Jan Herman Jan Herman
717
BLOG

Przerysowana estetyka

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 2

Obok Jarosława Kaczyńskiego nikt nie przechodzi obojętnie. Jeśli już ktoś przechodzi, bo polityk ten jest trwale odgrodzony od „zwyklaków”. Dla jednych jest politycznym demonem, od którego wieje chłodem, dla innych jest niczym orientalny samowładca, szafujący losami ludzi ambitnych i generujący autorskie zjawiska polityczne.

Nie chcę zabawiać się w okultyzmy, ale kiedy się jest jednojajowym bliźniakiem i do tego świadomie nie zakłada się „podstawowej komórki społecznej” – to choćby nie wiem co się wymyśliło – jest się innym niż „uśredniony” zjadacz kanapek. Tę swoją inność Jarosław Kaczyński oddał Polityce. Ta zaś – choć kapryśna zołza – chcąc nie chcąc oddaje mu w dwójnasób. Zważmy choćby to, że spośród tzw. opozycji demokratycznej czasów Gierka jedynie kilkanaście osób wciąż jest czynnych na szczytach władzy, a między nimi tylko Jarosław rozdaje „biorące” karty.

Spośród powszechnie znanych osób, które z rozmaitych powodów kontestowały w ostatnim ćwierćwieczu Transformację (mniejsza o szczerość o niezmienność tej kontestacji, liczy się wrażenie) – jedynie on jest tym, o którym można powiedzieć: decydent. Nie był takim Modzelewski, Bugaj, Małachowski, Tymiński, Lepper, Ikonowicz, Ziętek, nie jest takim na pewno Kukiz, nie jest starszy Morawiecki, a Guz-związkowiec czy Duda-związkowiec właściwie nie wiedzą, czy mają do Transformacji stosunek.

Uświadomiwszy sobie to co w powyższym akapicie – chyba lepiej rozumiem, dlaczego działa on na beneficjentów Transformacji jak alergen. Tak, tak, pamiętam zarówno pracę Kaczyńskich w Belwederze, jak też sprawy związane z działalnością Fundacji Prasowej „Solidarność” i spółek przez nią generowanych-kontrolowanych. Tyle że Jarosław Kaczyński nie przeczy, że on czy „jego” ugrupowanie skorzystało na Transformacji. Tym bardziej trzeba zauważyć, że niezależnie od tych korzyści Kaczyński podważa formuły, które ustrojowo pozwalają takie korzyści uzyskiwać. 99% osób w jego sytuacji bronić będzie tych formuł i swojej w związku z nimi „niewinności”.

 

*             *             *

Pierwszy raz zastanowiłem się nad „karmą” (przeznaczeniem) Jarosława Kaczyńskiego, kiedy uraczono mnie wraz z milionami Polaków żenującym spektaklem w postaci publicznych, pod okiem kamer, negocjacji koalicyjnych po wyborach 2005. Wybory te kosmetycznie wygrał PiS (liczba głosów: 3 185 714 dla PiS i 2 849 259 dla PO, co przekładało się na liczbę posłów 155 (PiS) do 133 (PO). Paradoksalnie Platforma przystąpiła do tych „publicznych przesłuchań” z pozycji zwycięzcy, co manifestowała hasłem „Premier z Krakowa”. Nieco wcześniej, dokonała Platforma podstępnego manewru propagandowego. Otóż oba ugrupowania „post-solidarnościowe” (wtedy dobrym słowem definiującym było słowo „etos”) występowały w niepisanej, ale podpowiadanej wyborcom jako pewnik koalicji (PO-PiS) na rzecz uzdrowienia ustroju-systemu, na rzecz tzw. IV Rzeczpospolitej, czyli (zacytuję Pedię):

  1. odnowy moralnej w życiu publicznym;
  2. przywołania tradycji narodowych i demokratycznych
  3. odbudowy zaufania społecznego do instytucji państwa, prawa, parlamentu, administracji, rynku gospodarczego;
  4. konieczności stworzenia od nowa wielu praw i instytucji, likwidacji zbędnych urzędów,
  5. zwalczania przez władze korupcji;
  6. likwidacji komunistycznej (PRL-owskiej, radzieckiej) agentury w służbach specjalnych;
  7. szczególnej opieki prawnej nad rodziną jako podstawową instytucją życia społecznego;
  8. solidaryzmu społecznego (w nawiązaniu do Samorządnej Rzeczpospolitej znanej z uchwały I Krajowego Zjazdu Delegatów Solidarności);
  9. nadrzędności polskiego prawa konstytucyjnego nad międzynarodowym;

Sam koncept IV Rzeczpospolitej w powyższym rozumieniu Historia przypisuje Rafałowi Matyji, Pawłowi Śpiewakowi, Grzegorzowi Mathei: jednym słowem, pojęciu nadano treść społeczną, ustrojową i polityczną siłami inteligencji dostrzegającej, że Transformacja była w wielu miejscach niewypałem. Wśród niekorzystnych zjawisk zaistniałych w III Rzeczypospolitej (po 1989 roku) wymieniano (znów cytuję Pedię):

  1. uznanie pełnej ciągłości państwowej i prawnej między PRL a III RP, przyjęcie takiego sposobu transformacji gospodarczej i politycznej, który ochronił grupy rządzące w PRL, utrzymał ich przywileje i odsunął demokratyczne wybory aż do jesieni 1991 (Rafał Matyja);
  2. brak lustracji, brak dyskusji o wartościach, na których miało się oprzeć niepodległe państwo (Władysław Frasyniuk: Mam pretensję do „Gazety Wyborczej” o to, że młodzi ludzie mogli się z niej dowiedzieć więcej o Jaruzelskim i Kiszczaku niż o bohaterach solidarnościowego podziemia);
  3. podporządkowanie tworzenia mechanizmów demokratycznego państwa doraźnym interesom (Chora logika „wojny na górze” sprawiła, że najpierw wybrano prezydenta, a później dopiero zastanawiano się nad jego ustrojową pozycją. Skończyło się to dziwacznym rozejmem, zwanym małą konstytucją. Prawdziwej konstytucji doczekała się Polska jako ostatni z krajów byłego obozu sowieckiego);
  4. nieefektywny ustrój, zbyt liczne Sejm i Senat oraz rady w samorządach lokalnych, niepotrzebny szczebel powiatowy w administracji (W momencie historycznych zmian, wymagających silnego i sprawnego przywództwa, mamy ustrój, w którym szalenie trudno przeforsować jakąkolwiek reformę, za to łatwo każdą inicjatywę sparaliżować);
  5. demoralizację elit politycznych, mnożenie przywilejów i synekur, brak poszanowania polityków dla prawa – skutkujące kryzysem zaufania społecznego;
  6. nadmierne upartyjnienie państwa, obsadzanie stanowisk z pominięciem procedury konkursowej, instrumentalne traktowanie służby cywilnej (Paweł Śpiewak: Kolejny rząd, po objęciu władzy zaczyna najpierw od wyrzucania dawnych prokuratorów i mianowania swoich, zapewne nie mniej rzetelnych i nie mniej lojalnych wobec politycznych mocodawców. W Polsce wszystko zostało upartyjnione (znam przypadki wyrzucania woźnych, bo nie są z właściwej partii));
  7. fasadowość demokracji, sprowadzenie polityki do gry interesów (Paweł Śpiewak: partia polityczna zamienia się w reprezentację grup interesu i ginie jej związek z wyborcami), zawłaszczanie przez polityków mediów publicznych;
  8. patologiczne powiązania polityki, biznesu i mediów (Rafał Matyja: Coraz bardziej rozproszona władza państwowa nie trafia w Polsce w ręce lojalnej „biurokracji konstytucyjnej”, lecz mętnych układów tworzących się na przecięciu polityki, administracji, gospodarki i świata kryminalnego) – ujawnione m.in. w trakcie prac nad ustawą o biopaliwach i ustawą medialną oraz szerzej po aferze Rywina;
  9. nieskuteczność istniejących regulacji prawnych mających ograniczać korupcję;
  10. nadmiar regulacji i pilnujących ich urzędów, rozmnożone ponad miarę agencje rządowe i fundusze celowe;
  11. skorumpowanie i bezwzględność działania polskiego aparatu skarbowego (sprawa Romana Kluski), zbyt skomplikowany system podatkowy, zmiany przepisów, niespójność ich interpretacji;
  12. fasadowość niektórych reform, wstrzymywanie prywatyzacji i podporządkowywanie jej bieżącym potrzebom budżetowym (Dziwaczna forma własności, jaką jest jednoosobowa spółka skarbu państwa, miała być etapem przejściowym podczas prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Stała się częścią latyfundiów władzy, eksploatowanych na wiele sposobów. Rady nadzorcze dostarczają synekur dla rodzin i przyjaciół wszelkiej maści polityków);
  13. zatrudnianie w instytucjach rządowych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL (SB, ZOMO);
  14. brak zdolności państwa do rozwiązywania problemów społecznych;

Wszystko to przez mniej-więcej dwa lata przed wyborami 2005 w miarę zgodnie obie partie PO-PiS-u przedstawiały „elektoratowi”, a wtórowały im ówczesne „partie indignados”, czyli Samoobrona i Liga Polskich Rodzin.

Aż tu nagle – ostatni raz zacytuję Pedię – jak grom z jasnego nieba Tusk zaczyna szokującą grę. Kampania przedwyborcza do parlamentu prowadzona była w sposób spokojny i nieagresywny. Wzmożoną kampanię dało się dopiero zauważyć w jej ostatnich tygodniach. Przed wyborami Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska wielokrotnie deklarowały chęć zawarcia koalicji (tzw. PO-PiS). W czasie jednej z konwencji wyborczych przewodniczący PO Donald Tusk zaatakował PiS, nakreślając różnice pomiędzy PO a tą partią, czym wprowadził Jarosława Kaczyńskiego w zdumienie. Prezes PiS powiedział: „Słuchając takich słów, mam wrażenie, że zatraciliśmy pewne poczucie wspólnoty kulturowej, która nas łączyła z Platformą”. Według Lecha Kaczyńskiego Donald Tusk odrzucił wówczas współbudowanie IV Rzeczypospolitej, a zaczął reprezentować program nazwany przez Jarosława Kaczyńskiego restauracyjnym.

W odpowiedzi PiS zaczął odgryzać się mało elegancko, więc powyborcze negocjacje koalicyjne były już tylko przedstawieniem, w którym PO nastawiona była na kompromitację PiS.

 

*             *             *

Umiem sobie wyobrazić, co czuł „główny sprawca” polityczny PiS, czyli Jarosław: szykowała się całkiem normalna w świecie koalicja „etosowa”, z dwoma równorzędnymi skrzydłami (konserwatywno-patriotyczne i biurokratyczno-europejskie), jego ugrupowanie wygrało wybory – a tu nagle przyszły koalicjant idzie „jak po swoje”, stawiając PiS w idiotycznej sytuacji wizerunkowej.

Stanęło na tym, że skrzydło konserwatywno-patriotyczne wzmocniono Samoobroną i Lepperem. Odtąd przez dwa lata mieliśmy do czynienia z medialnym sekowaniem braci Kaczyńskich i wyszydzaniem konceptu IV RP (skupiono się na drwinach ze słowa „układ”). Gdyby do mediów nie desantowała się grupa zwana „pampersami”[1] (symbolicznie jej przywództwo wiązano z Wiesławem Walendziakiem, prezesem TVP) – to język nienawiści skierowany przede wszystkim na dwóch bliźniaków zupełnie zdominowałby przekazy medialne.

 

*             *             *

Kaczyński Jarosław – mając niepodważalną charyzmę „rozgrywającego” – w moim przekonaniu fatalnie spisuje się w roli dowódcy w boju: ma temperament stratega, a nie turniejowca. Do harców rządowych wybrał Marcinkiewicza, człowieka słabego w ogarnianiu spraw politycznych oraz Leppera i Giertycha, mających „odśrodkowe”, nie-etosowe interesy swoich środowisk ponad sprawy IV Rzeczpospolitej. Dodatkowo użył znanego skądinąd zagrania w postaci przyzwolenia na „czerezwyczajkę”. Oznaczało to, że idzie drogą „odbudowy słusznych racji metodą gruzowania racji niesłusznych”.

Mam pewność, że gdyby Tusk potraktował poważniej wyborczy remis 2005 (ze wskazaniem na PiS) – to siłami „europejczyków” (środowisko UD-UW) owa udarna taktyka walki z patologiami transformacyjnymi zostałaby zredagowana w sposób zjadalny dla polskich środowisk opiniotwórczych i dla interesujących się Polską sił globalnych (wszak całkiem świeża była nasza przynależność do UE, NATO, OECD). Stało się inaczej, a ekipa wystawiona przez Jarosława przeistoczyła się z reformatorskiej – w opryczninę. W moim przekonaniu niespodziewanie dla samego Kaczyńskiego, choć ma on na sumieniu „szczucie” Delfina”, człowieka dalekiego od kwalifikacji rządowych nawet jeszcze dziś.

Na szczęcie dla PiS (co okazało się nieszczęściem dla Polski) – 8 lat rządów „tuskowitów” pogłębiło wszystko, co było przedmiotem krytyki Transformacji dawanej w kampanii przed wyborami 2005. Ruch „indignados” w Polsce stał się na tyle poważny, że nawet niepoważny jego „frontmen” nie przeszkodził w walnym, bezprecedensowym zwycięstwie PiS w dwóch kampaniach wyborczych 2015.

 

*             *             *

Zajadłość, z jaką zwalczano propagandowo na początku lat 90-tych tzw. postkomunistów – to zaledwie przyczynek do zorganizowanej kampanii mającej zniesmaczyć PiS w oczach świata i „elektoratu”, prowadzonej od przegranej Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich 2015. Posuwano się i do szalbierstwa na miarę zamachu stanu (zmiana ustawy o TK pozwalająca odsunąć Prezydenta od pełnienia funkcji), i do mało estetycznego zrównywania Kaczyńskiego z Jaruzelskim (jakoś dziwnie unika się porównywania go z Pinochetem czy Piłsudskim).

Moje zdanie jest następujące: Kaczyński w 2015 roku nosi w sobie trzy zadry, które powinien w sobie zdusić, a uczynił z nich misję polityczną:

  1. sprawa Katastrofy;
  2. pamięć PO-PiS-owego podstępu Tuska;
  3. swoisty imperatyw „lustracji nomenklaturowej;

Ale to tylko część mojego zdania: jego druga część jest dramatyczna. Otóż fachowcy od „psychologii politycznej”, wspierający „ruch niezgody na rządy Kaczyńskiego”, lepiej ode mnie znają temperament Jarosława (strateg a nie frontmen) i bezlitośnie, cynicznie, z wyrachowaniem żerują politycznie na wynikających stąd dwuznacznościach, a kiedy już Jarosław wychyli się z miejsca dowodzenia i sam wda się w zgiełk – prowokację eksploatują „do spodu”.

Rozgrywająca się na naszych oczach walka o władzę realną (nie wystarczy – jak widać – wygrać zdecydowanie wybory prezydenckie i parlamentarne), przedstawiana fałszywie jako walka o demokrację (co jest nieprawdą choćby na „majdaniarski” paradygmat zmagań) – jeśli ta rywalizacja będzie przebiegać w dotychczasowy sposób, skończy się trwałym odsunięciem całego niedoszłego PO-PiS-u do lamusa. Sam jestem autorem konceptu Trzeciej Racji, ale nie ona jest tematem notki.

Jeśli Kaczyński chce rządzić dłużej, a swoje trzy zadry zamienić w rozdziały podręczników – powinien (był) pierwsze dwa lata poświęcić na wypróbowywanie hamulców polskiej Transformacji (takim jest np. 500+). Tymczasem to, co robi Rząd pani Szydło (w domyśle: cała formacja PiS) – przypomina niemal rajdową zmianę kierunku jazdy w pełnym galopie, z użyciem hamulca ręcznego, wzniecając chmurę pyłu. To jest manewr naprawdę wyjątkowy i mało kto w świecie dałby radę. Niczego nie ujmując ekipie rządowej.

Jednym słowem, Kaczyński swoim trzem misjom nadał estetykę przerysowaną. To pozwala przyłapywać go na rozmaitych wpadkach.

Oczywiście, tym się różnię od Jarosława Kaczyńskiego, że siedzę sobie w małym miasteczku w łatwej pozycji dyżurnego krytykanta. Ale myślę sobie, że jego doradcy nie dorośli do swoich zadań: gdyby Jarosław (Rządzący) na dwa lata zawiesił swoje trzy zadry, a zajął się audytem i ogromadzaniem wokół siebie „indignados” – po dwóch latach Polska zmierzałaby pewnie (a nie po szutrach) w innym kierunku (każdy inny niż „tuskowicki” jest lepszy), a sprawy Katastrofy, wojny o legitymizację władzy oraz przebudowy Państwa-Nomenklatury – miałyby lepszą podpudowę społeczną.

Czy ktoś zauważył, że sprawa „pierwszego ruchu burzącego wątłą demokrację” (czyli poprawki do ustawy o TK z czerwca 2015) nikt już nie rozważa? Znaczy: wina jest całkowicie po stronie Pis?!?

Nie dziwię się, że po pół roku rządów – w warunkach demontażu PO, rozsypki Lewicy, marginalizacji ludowców – mimo wszystko Morawieccy są „silniejsi ideowo” od przesłania formacji zwycięskiej a wszystko przez to, że Kaczyński poddał się karykaturalizacji, przerysowaniu, pośpiesznie rozprawiając się ze swoimi trzema zmorami.

Przeciwnik podjazdowo spycha PiS na pobocze, właściwie na bezdroża szutrowe, czyniąc rządy PiS nie-oczywistymi. Po co się w to wdawać?

 


[1] Pampersi reprezentowali konserwatywne wartości w sferze obyczajowej i promowali liberalizm gospodarczy. Uważali, że należy tworzyć wizję Polski pozostającą w opozycji do dominującej w tamtych latach w publicznej dyskusji „Gazety Wyborczej” oraz sił politycznych o postkomunistycznym rodowodzie. W nowych programach telewizyjnych (sztandarowym był „Puls dnia”) starali się prezentować konserwatywno-liberalne wartości;

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka