Jan Herman Jan Herman
2230
BLOG

Kanał wenecki

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 56

Dyplomacja to sztuka orientowania się, jakie sposoby zachowania i wyrażania się są w konkretnym miejscu najbardziej odpowiednie. Na przykład inaczej wyglądamy i inaczej zachowujemy się w filharmonii, inaczej na harcerskim ognisku, inaczej w tawernie portowej, a jeszcze inaczej w gabinecie ministra.

Europa – ta wetknięta w formułę Unii Europejskiej – to mrowie urzędów. Każdy urząd ma swoje specyficzne procedury i obyczaje, a relacje między urzędami są również dwuwarstwowe: z jednej strony przesadna wręcz strona formalna, grzecznościowa, z drugiej zaś watykański język dwuznaczności, przymrużeń oka, pół-widzialnych sygnałów.

Kiedy kamaryla europejsko-biurokratyczna, która korzystając z tej drugiej warstwy zaczęła wkręcać Europę w konflikt polski (oparty na upartej niezgodzie „tuskowców” na dwie porażki wyborcze, wysadzające ich z politycznego i geszefciarskiego siodła) – zdołała uczynić z polskiego tematu problem unijny – celnym posunięciem było skierowanie tematu do Komisji Weneckiej. Bo z jednej strony ujawniło „kto z kim i dlaczego” (szczytem paskudztwa było pytanie Pani Szydełkowej w Parlamencie, czy podporządkuje się – TAK czy NIE – wnioskom Komisji Weneckiej, w ciemno), z drugiej strony przeniosło temat w obszar gry definicjami, przepisami, procedurami.

Podkreślam: to nie jest moja ocena samej zabawy z Trybunałem, tylko ocena decyzji o wystosowaniu zapytania w sprawie do Komisji Weneckiej.

Komisja Wenecka stoi przed następującym dylematem:

  1. Po to wymyślono wybory, by formacja je wygrywająca miała w miarę „świeże” prawo do takiego porządkowania nawy państwowej, o jakim opowiadała w kampaniach wyborczych, wedle swoich wyobrażeń;
  2. Po to wymyślono bezpieczniki przed szaleństwami większości, by owa większość miała nieco mniej władzy, niż to wynika z wyników wyborczych, by większość pamiętała o mniejszości i o przyjętych regułach gry;

Przypadek z Jörgiem Haiderem, który okazał się kompromitacją Unii wymuszającej swoją politykę kadrową na wyborcach Karyntii (możecie sobie wybierać kogo chcecie, byle to nie byli ludzie skrajnej prawicy) – dał europejskim graczom biurokratyczno-politycznym do myślenia. Przy czym Polska to nie Karyntia.

Jest jasne, że jednakowe prawa w Unii ma zarówno ten, kto grzecznie podskakuje w rytm definicji i procedur, jak też ten, kto podskakuje niegrzecznie, przedkładając po temu swoje racje niesprzeczne z traktatami. Rozwiązanie „ostateczne” nie wchodzi w grę: ograniczenie wewnętrznych (polskich) uprawnień politycznych większości parlamentarnej (czyli jakaś forma „nadzoru-supervisingu” nad poczynaniami Parlamentu) – to wystarczający powód, by Polska w ramach retorsji roztoczyła np. państwową nadzwyczajną kontrolę nad nie-polskim kapitałem we wrażliwych dziedzinach: bankowość, ubezpieczenia, hipermarkety, obród produktami spożywczymi. Wyjaśniam: skoro Europa chce być „super-posłem” w polskim parlamencie, to my możemy w obcych firmach zarejestrowanych w Polsce być „supervisorem”.

Wciąż podkreślam: mówię o języku dyplomacji na podwórku biurokratyczno-europejskim.

Stało się, że pojedynczy element procedury weneckiej stał się jawniejszych niż „się przyjęło”. Ten element to „draft dokumentu audytowego przekazany do władz Polski z prośbą o uwagi”. Gdyby nie nadzwyczajne naświetlenie tego elementu przez polskie media – Polscy urzędnicy wskazaliby zapewne, jaka jest konstytucyjna różnica (w polskim ustroju) między Parlamentem a Trybunałem – i „wenecjanie” mogliby się ugiąć pod tymi uwagami lub nie. A różnica jest taka, że Trybunał jest organem refleksji korygującej prace legislacyjne, a nie nad-parlamentem.

Ktokolwiek spowodował „wyciek” – dał okazję polskiemu Rządowi, by na ten wyciek zareagował stanowczo, tak jak się reaguje na wyciek negocjacji kontraktowych w biznesie. Jeśli słyszę z mediów, że w drodze z Wenecji do Warszawy dokument przewinął się przez 220 rąk (chyba nikt nie miał na myśli listonoszów) – to mamy gotową aferę, jak w sprawie „lubczasopism”. Wtedy też zbyt wiele długopisów mogło w nieoczekiwanych momentach dokonać korekt i udawać, że to nadal jest materiał wyjściowy.

Ci politycy PiS, którzy zaczynają podważać rolę Komisji Weneckiej w europejskiej wielo-układance – strzelają sobie w stopę. Pytałeś – to zgadzasz się na odpowiedź, choć nie musisz się podporządkować. Ci mediaści, którzy za bezczelnym europarlamentarzystą powtarzają pytanie TAK czy NIE – niech zauważą, że opinia to w języku UE nie instrukcja. Zresztą, zauważmy, że sławetna debata w Parlamencie ujawniła głęboki niesmak różnych krajów wobec unijnego wtrącania się w szczegółowe sprawy członkowskie.

 

*             *             *

Przewiduję, że głównym akapitem ostatecznej opinii Komisji Weneckiej będzie zalecenie kompromisu nie na linii Sejm-TK, tylko na linii Rząd-opozycja. Awanturę o TK wywołała opozycja, kiedy jeszcze rządziła, dokonując bezprawnej ingerencji w funkcjonowanie TK. Wszystko potem było już tylko reakcją, przy czym tzw. suweren w parlamentarnym akcie wyborczym pogonił do ław opozycyjnych tych, którzy awanturę o TK rozpoczęli. Komisja Wenecka powinna przedtem uzyskać proste wyjaśnienie: manewry z TK „tuskowcy” rozpoczęli będąc u władzy i przewidując jej kontynuację, z zamysłem „zamrożenia” nie swojego Prezydenta. I to „tuskowcy” łamaliby Konstytucję i równowagę na szczytach, gdyby pozostali u władzy. Skutki byłyby dużo groźniejsze, niż te wynikające z PiS-owskiego przypomnienia Trybunałowi miejsca w szyku, bo TK stanowiłby „zbrojne ramię” tuskowców przeciw Prezydentowi.

Jak myślisz, Czytelniku, co jest groźniejsze dla wyobrażeń o demokracji: unieruchomienie Prezydenta czy zdyscyplinowanie Trybunału?

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka