisuję około 40 takich przykładów: poza skarbówką, sądownictwem, służbami sekretnymi, ochroną zdrowia, bankami, ubezpieczycielami, mediami, federacjami zarządzającymi sportem – znajduję „wiązki wyróżników” również w telekomunikacji czy w kolejnictwie oraz w innych, równie niespodziewanych miejscach;

[3] Państwo Stricte – to obszar władzy, który ma potężne prerogatywy, ale znikomą skłonność do jawności i do wyjaśniania tego, co robi, a nawet do ujawniania tego, co robi. PS obejmuje takie enklawy państwowe jak sztaby armii, policji, służb specjalnych, skarbówki, organów kontroli, dyplomacji, infrastruktury krytycznej;

[4] Polityka: Arystoteles podkreśla, że jest to obszar rządów inspirowanych dobrem powszechnym. Jest w użyciu właściwsze słowo: governance – to kultura zarządzania, przy czym „kultura” powinna być tu rozumiana jako organiczna „plantacja” instytucji społecznych (samosiewnych) i mechanizmów-regulacji (wstawianych przez „władzę”);

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka