Jan Herman Jan Herman
360
BLOG

Krótka historia rozrywek towarzyskich

Jan Herman Jan Herman Kultura Obserwuj notkę 6

Rozrywką towarzyską nazywam w miarę liczne spotkania grupy osób, które łączy przynajmniej jedna okoliczność (np. zaproszenie, przynależność) i z tego powodu, tu-teraz lub bardziej trwale, można tę grupę nazwać „towarzystwem”.

Jak świat światem, takie zbiegowiska kręciły się zawsze wokół trzech zagadnień głównych: wzruszeń natury artystycznej, poczęstunku z ładunkiem procentowym oraz zabaw damsko-męskich.

Wskażę na trzy formuły takich spotkań, które nastąpiły po sobie, ale tago akurat nie można być pewnym

Kobiety, wino i śpiew

W tamtych czasach sformułowanie „bywać” miało jakieś znaczenie. Kto nie „bywał” – ten był tak samo samotny, jak dzisiejszy internauta pozbawiony sprzętu tele-informatycznego. A samotność to nie jest stan naturalny dla zdrowego i żywego człowieka, który akurat nie jest ponurym filozofem zanurzonym w rękopisach.

Toteż zdrowi szukali towarzystwa organizując bale, rauty, wieczory. Grała muzyka – głośna choć pozbawiona elektryczności. Dopóki muzyka była kameralna – spodziewano się poezji, wystąpienia o charakterze manifestu albo czyjegoś śpiewu. Umyślni roznosili dyskretnie na tackach rozmaite szklane kształty: po tych kształtach rozpoznawano, czy to koniak, czy szampan, czy absynt, wino albo sok z gumi-jagód. Nie przerywali jedni drugim, muzyka i poezja perliście wypełniała pomieszczenie, ale damy rozglądały się wokół, który z szarmanckich uczestników spotkania rozpoznał w niej swoją muzę.

Słowo „kobieta” znane było jako „dama, waćpanna, waćpani”.

Pośród szeptów wcześniejszych  i późniejszych niż wino i muzyka – damy dzieliły się swoimi wiadomościami i doświadczeniami, co oznaczało wstępną selekcję dżentelmenów na wartych uwagi (ze względu na zasługi wojenne, dochody z majątku albo męskość) – i już po kilkunastu kwadransach towarzystwo bogatsze było o nowe doświadczenia i wiadomości, bowiem te wcześniejsze były weryfikowane w zakamarkach dworków czy w ogrodach.

Nie była taka weryfikacja łatwa: damskie ubiory składały się z licznych warstw odzieży i niejeden amator podwiązek bliski był zawału, chyba że dama była bardziej niż ciekawa wrażeń, wtedy jakoś wszystkie przeszkody cudownie ustępowały pod naporem chuci.

Wiele się podczas takich weryfikacji zawiązywało przyjaźni i rozwiązywało. Zmieniały się damy-gwiazdy i dżentelmeni mający towarzyskie wzięcie. Kiedy taki „rozkład pozycji towarzyskich” już-już miał skamienieć na dobre – pojawiał się ktoś nowy, a przynajmniej jakiś skandalik, mariaż, mezalians, bankructwo – i karuzela kręciła się od nowa, kto wie, czy nie w drugą stronę…

Ta epoka w Polsce symbolicznie kończy się w czasach, kiedy możliwe stało się „Wesele” Wyspiańskiego

Dziwa, ćwiara i gitara

Wraz z postępem naukowo-technicznym oraz pojawieniem się elektryczności – gry i zabawy towarzyskie nabrały intensywności. Pojęcie „towarzystwa” zostało zastąpione hasłem „impreza”. Na przykład koncert rockowy, szkolenie wyjazdowe, grzybobranie, integratka w studenckim akademiku, w ostateczności sanatorium. Posmaczkiem imprezy było to, że tylko nieliczni uczestnicy znali się wzajemnie (chyba że „było miło” i określone grono imprezowało z jakąś powtarzalnością).

Słowo „kobieta” używane było najczęściej w redakcji „dziewczyna”, albo bardziej familiarnie – „dupa”.

Jedno pozostało niezmienne: imprezowiczki (żeńska część zebranych) znały wszelkie tajemnice portfelowe i slipkowe części męskiej, zanim w ogóle dochodziło do weryfikacji. Zresztą, nie zawsze taka weryfikacja wymagała udania się do zakamarków czy do ogrodów: obmacywanki i serdeczności miały miejsce już podczas wstępnego rozlewania trunków do naczyń, które jakoś nie poddawały się rygorom „odpowiedni napój do odpowiedniego szkła”. Nierzadko zamiast szkła tworzywem był fajans, a nawet pobrzękujący metal. Trunków nie roznosili umyślni, tylko każdy imprezowicz przynosił ze sklepu czy z domowego barku: mieszanka receptur czasem wpływała przygnębiająco na zdrowie.

Bywało, że zamiast magnetofonu czy podobnego urządzenia – macanki i inne ręczne zaloty umilał grajek, najczęściej gitarowy, a jeśli dobrze się sprawdzał – miał wzięcie niezależnie od zamożności i slipkowości.

Nie wiedzieć czemu, dziewczyny lubiły wtedy nosić dżinsy, jakby nie wiedziały, że na skutek walki z nimi mogło być tak, że wszystko opada.

Imprezki kończyły się o porze „niewiadomej”, ludzie budzili się – bywało – w pokoju sobie nieznanym albo w krzaczorach nieopodal, obok osoby, której imienia nie mogli sobie przypomnieć, i niekiedy dowiadywali się po kilku dniach, że mają szansę zostać szczęśliwymi rodzicami. Na ich szczęście dodatkowe – medycyna znała już wtedy sposoby „odszczęśliwiana”.

Czasem coś komuś zginęło, ale że pamięć ludzka po „konsumpcji mieszanej” bywa zawodna – nikt szczególnie nie dociekał, choć niektóre straty były bolesne.

Tę epokę zakończyła spektakularna seria zgonów idoli, którzy „zeszli” na skutek przedawkowania: W Polsce mówimy o Ryśku.

Gala, lala i dopalacz

Aż nastała epoka, w której słowo „kobieta” przebudowano w kierunku słowa „lachon” i podobnych, których nie umiem, a może nie chcę wymówić. Trzeba jasno powiedzieć: kobiety rozrywkowe zasłużyły sobie na to w pełni, skoro ich odzież ograniczała się do wąskiego paska materiału niczego nie zakrywającego, a i to nie zawsze, oraz do dwóch przezroczystych miseczek – również nie zawsze.

Miejscem „zdarzenia” są tak zwane „kluby”, w dodatku powiązane niewidzialną nicią, co każe uczestnikom krążyć od klubu do klubu (patrz: clubbing), to zaś przekreśla jakiekolwiek możliwości towarzysko-integracyjne: jest się po prostu anonimowym, chyba że jest się akurat celebrytą albo „sponsorem”. Novum: niektórym zabawowiczom towarzyszą dyskretni ochroniarze.

Najwięcej zmieniło się w sferze konsumpcji. Wszelkie rodzaje alkoholu, z „browsem” na czele – to tylko przygrywka do konsumpcji właściwej. A owa część właściwa – to osiągnięcia profesjonalnej i domorosłej chemii syntetycznej, pośród których „amfa” jest najbardziej niewinna.

Kryteria, wedle których uczestnicy „clubbingu” dobierają się w pary (nie zawsze dwupłciowe) – czekają dopiero na opracowanie naukowe, w każdym razie dobrze jest, jeśli panowie odpowiadają wymaganiom „tradycyjnym” (portfel, pozycja na salonach, bielizna), ale wiele wskazuje na to, że to nie wszystko. Trwałość par najczęściej nie przekracza godziny, podczas której następuje i weryfikacja, i różne takie…

Wrażenia artystyczne związane są zarówno z techno-łomotem i stroboskopami, przez co człowiek nie słyszy własnych myśli, zaś oczy mu się obracają wokół wszelkich wyobrażalnych osi – i solowymi albo drobno-grupowymi występami celebrątek i kandydatów na celebryctwo, oznaczającymi na przykład pozbywanie się bielizny, a nawet „weryfikacji” na oczach przypadkowej publiki. Nierzadko – zamiast clubbingu – uczestnicy włączają kamerki i oddają się uciechom na oczach internetowej „frekwencji” sięgającej wielu tysięcy obserwatorów.

W obu epokach wcześniejszych wydarzenie towarzysko-rozrywkowe zaburzało porządek dnia następnego: nazwijmy to kacem objawiającym się bólem głowy albo sumienia, co nie pozwalało funkcjonować sprawnie w przestrzeni codziennych obowiązków.

Ta najnowsza epoka zamiata ten problem: clubbing jest niemal „zajęciem zawodowym”, a kto z tego środowiska wstaje przed południem – na pewno jest jakiś dziwny…

Trudno mi sobie wyobrazić, czym skończy się opisywana historia gier i zabaw towarzyskich. Przecież nie da się więcej „skonsumować”, więcej obnażyć, bardziej upodlić…

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura