Jan Herman Jan Herman
984
BLOG

Morawiecczyzna

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 5

Celowo używam „kresowej” końcówki słowa, bo oddaje ona mój stosunek do wysiłków obu panów polityków noszących nazwisko Morawiecki. Uprzedzę domysły: pokładam nadzieję w ich robocie i obawiam się tego, czego nie mówią.

1.       Robotę Mateusza umieszczam w ciągu mega-reform: Kwiatkowskiego, Minca, Gierka-Bożyka, Balcerowicza-Buzka, Hausnera;

2.       Robotę Kornela umieszczam pośród takich wyrazów „woli ludu” (niezgody na system-ustrój) jak spontaniczne przejmowanie fabryk przez robotników po wojnie, jak październik 1956, jak Solidarność z 1980, jak „lepperiada” czy jak „kukizonada” (mniejsza o skuteczność, mowa o tzw. racjach);

Moim celem głównym jest omówienie założeń-przymiarek, które już są obwołane „planem Morawieckiego” (choć Mateusz sam jasno podkreśla, że plan ogłosi mniej-więcej za rok). Tyle że w Polsce wszystko jest „znakowane” politycznie, więc nawet najbardziej technokratyczne projekty są podejrzewane o interesowność jednych kosztem drugich. Morawieccy zresztą w ostatnich dniach sami sprowokowali rozmaite domysły.

Krytyka Transformacji

W dostępnych takiemu szarakowi jak ja dokumentach Kornela uderza otwartość i dosadność krytyki Transformacji. Eufemistycznie zauważę, że ma on jako-takie rozeznanie w środowisku bankowości-finansjery, zrobił w nim jako-taką karierę, której bez Transformacji nie miał szans w Polsce zrobić nikt. Zatem sam fakt krytyki oznacza umiejętność wzniesienia się autora ponad to co bliskie i smaczne, a jej stanowczość oznacza, że robiąc karierę zajmował się nie tylko „słupkami”.

Podstawię żabią nóżkę do podkucia i porównam krytykę Morawieckiego z krytyką moją:

M. Morawiecki o Transformacji

J. Herman o Transformacji

1.       Rozwijają się wyłącznie enklawy silnie zurbanizowane, koncentrujące zasoby gospodarcze (tzw. rozwój metropolitarny);

2.       Rozwój następował kosztem rosnących zadłużeń, których przybywa dwa razy szybciej niż PKB;

3.       Niski poziom oszczędności (dochodów odłożonych, nadwyżek szukających „ujścia”) spowodowany rażąco niskimi wynagrodzeniami i przewagą fiskalizmu nad stymulacją;

4.       Brak znaczącego kapitału rodzimego, wynikający najprawdopodobniej z błędnych założeń prywatyzacyjnych;

5.       Zanikające rodzime „moce inwestycyjne”, mierzone zarówno oszczędnościami, jak też skracaniem „horyzontu czasowego” podmiotów małych i średnich”;

6.       Zbyt niskie dochody z pracy w Polsce (wynagrodzenia): zarówno płace rosną wolniej niż dochody przedsiębiorstw, ale też „kultura pracy” przenosi się w obszar tępej eksploatacji (np. zanika dorobek świata pracy wypracowany przez pokolenia);

7.       Pułapka średniego dochodu;

8.       Pułapka braku równowagi;

9.       Pułapka demograficzna;

10.   Pułapka słabości instytucji;

11.   Pułapka przeciętnego produktu;

12.   Słabość polskich marek, niekonkurencyjność;

13.   Z powyższego wynika nie tylko „brak zdolności kredytowej” i płynności-spójności, ale też upadłość Państwa jako podmiotu w obrocie gospodarczym;

14.   Przyjęto logikę „najpierw gruzujemy, potem przywozimy lepsze” – a trzeba było zachować substancję i ją modernizować;

15.   Strategiczne dziedziny gospodarki (generujące postęp) oddano interesom zagranicznym – a trzeba było „kupić” elementy kultury gospodarczej (wyszłoby o wiele taniej);

16.   Zaakceptowano, a nawet celowo generowano wykluczenia obejmujące miliony ludzi – a należało stymulować nową, nie-nomenklaturową stratyfikację;

17.   Postawiono na węzłową rolę finansów, budżetów, banków, ubezpieczeń – a należało uprzywilejować formacje technologiczne (np. elektronika) i konsumpcyjne (np. mała infrastruktura);

18.   Wygenerowano dwa światy gospodarcze: nomenklaturowo-budżetowy (gdzie mechanizmy rynkowe nie działają) i drobno-przedsiębiorczy (kliencki wobec tego pierwszego) – to jest niedopuszczalne;

19.   Uczyniono Państwo głównym podmiotem gospodarującym (w konsekwencji wrogim wobec przedsiębiorczości) – a należało postawić na samorządne środowiska przedsiębiorców;

20.   Programy prywatyzacyjne i strategiczne inicjatywy budżetowe (np. zakupy wojskowe) oraz priorytety dla kapitału zagranicznego – uczyniły polskie budżety ekstensywnymi, reaktywnymi, niesuwerennymi;

21.   Przyjęto lawinę międzynarodowych standardów, norm, certyfikatów – co nic nie dało w obszarze konkurencyjności-dostępności do rynków zachodnich, a zdołowało niejedną „taśmę produkcyjną”;

22.   Sektor rolno-spożywczy potraktowano jak „daną zakłócającą” system-ustrój, a należało wykorzystać tradycję ludową i utworzyć kilkadziesiąt mega-spółdzielni;

23.   Główny cel monetarystyczny Transformacji („melioracyjne” użyźnienie „polderów” gospodarczych) nie został osiągnięty, ze względu na drenażową funkcję budżetów i „usług ustrojowych” (parapaństwowych);

 

Nie wiem, jak to widać z pozycji niezaangażowanych (ja się zaangażowałem ośmielając się przyrównywać do M. Morawieckiego) – ale nasze poglądy się uzupełniają: Morawiecki – używszy języka J. Hausnera – kalkuluje poprzez „tabelkę Excellu, ja zaś spoglądam na zagregowane mega-procesy i mega-stany, ale pozbierawszy to w jedno – mamy obraz lepszy niż „w pojedynkę”.

Tyle o sprawach bliższych myśleniu ekonomicznemu.

Na poziomie idei społecznych bardziej wyrazisty jest inny Morawiecki, jedyny konsekwentny dysydent Transformacji wywodzący się z obozu solidarnościowego, z tzw. Etosu. W tym przypadku również pozwolę sobie „odczytać” jego poglądy (źródła: „Kim jesteśmy, o co walczymy”, „Prawda jest ciekawa – Gazeta Obywatelska”, domyślny program KUKIZ’15).

K. Morawiecki o Transformacji

J. Herman o Transformacji

24.   Nie zdekomunizowano Nomenklatury, co jest powodem przeniesienia myślenia PRL-owskiego do nowej rzeczywistości;

25.   Transformację przeprowadzono pod kontrolą osób „przechrzczonych”, bez pewności, że ich „nawrócenie” jest prawdziwe;

26.   „Solidarność” dość szybko skapitulowała przez „realiami” i zdradziła swoje własne ideały;

27.   Zablokowane zostały mechanizmy upodmiotowienia obywateli, mimo pozorów ruchu obywatelskiego;

28.   Takie fenomeny jak Samorządność i Solidarność zostały wyparte na margines życia społecznego;

29.   Obce polskiej kulturze i niesprawiedliwe prawo dusi w ludziach obywatelskość i człowieczeństwo, uruchamia instynkty wsteczne;

30.   Wybory (parlamentarne i samorządowe) podporządkowane są interesom Nomenklatury i sitw (kliki, koterie, kamaryle);

31.   Polska jest przestrzenią ścierania się nieuporządkowanych racji, pośród których, niczym w mętnej wodzie, buszują rodzime i zagraniczne rekiny oraz szczupaki;

32.   Polska nadal nie jest niepodległa, tak jak nie była za czasów PRL, a Polacy w Polsce nie czują się jak u siebie w domu, tylko jak „towarzystwo skoszarowane pod reżimem zagranicznym wdrażanym przez rodzimych plenipotentów;

33.   Zainstalowano w Polsce enklawy społeczne wyposażone w mechanizm „dziedziczenia wykluczeń”;

34.   Zagnieździły się w Polsce „państwa w państwie”, gdzie wewnętrzne reguły i zasady są ponad prawo powszechne (wymiar sprawiedliwości, służby sekretne, federacje sportowe, ochrona zdrowia, skarbówka i windykacja, administracja „zezwoleniowa”, największy z kościołów);

35.   Konstytucja nie stanowi w rzeczywistości Aktu Najwyższego ani dla obywateli, ani dla jej strażników (urzędów, organów);

36.   Parlament jest „bazą wypadową” do „wycieczek” na substancję gospodarczą Kraju i Ludności (łupy);

37.   Do założenia „prywatne jest lepsze” przykłada się w Polsce zbyt wielki nabożeństwo;

38.   W stosunkach międzynarodowych zdani jesteśmy na Łaskę” USA (i kontrolowanej przezeń „międzynarodówki, jak BŚ, MFW), Europy (system prawny, standardy, fundusze pomocowe) oraz Rosji (mającej nadal silne wpływy w Europie Środkowej);

39.   Polska nadal jest przestrzenią „oswojoną”, łatwo odrzucającą „swoje” na rzecz zaaplikowania u siebie „cudzego”;

40.   Żywioł obywatelski nie tylko został odsunięty od rzeczywistego współdecydowania o losach Kraju i Ludności, ale jest poddany intensywnemu wyjaławianiu na rzecz klientyzmu;

41.   Idea Sprawiedliwości Społecznej (sprawiedliwego uczestnictwa warstw i środowisk społecznych w puli dobrobytu wedle wkładu do tej puli) została w Polsce ostatecznie porzucona;

 

Różnice ideowe między Kornelem Morawieckim a mną są znaczniejsze i nie ograniczają się wyłącznie do tego, co on nazywa „komunizmem” (jeśli tym słowem określać „zrzeszenie zrzeszeń wolnych wytwórców”, czyli kraj rad obywatelskich i spółdzielców gospodarczych – to takiego nie było ani w Polsce, ani w Rosji, tym bardziej gdzie indziej: „nasz” socjalizm nie był „realny”, tylko „domniemany”). Wspólna w nas jest niechęć do totalitaryzmu i do autorytaryzmu wszelkiej maści. Wspólna jest idea wyższości racji wspólnotowej nad sformalizowanymi konstrukcjami prawnymi (przy czym 90% prawa to procedury, algorytmy, certyfikaty, dopuszczenia, standardy, normy – a nie „przykazania”). Ja to nazywam tak: jeśli znakomita większość Ludności ma przekonanie i potrafi go bronić na przykładach, że bez Państwa (urzędy, organy, służby, prawa) żyłoby się lepiej, wygodniej, sprawniej i sprawiedliwiej iż pod rządami Państwa – to takie Państwo jest nielegalne. Krąży po internecie „ulotka”, z treścią np. taką, że legalny był hitlerowski obóz koncentracyjny, apartheid i w ogóle rasizm, Inkwizycja, Gułag i láogǎi, mccartyzm, oprycznina, Khmer Rouge i podobne patologie władzy. Ukułem pojęcie Mega-Neo-Totalitaryzm, mając na uwadze tłamszące wszelką wolność mechanizmy samo-ubezwłasnowolnienia się Ludności (karmiącego się postępującymi wykluczeniami), oczekiwanie na „okruchy” w postaci socjalu ekonomicznego i „konsultacji” politycznych – chyba że niczym hunwejbini zaangażujemy się w „budowę III RP”: za kotarą fasadowej demokracji stosunkowo wąska grupa kamaryl poczyna sobie w Polsce dowolnie, krając Państwo pod siebie.

Ta ostatnia myśl z trudem znajduje sobie miejsce w poglądach K. Morawieckiego, choć mogę się mylić (on nastawia się na odsunięcie „kosmopolitów” od władzy, a nie na rynkowo-demokratyczne rozwiązania ustrojowe). Słowa „wykluczenie” chyba K. Morawiecki nie używa.

Jakiś czas temu napisałem do związkowców z pewnej centrali list, którego część przytoczę:

CYTAT (podredagowany)

Inicjatywa Trzecia Racja – to przedsięwzięcie, które logistycznie „ma czas” do jesieni, ale powinno być „wpuszczone w debatę” przy okazji 1 maja. Np. jako akapit przemówienia szefa centrali związkowej.

Organizacyjnie powinno to być „porozumieniem porozumień” około setki takich „podskakiewiczowskich” inicjatyw jak obrońcy uciśnionych, jak związkowcy, strażnicy tradycji, konserwatywnych i lewicowych oraz ludowych, do tego kilkanaście redakcji (zespołóe na co dzień komentujących życie publiczne). Nic na siłę, ale najważniejsze jest, żeby do szerokiego Forum Trzeciej Racji nie pretendowali szefowie, tylko – dla zasady – osoby specjalnie delegowane.

Treść merytoryczna Trzeciej Racji – to język rozpostarty NIE TYLE między Lewicę i Konserwatyzm, ILE między Wolontaryzm (spadkobiercy idei misyjno-lewicowych i filantropijno-charytatywnych) a Alterglobalizm (spadkobiercy idei ludowej przedsiębiorczości i obywatelskiej samorządności):

a)      Przywołanie instytucji obywatelskiej znanej jako Swojszczyzna (wspólnota kilkuset do kilku tysięcy sąsiadów, znana w międzywojennej ustawie o obywatelstwie z 1920 roku);

b)      Przywołanie formuły spółdzielczości (gromadnictwo-wzajemnictwo zamiast „zyskociągu”) i nadanie jej współczesnej redakcji, z odwołaniem się do art. 20 Konstytucji;

c)       Wyjęcie formuły samorządności z okowów „wysuniętej placówki państwa”, mającej zawsze więcej „do zrobienia” niż łaskawe przydziały z budżetu, oparcie jej na Sołtysach;

d)      Przeciwstawienie Przedsiębiorczości (ukorzenionej środowiskowo) przeciw Rwactwu Dojutrkowemu (działającemu w trybie „skubnij i zmykaj udając że to nie ty”);

e)      Ordynacja wyborcza oparta na powiernictwie obywatel-delegat, z łatwym odwoływaniem delegatów nie mających we krwi swojej służebności: wyborcy a nie ustawa opłacają delegatów w ich działalności;

W tych wszystkich sprawach można spokojnie sięgać do Staszica i Abramowskiego czy Stefczyka, ale warto też ścisnąć w jedno doświadczenia (rozdzieliwszy ziarno od plew) takich formacji jak spółdzielnie pracy, rolne, mieszkaniowe, ogrody działkowe, mikrokredyty, ubezpieczenia wzajemne, OHP., itd., itp.

KONIEC CYTATU

Cytat ten (odzwierciedlający moje najnowsze przymiarki społeczne) był potrzebny nie dla autopromocji, tylko by porównać moje myślenie z projektami Morawieckich. Plan Mateusza ("Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju") obrazuje poniższy rysunek:

Morawiecczyzna

/rysunek zaczerpnięty z powszechnie dostępnej wersji Planu Morawieckiego: poszczególne jego sformułowania są uzupełniane w Planie jednym-dwoma akapitami/

Dla jego realizacji ma powstać – autonomiczny, więc w formule „parabudżetu” – Polski Fundusz Rozwoju (nadal uwiera mnie myśl, co z tuskowymi-exspozistymi Polskimi Inwestycjami Rozwojowymi). Sformułowania zawarte w tej ilustracji są rozwinięte w akapity, więc nie podlegają prostej krytyce opartej na odczytywaniu, „co poeta miał na myśli”. Ale uderza technokratyzm myślenia Wicepremiera. A bardziej dosłownie – instytucjonalizm. Otóż instytucjonalizm to taki kierunek myślenia o gospodarowaniu, który inicjatywę strategiczną oddaje na wyłączność decydentom, ci zaś mają zadanie stworzyć takie „korzyścio-ciągi” (instytucje nominowane przez Państwo), które jak magnesy będą przyciągać żądnych przedsiębiorców, kapitały (tytuły do dochodu) i oszczędności (nie-spożyte, odłożone rezerwy). Patrz choćby Thorsten Veblen "Industrial and Pecuniary Employments", “The Theory of Business Enterprise” albo „The Theory of the Leisure Class”, a także John Bates Clark “Social Justice without Socialism” i “Capital and Its Earnings”, Wesley Clair Mitchell “Human Behavior and Economics” (artykuł w Quarterly Journal of Economics), a z najnowszych Hernando de Soto Polar “El misterio del capital: “¿Por qué el capitalismo triunfa en occidente y fracasa en el resto del mundo?”.

Przeciwstawienie instytucjonalistycznej krytyki kapitalizmu (krytyki nastawionej na korektę, a nie na zniesienie) “balcerowiczowskiemu” monetaryzmowi jest wielkim postępem polskiej myśli decydenckiej, a BĘDZIE równie wielkim postępem praktyki. Wyznacznikiem tego postępu jest porzucenie zaklęcia „prywatne ponad wszystko”. Moja podpowiedź, zanim Mateusz nie dopiął swojej koncepcji: trzeba zrobić nie ten jeden, ale natychmiast drugi krok, polski kapitał i polskie oszczędności – to świat samorządności lokalnej. Ja to widzę tak: urzędy administracji lokalnej wykorzystują ISTNIEJĄCE koncepcje i stawiają potencjał gminny (osiedlowy, wiejski) do dyspozycji specjalnie w tym celu powołanych spółdzielni, dbając (to najtrudniejsze) o to, by nie wniknęły do tych spółdzielni „wypróbowane w bojach” sitwy dotychczas zawiadujące losem społeczności miejscowej (not a bene – to najważniejszy powód uzasadniający jesienne wybory zwane samorządowymi).

Ale sam instytucjonalizm nie jest dla mnie „chłopcem do bicia”: Eugeniusz Kwiatkowski (ONR-owiec i harcerz) dał umęczonej przedwojennej gospodarce impuls jakiego pozazdrościć, Hilary Minc (komunista, politruk „kościuszkowców”) znalazł sposób na intensywną industrializację powojenną, Gierek z Bożykiem (technokraci a nie komuniści) posłużyli się szukającym naiwnego petro-kapitałem aby uruchomić w Polsce fabryki domów, zachodnie technologie wyposażeniowe, motoryzację „na każdą kieszeń”, liczne średnie przedsiębiorstwa oraz giga-infrastrukturę, Jerzy Hausner (środowisko „Kuźnicy”, biurokrata lewicowy) planował ożywić przedsiębiorczość (tę nie-rwaczą), rozbudować infrastrukturę i przeformować kadry produkcyjno-usługowe. Abstrahując od polityczno-ideowych zapatrywań nosicieli tych nazwisk – zebranie ich w jednym rządzie dałoby efekt piorunujący i wywindowałoby Polskę do rangi rzeczywistej potęgi kontynentalnej.

Cicho i niepostrzeżenie Mateusz Morawiecki wprowadza do debaty zupełnie nową jakość, podejmując próbę wciągnięcia świata przedsiębiorczych (nie mylić z mega-biznesem) do misji budowy „własnej” gospodarki, innej niż gospodarka Nomenklatury i Funduszy zewnętrznych. Za to mu chwała.

Słabo jednak rozpoznaję meandry, którymi oplata koncept Mateusza – Kornel. Bowiem myśl Kornela jest bardziej ideologiczno-polityczna niż społeczna, a ja czuje się kompetentny w tej drugiej właśnie. Jednak gdybym się wstrzelił w prawdę z przypuszczeniem, że Morawieckiego z Kukizem połączyła na chwilę sprawa podmiotowości obywatelskiej (samorządności) – to możliwe jest ukraszenie instytucjonalizmu „społeczną bazą” w postaci obywatelskiego wsparcia dzisiejszych „indignados”, zawziętych przeciw „państwom w państwie”.

Cóż, pewności nie ma.

 

*             *             *

Słowo „odpowiedzialny” w Planie Morawieckiego (jeszcze raz podkreślam: jest to jak dotąd sondażowa „rybka” będąca co najwyżej założeniami do rzeczywistego planu) odbieram jako zapowiedź ostrożnej, zachowawczej operacji przeniesienia formuły kolonizacji nomenklaturowo-europejskiej na formułę sub-suwerennego rozwoju zrównoważonego. Sub-suwerennego – bo bez „przyzwalającej ambiwalencji” głównych sił gospodarczych Europy i świata nic się nie uda zrobić konstruktywnego.

Na instytucjonalną (mówię o doktrynie) reformę polskiej gospodarki Mateusz ma już przyzwolenie, w moim przekonaniu uzyskane w dużej mierze dzięki temu, że nikt nie czyta między wierszami Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. A widać tam silne pragnienie stworzenia enklaw autarkicznych, w tym niezależnych od Nomenklatury, widać „dyplomację ekonomiczną”, czyli podłączenie Polski do innych niż dotychczas „mocarzy” gospodarczych, zaś sądząc po najnowszej sytuacji, która opisałem w notce „Gambit Morawieckich” (TUTAJ), Plan Morawieckiego nie jest pomyślany jako narzędzie PiS, tylko jako narzędzie Rządu (government, patrz: „Co je Państwo”, TUTAJ).

Skoro jesienią ma się ukazać rozwinięta wersja Planu Morawieckiego – a mam też pewność, że mapa polityczna „drugiego planu” będzie się znacznie różniła od dzisiejszej – chętnie sporządzę „ekspertyzę”, przy czym zastrzegam, że każdy taki plan ma tajne „uzgodnienia i protokoły”, tych zaś znał nie będę.

Jak na razie ufam Morawieckiemu o tyle, o ile widzę w nim pragnienie dania Polsce autorskiego, a nie naznaczonego politykierstwem projektu.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka