Jan Herman Jan Herman
543
BLOG

Ruch narodowy a patriotyzm

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 19

Polacy to jedna z nielicznych dużych nacji (liczących kilkadziesiąt milionów ludzi), która patriotyzm ma w duszach, sumieniach, umysłach i sercach, a fasadowe celebry, obrzędy i ceremoniały z tym związane są dla niej drugorzędne, eksploatowane przez „władców”, a dla zwykłych patriotów uciążliwe. Podam przykład: akcja radiowej Trójki sprzed kilku lat pod hasłem „Orzeł może” okazała się niewypałem, bo choć forma kampanii spełniała większość wymogów marketingowych – sama kampania nie miała w sobie autentyzmu, nie „twarzowali” jej ludzie znani bez wątpliwości jako wzorce patriotyzmu, nie kierowano też tej kampanii do środowisk na co dzień „uprawiających” patriotyzm, tylko raczej na przekór im. Paradoks.

Na tle patriotyzmu polskiego – amerykańskie zaklęcia i gesty wydają się nieco teatralne. Słowo „amerykanin” jest zawołaniem „korporacyjnym”, a nie narodowym.

Na ponad 300 milionów Amerykanów większość nosi w sobie rodzinną pamięć „starej ojczyzny”:

Ruch narodowy a patriotyzm

Łatwo zauważyć, że jedynie ok. 20 milionów Amerykanów czuje się wystarczająco ukorzenionych na terenie USA, by odrzucić sentymenty „przodków”. Tabelę warto uzupełnić o uwagę, że ok. 100 milionów nie powołuje się na „przodków”, ale wiadomo, że ok. 39 mln ma czarny kolor skóry, a Latynosi mają liczebność porównywalną, nieco większą. Tym bardziej patriotyzm amerykański trzeba pojmować jako „korporacyjny”.

W Polsce rzecz ma się inaczej: wspólnota etniczna kształtuje się od tysiąclecia, często w konkretnej opozycji wobec Niemców, Rosjan. Zasięg ziem uznawanych na świecie (kontynencie) za polskie jest mniej-więcej uzgodniony. Polacy poczuwają się też (coraz słabiej) do zasiadania w wielkiej rodzinie słowiańskiej, chociaż ten element tożsamości słabnie wobec silnego nastawienia na przynależność europejsko-łacińską.

Ruch narodowy w Polsce – nie jestem specjalistą, kieruję się intuicją – doładowuje swoje akumulatory przy trzech okazjach:

  1. Podczas ścierania się racji „komunistycznych” z racjami „religijnymi”: obie racje wziąłem w cudzysłów, bo komunizm znany w Polsce nie miał wiele wspólnego z projektem marksistowskim, a zbitka Polak-Katolik dziś już jest bardziej życzeniowa niż ilustracyjna;
  2. Podczas konfliktów na linii „władza-lud”, które są okazją do wyrażania opinii, iż „władza” zaprzedała się „obcym” mocarstwom: Rosji-ZSRR, Niemcom, Europie, Ameryce, co wedle odczuć „ludu” odbywa się ze szkodą dla substancji i kondycji rodzimej;
  3. Podczas manifestowania – w międzynarodowych grach polityczno-dyplomatycznych – polskiej odrębności i prawa do (jakiegoś poziomu) suwerenności narodowo-państwowej (patrz: polska droga do socjalizmu, aktualna „troska” UE o polską demokrację);

Wszystkie te trzy okazje przeciętny Polak akceptuje jako „narodowo-twórcze”. Rzecz w tym, że polski patriotyzm pod względem organizacyjnym tkwi korzeniami w czasach powstańczych i międzywojennych. Oznacza to silny etos „żołnierski” (w rzeczywistości paramilitarny), odrzucenie jakiegokolwiek słownictwa lewicowego (co „eliminuje” PPS z grona ugrupowań patriotycznych), daleko posunięty eurosceptycyzm (nawiązujący do „cienia germańskiego” od zarania wiszącego nad Polonią) oraz – ryzykuję pomyłkę – odrzucenie „oligarchów” biznesowych (jako pamiątka po kunktatorskich zdradach szlacheckich podczas Potopu czy w czasach Konstytucji-Targowicy).

Wszystko to sytuuje współczesny (dzisiejszy, AD 2016) polski ruch narodowy w roli konserwatywno-wstecznej opozycji dowolnego rządu, który (spójrzmy powyżej na „okazje”) wykazuje wrażliwość na nierówności społeczne, podatna jest na „blokowanie” się w międzynarodowych związkach albo pozostaje w „sztamie” z mega-biznesem i luminarzami-prominentami świata kultury, nauki, społecznikostwa, a także niepokoi się proporcjonalnie zbyt wielkim wpływem hierarchii kościelnej na politykę i budżety.

Padło słowo „wstecznej” (w znaczeniu: wstecznictwo). Trzeba wyjaśnić, że nie deklaruję tu pogardy czy lekceważenia dla „narodowców” i ich wyboru ideowo-politycznego, mam na myśli wyłącznie „mołojeckie”, paramilitarne formy samoorganizacji i dość bezkrytyczne stereotypy i uprzedzenia dominujące w tych środowiskach. Przybywa w ruchu narodowym osób – już nie pojedynczych, widać robotę oświatową – orientujących się z grubsza w przesłaniu Romana Dmowskiego. Ale nawet w PSL – które przyswoiło sobie tradycje ludową niemal na wyłączność – znajomość publicystyki Stanisława Thugutta wydaje się słaba. Prędzej już pamięta się o Wincentym Witosie. Obaj byli narodowcami w dużej części swoich ofert ideowych.

Dodajmy, że takie „autorytety” zajmujące uwagę telewidzom i czytelnikom prasy, jak Cimoszewicz, Rosati, Smolar, Staniszkis (i kilkanaścioro innych) – w ogóle nie traktują ruchu narodowego (tym bardziej patriotyzmu) jako wymiaru tej polityki, którą uważają za godną rozważań.

Patriotyzm wyrażany poprzez organizowanie się w ruch narodowy jest trwałym i oczywistym elementem życia współczesnych Polaków, winno być też spoiwem państwowości. Tyle że z powodów, które są jeszcze do zbadania, polskie organizacje narodowe wyrażają swoje emocje patriotyczne w sposób przerysowany. Tak jakby ktoś namalował nie pejzaż, a pstrokaciznę. Nałożywszy na to zwyczajną niechęć do polszczyzny wyrażaną często przez elity ideologiczne i biznesowe – mamy gotowy konflikt przeradzający się w niegodne harce przy różnych okazjach.

Stawianie interesu wspólnoty etnicznej oraz umiłowania wszystkiego co rodzime na czele społecznych wartości nie jest niczym nagannym, wręcz przeciwnie. Wyszydzanie tego – jest w praktyce działaniem na szkodę najszerzej pojmowanego „ludu”. Samospełnia w ten sposób obawy: jeśli narodowcy są przedstawiani jako wrzód społeczny – to z czasem przestają się krępować i manifestują się okropnie.

Nie mam wniosków „na dziś”, ale określenie „spoiwo” jest tym, którego trzymałbym się opisując ruch narodowy. i potraktowałbym jako punkt wyjścia do rozważań o polskości, podmiotowości, suwerenności. chyba że komuś na tym nie zależy...

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka