Jan Herman Jan Herman
209
BLOG

Kiedy Globalia zaczęły pożerać Lokalia...?

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 1

/notka powstała z żalu, że nie umiem rozwiązywać równań z wieloma niewiadomymi, z których ma wynikać, ilu ludzi stawiło się na dźwięk trąbki-sygnałówki, bo bardzo im zależy na tym, by koniecznie odsunąć władzę od władzy, za każdą cenę…/

Milion lat temu napisałem na pewien konkurs książkę o różnicach w podejściu do gospodarowania (praktyk menedżerskich) i ekonomii (myśleniu o gospodarowaniu). Jak zwykle – nie znalazłem wydawcy (bo ja taki bez tupetu jestem).

Ważną częścią tego mojego monologu były trzy wątki:

1.       Wątek czterech ścieżek rozwoju cywilizacyjnego: ścieżka wegetarna (zespolenie się Człowieka z Naturą, czerpanie z niej rozwiązań i poszukiwanie w niej zaspokojenia), ścieżka pionierska (militarno-ekspansywne podejście do świata, zaspokajanie się poprzez eksploatatorskie, grabieżcze przechwytywanie tego co ma Natura i „obcy”), ścieżka techniczna (zespolenie z Uniwersum, poszukiwanie zaspokojenia w tym, co Uniwersum daje „między wierszami”) oraz ścieżka techniczna (zaspokajanie się poprzez wynalazczość, pokonywanie horyzontów, doskonalenie siebie i swojego dzieła oraz otoczenia);

2.       Wątek PWEC (Potential World Economic Centers): wskazywałem na wielkie, zagregowane „ciągi kulturowe”, stanowiące kondensaty rasy, genów, kultur, języka, religii, pasjonarności, takie jak Chiny, Arabia, Indie, Europa, Rosja, interior Afryki, Nezje. Stawiałem między poszczególnymi PWEC (lub – w trybie „dokonanym” – WEC) konkretne granice psycho-mentalne i kulturowo-cywilizacyjne, wywodząc stąd infantylność oczekiwania, że – na przykład – dla Arabii czy Indii „ojcostwo” ekonomii przypisywane Smithowi, Quesnay’owi czy Marksowi jest uprawnione;

3.       Każda kolejna tzw. dominująca treść pracy (społeczeństwa-wspólnoty żyją np. z pozyskania biernego (zbieractwo), pozyskania intensywnego (myślistwo, kopalnictwo, wyrąb), rolnictwa, przemysłu, usług) – wymaga coraz większego terytorium i coraz większej zbiorowości, by w pełni korzystać z dobrodziejstw tej akurat treści pracy (zbieractwo czy myślistwo wymaga stosynkowo niewielkiego „rewiru” i „hordy”, a przemysł wymaga kilku tysięcy profesji, wielu przetwórni, technologii). W tym sensie globalizacja ma miejsce „od początku”, ale takie stawianie sprawy niczego nam nie objaśnia;

Tego co poniżej – w tamtej książce (świadkiem tej koncepcji jest na pewno Prof. K. Kloc z SGH, a po trosze prof. P. Bożyk) nie zamieściłem, ale z obu pierwszych wątków dla mnie wynika jasno, że takie fenomeny jak USA (Państwo: urzędy, organy, służby, prawa) czy Japonia (struktura oparta na instrukcji o charakterze moralnym) są najbardziej efektywne, ale nie w rozwoju jako takim, tylko w suicydaliach (noszą w sobie swoją własną zapaść).

USA (będę zamiennie używał Ameryka) to ekstrakt żywiołu pionierskiego nie znajdującego sobie miejsca w europejskiej przestrzeni technicznej. Początkiem Ameryki jest holokaust kultur „indiańskich” i „palikowanie” terytorium uznanego za „ziemię niczyją”. Potem tsunami cywilizacyjne poczynione Afryce, skąd „importowano” siłę roboczą. Po drodze „wypowiedzenie” Koronie Brytyjskiej jej praw państwowych (dobrych czy złych, ale praw), czyli rebelia egoistyczna-partykularna, następnie imperialny drenaż całego świata (reżyserowane pucze i zamachy stanu oraz wojny, okradanie różnych narodów i krajów z patentów i najsprawniejszych profesjonalistów), ostatecznie kolonizacja świata poprzez zmuszanie go do płacenia własnego nawisu –deficytu finansowego. Buta, z jaką potraktowano Mount Rushmore – nie potrzebuje komentarza, zwłaszcza wobec szyderczej „rekompensaty” w postaci kolejnej mega-rzeźby Crazy Horse Memorial. Ostatnim – tak myślę – aktem samobójczym Ameryki jest wciąganie Matki-Europy w TTIP.

Japonia (Yamato, potem Nihon-koku) – to tygiel wegetarny (Ajnowie), najechany zrazu przez wschodnio-azjatyckie żywioły pionierskie (tunguskie, częściowo też pochodzące z Nezji), od około 150 lat świadomie weszła na drogę rozwoju wedle technicznej ścieżki rozwoju cywilizacyjnego (konstytucja 1889, która zastąpiła kodeksy Ritsury, czyli. Ōmi, Asuka, Taihō oraz Yōrō, do tego stawka na uprzemysłowienie). Apetyty imperialne obudziły się po tym, jak Japonia dostała kęsy po Niemcach, a więc Mariany, Karoliny oraz Wyspy Marshalla. Cała „rekonstrukcja kulturowa” Japonii została zaordynowana „po pioniersku”, dlatego przebiegała w sposób zdyscyplinowany (patrz: korporacje „zaibatsu”). Projekt ten został zdekomponowany przez Amerykę po II Wojnie, w miejsce „zaibatsu” pojawiły się „keiretsu”, mniej „feudalne”, bardziej „zachodnio-demokratyczne”. Obie formuły rozkładały na „czynniki pierwsze” wielowiekową kulturę japońską (yakuza-gokudō – to swoisty „odruch obronny” przywołujący tradycje szogunatu a’rebours). Podstawą dzisiejszej potęgi gospodarczej Japonii są setki „ukradzionych” patentów, wykorzystywanych najpierw do masowej produkcji badziewia, a potem do „laboratoryjnego” przeistoczenia tej masówki w wiodące technicznie wytwory znane dziś pod najznaczniejszymi markami (tę drogę próbują powtórzyć Chiny).

Japonia, Ameryka i np. Izrael odegrają jeszcze ważną rolę w dziejowych procesach: waga ich poczynań będzie „ważona” stopniem ich aberracji… Może lepiej nazywać je „singularity” (osobliwości)? Będzie bardziej uczenie…

 

*             *             *

„Historia naiwna” wiąże początki globalizacji z Wielkimi Odkryciami XV wieku, które ostatecznie owocowały imperiami kolonialnymi, wymarłymi dopiero po II Wojnie. W moim przekonaniu naiwność takiego myślenia wynika z pokutującego przekonania o tym, że podstawową strukturą „fraktalną” organizującą Ludzkość i jej twórczość jest Państwo.

Spróbuję na skróty, obalić to przekonanie, za pomocą pojęć Mega-trendy i Mega-strumienie. Oba pojęcia mają wymiar przede wszystkim gospodarczy, choć ze względu na silne powiązania z procesami monopolistycznymi – są w oczywisty sposób „polityczne”.

Mega-trendy – to najbardziej „totalna” formuła planistyczna. Opiera się na rhizomi-fraktalnej (patrz: TUTAJ), nieuchwytnej multi-więzi pomiędzy porozumiewającymi się odruchowo (w meta-przestrzeni językowej) siłami interesu. Rhizoma oznacza tu „spontaniczny bezład” (patrz: Guattari, Deleuze), a fraktal oznacza „ścisłe samopodobne zorganizowanie” (patrz: Mandelbrot, Hausdorff, Carathéodory). Otóż łatwo jest sobie wyobrazić, że dysponenci skumulowanych czynników gospodarczych (siły roboczej, finansów, gruntów, budynków, technologii, legislatury, infrastruktury) dogadują się, że najlepszym sposobem na „kształtowanie postaw konsumenckich” są media. Rzucają więc niewyobrażalne środki (materialne i polityczne) na ofensywę technologii i rozwiązań organizacyjno-sieciowych w dziedzinie prasy, podręczników, radia, telewizji, internetu, muzyki, grafiki, reklamy-marketingu, nawet kościołów – i uzyskują efekt np. taki, jaki znamy pod nazwą „macdonaldyzacja” (za Pedią: kalkulacyjność, efektywność, przewidywalność, możliwość manipulacji). Macdonaldyzacja poprzez ujednolicenie, standaryzacje, przewidywalność oraz wygodę powoduje, że społeczeństwa (właściwie: ludzkie zbiorowości) są mniej myślące i mniej kreatywne, ponieważ wszystko jest takie samo, uproszczone i bezpieczne (sprawdzone przez innych), jednak bezpieczeństwo to może być tylko pozorne, ponieważ jeżeli nastąpiłaby diametralna zmiana - ogólnie rzecz ujmując – świata i sposobu życia, ludzkość mogłaby pogubić się i nie odszukać w nowej rzeczywistości, ponieważ globalizacja i macdonaldyzacja nauczyła ludzi wygody. Taki sam efekt super-planistyczny dała kiedyś „cicha zmowa” motoryzacyjna, albo „obsesja urbanizacyjna”, zaś niejako „pozauwagowo” trwa ponad wszelkie podziały porozumienie w sprawach „ogarnięcia Kosmosu” czy „eugeniki genetycznej”.

Podkreślmy: mega-trendy wydają się swoistą wypadkową licznych procesów „rynkowo-spontanicznych”, ale w rzeczywistością są wywiedzione ze „zmowy interesów”, która łączy – wydawałoby się wrogie sobie – siły gospodarczo-polityczne.

Mega-strumienie – to najbardziej „totalna” formuła rynkowa. Wygenerowane w sposób planistyczny Mega-trendy funkcjonują jak góry sypkiego, suchego, pylistego piasku: są górami tylko wtedy, kiedy trwa zmowa rhizomi-fraktalna, albo jej kulturowo-cywilizacyjne utrwalacze w postaci „nowego człowieka” (zanurzonego psychomentalnie w proponowanych planistycznie rozwiązaniach). Otóż owe „góry” same się niwelują, bowiem pylisty suchy piasek ciąży ku „nizinom”, wyrównując poziomy „planistyczne” z „porzuconymi”. Jedyną przeszkodą w tym odruchu jest granica polityczna. Cła, taryfy, kwoty, standardy, certyfikaty, dopuszczenia, limity, akcyzy – każdy przedsiębiorca (któremu się zresztą wydaje, że działa w warunkach rynkowych) doskonale wie z doświadczenia, co to oznacza. Ten sam przedsiębiorca najczęściej nie pojmuje „globalistycznego” sensu takich rozwiązań jak „wspólny rynek”, „strefa wolnocłowa”, „hub”, sieci dystrybucyjno-przesyłowe. Pojedynczemu przedsiębiorcy może to i pomaga (raczej pół-na-pół), ale w rzeczywistości rozwiązania te przypominają Hanzę, która była para-monopolem miast stanowiących ekskluzywne nisze gospodarcze w „szarej masie” gospodarek krajowych-regionalnych. Miasta należące do Hanzy popierały się na polu ekonomicznym, utrudniając pracę kupcom z miast nienależących do związku, jednocześnie zaś stwarzały realną siłę polityczną i niekiedy wojskową. Delegaci z miast hanzeatyckich zjeżdżali się co jakiś czas i opracowywali wspólną politykę (tzw. Hansetage). Na szczęście, polityczne granice wspomniane wyżej są jak tamy-zapory wodne: wystarczy mała skaza, a napór „pylistego suchego piasku” znajdzie i drogę do przesypania się, i do poszerzenia wyrwy.

Podkreślmy: mega-strumienie wydają się ucieleśnieniem odradzającej się jak „wańka-wstańka” rynkowości pośród skorupiejącej monopolizacji. W rzeczywistości są zaledwie awersem mega-trendów i bez nich (bez owych „gór”) nie miałyby powodu powstawać.

 

*             *             *

Imperialna kolonizacja autoryzowana przez konkwistadorów, faktorie i misje, porządkująca politycznie świat od XV wieku po wiek XX, nie zrodziła ani mega-trendów, ani mega-strumieni, co najwyżej ich namiastki, generowane przez rządy i drapieżny biznes o charakterze – co tu dywagować – okupacyjnym. Wymierającą, chorą na „chroniczne wyczerpanie zdolności generowania dochodu” formułę kolonizacyjną próbowały zastępować Ameryka z Japonią (i w mikro-skali Australia), aż Wielki Kryzys (Great Depression, 1929-33) pokazał, jak wielką moc mają – wtedy jeszcze niezidentyfikowane właściwie – ośrodki „super-planistyczne” generujące mega-trendy. Zatem symbolem globalizacji (a właściwie momentem ujawnienia jej super-planistycznej istoty) jest właśnie Wielki Kryzys. Zauważmy, jak wiele powstało wtedy ośrodków państwowo-korporacyjnych o zacięciu globalno-imperialnym (największe sukcesy do dziś odnosi koncept „Großdeutsches Reich”).

Bystry Czytelnik zauważy, że oparta na centralnym, nakazowo-rozdzielczym planowaniu gospodarka ZSRR akurat wtedy – i nie jest to paradoks – uniknęła strat i tąpnięć związanych z Wielkim Kryzysem. Powodem było jej „wyłączenie” z rozmaitych rhizomi-fraktalnych zmów budujących mega-trendy.

 

*             *             *

Rozpad ZSRR nastąpił kilkadziesiąt lat później na skutek „pieriestrojki o nowego myślenia”, jest skutkiem prób włączenia „flagowców” radzieckich (sektor kosmiczny, sektor paliwowo-energetyczny, sektor przesyłowo-dystrybucyjny związany z RWPG) do światowej „debaty”, czyli naiwne gorbaczowowskie mrzonki o tym, że tym „wkładem” wkupi się jako równorzędny partner do zmów budujących góry suchego-pylistego piasku. Okazało się, że ZSRR, przede wszystkim Rosja – jest położony w „depresji” i polityka abdykacyjna Gorbaczowa uruchomiła gwałtowne mega-strumienie zalewające Rosję i rozbijające „tamy” RWPG oraz Układu Warszawskiego. Stąd słowo „demokrata” jest w Rosji raczej epitetem.

Na tym tle zauważmy, dlaczego w miejsce ładu dwubiegunowego (USA-ZSRR, inaczej: Zachód-Komunizm) nie jest w stanie porządkująco wkroczyć Ameryka, tylko sytuacja dojrzewa do hegemonii WEC chińskiego, nie odmawiającego swojego podpisu pod takimi inicjatywami jak BRIC(S), ale głoszącemu wyższość (duchowego) umiaru i harmonii nad pionierską agresywnością imperialną. Patrz: TUTAJTUTAJ czy TUTAJ.

W notce na temat Pertynencji (rozumianej jako konwencja kulturowo-gospodarcza, TUTAJ) wspominam o tym, że Adamo-Smith-owski „homo oeconomicus” jest zaledwie pre-natalnym przypadkiem szczególnym dążenia magnificencyjnego, przyrodzonego człowiekowi. Człowiek dąży do odciśnięcia w świecie i historii swojego śladu w postaci Monumentu.

Otóż Chiny, udowodniszy, że znają się na robocie (Sānxiá Dàbà, czyli Tama Trzech Przełomów, albo Qīngzàng Tiělù, czyli linia kolejowa Xining-Lhasa)  proponują całemu światu serię inwestycji przekraczających jakiekolwiek dotychczasowe wyobrażenia, których początkiem będzie Nowy Jedwabny Szlak (Euro-Azjatycki Suchy Most). To kilkuset-miliardowa (w dolarach) inwestycja, na którą składa się szeroki pas „nitek infrastruktury” (drogi, koleje, rurociągi, światłowody), na który nanizane zostaną rozwiązania nawiązujące do „karawanserajów” (baz kupiecko-logistycznych) zdolnych produkować i serwisować wszystko, co Człowiek wymyśli. Piszę o tym TUTAJ.

Czy mój Czytelnik potrafi sobie wyobrazić świat, pokryty podobnymi inwestycjami, łączącymi (P)WEC? Bez amerykańskiego limitowania, że „tych dopuszczamy, a tych odcinamy”. Jakże żałosne sa na tym tle próby zawładnięcia przez USA Azją Centralną (już wyszło na jaw, że w sprawie ISIS czy Ukrainy najwięcej mieszała Ameryka, a jej rola w rozsadzaniu Arabii i Europy Środkowej jest dobrze opisana przez fenomen Izraela i fenomen „tarczy”). Dziadostwo i siermięga, prowincjonalizm, jeśli porównać z wizją przyszłego hegemona, też zresztą – w moim przekonaniu – nie „na wieczność”.

Kiedy postuluję, wołając pośród głuszy, że Europa Środkowa powinna pilnie znaleźć formułę własnej podmiotowości równoległej do podmiotowości europejskiej (UE) – to mam na myśli wielką szansę korzystnego włączenia się do globalizacji „po chińsku”, jakże innej od globalizacji „po amerykańsku”!

No, ale do tego trzeba mężów, a nie podwórkowych graczy w kapsle udających demokratów, a nasączonych rusofobią, rasizmem, komunofobią, ameryko-filią, rozsmakowujących się w funduszach unijnych kolonizujących bez reszty „nie-aryjskie” prowincje.

Mam też wrażenie, że „moje” dywagacje na temat Swojszczyzny, Obywatelstwa, Samorządności, snute od lat, łatwiej będzie wpisać w harmonię „po chińsku” niż w zatęchłe łże-demokracje europejskie.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka