Jan Herman Jan Herman
255
BLOG

Broszura

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 1

Mogłem na gorąco napisać z entuzjazmem: tak znaczącego podkreślenia przez Parlament Europejski polskiej suwerenności, w tym prawa do suwerennego rządzenia formacji wygrywającej wybory – nie spodziewałem się, wręcz przeciwnie. Ale wolałem zagłębić się w polski internetowy tygielek i w komentarze dyżurnych mędrców medialnych. Nie bez znaczenia okazało się niemal równoległe wydarzenie sportowe, które miało być „polską ofiarą na ołtarzu”, a okazało się zgoła inne.

Dobrze zrobiłem.

Jeszcze minutę przed rozpoczęciem debaty europejskiej na temat praktyk ustrojowych w Polsce głównym bohaterem mediów polskich była broszura, jaką jeden z polskich europosłów rozesłał do wszystkich europarlamentarzystów. Że to jest gówniażeria niemal.

Ale rzeczywistym bohaterem debaty – i to negatywnym –okazała się Unia Europejska. Nie przesadzę, jeśli na 70% ocenię liczbę wystąpień, w których pytano (również polskimi ustami):

1.       Czy sam fakt uruchomienia precedensowej procedury jest zgodny z prawem i duchem europejskim;

2.       Czy standardy „wrażliwości demokratycznej” w UE nie są przypadkiem podwójne, kierowane pozamerytorycznymi sympatiami i antypatiami (mówiono: niewiedzą i uprzedzeniami);

3.       Skąd komisarze unijni czerpią informacje o faktach, skoro w ich opracowaniu brak odwołań do informacji rządowej (polskiej);

4.       Czy odbywana właśnie debata nie oznacza, że to Europa (UE) ma problem ze sobą, próbując łajać suwerennych członków;

5.       Skąd się wzięły wybitnym funkcjonariuszom europejskim sformułowania o faszyzacji i putinizacji polityki polskiej, itp.;

6.       Czy przypadkiem ta debata nie ma „przykryć” takich spraw jak imigranci, jak stan wyjątkowy we Francji, jak dominacja Niemiec w Europie;

7.       Dlaczego przesuwa się subtelnie granicę kompetencji Komisji Europejskiej wobec państw członkowskich w obszary polityki wewnętrznej, i to wybiórczo;

Podkreślano zasługi Polski z okresu wojny, powojnia i z roku 1989. Wyrażano też obawy – bez konkretów – o to, czy Trybunału nie zablokowano, oraz o to, czy polskie media pozostaną „pluralistyczne. Na te wątpliwości nie musiała odpowiadać pani szydełkowa: inni europarlamentarzyści sami się rozprawiali z przedmówcami.

Atmosfera na sali obrad – poza wyjątkami – na tyle sprzyjała Polsce (i jej obecnemu rządowi), że zaledwie jeden z antyrządowych polskich europosłów zdecydował się zabrać głos – wyjaśniając, że to nie on i jego koledzy sprokurowali tę niewygodną dla Polski sytuację. Znaczy – krasnoludki.

Oczywiście, prowadzący obrady prostak nie omieszkał zagrozić publiczności zasiadającej balkony, że jeśli będą klaskać, to się ją usunie, bo „w polskim parlamencie z takim zachowaniem nie posiedzielibyście na galerii”. Skłamał też, że to on podpowiedział Waszczykowskiemu oddanie spraw polskich pod werdykt Komisji Weneckiej.

Sądzę, że na ton debaty uprzedzająco wpłynęły wyjaśnienia Pani Premier w pierwszym wystąpieniu, przed dyskusją, w którym pokazała (z rządowego punktu widzenia), co i jak na gruncie prawa oraz wybiła dyskutantom z głowy argumenty o polskim-pisowskim eurosceptyzmie. I porównała polskie rozwiązania – zaprowadzane właśnie w tempie budzącym zdumienie – z podobnymi, a nawet niekiedy identycznymi rozwiązaniami w innych europejskich krajach. A także zręczna zagrywka w wypowiedzi drugiej, podczas której ominęła ona szerokim łukiem szczegółowe prztyczki, podkreślając tylko to, że PiS nie jest partią nacjonalistyczną. W ten sposób – za pomocą Dużych Liter – podtrzymała ona sprzyjającą Rządowi atmosferę na sali obrad.

Nikt nie narzekał, że dostał „broszurę”! Może to było jedyne, co mieli europosłowie z pierwszej ręki!

Powtórzę: ogólny ton debaty był nieprzyjemny dla europejskich top-biurokratów i mało chropowaty wobec Polski. Może dlatego, że europosłowie odmiennego zdania występowali nielicznie, a może dlatego, że starannie owijali swoje kąśliwości w poprawność polityczną. Nie zdumiał mnie JKM, który z właściwą sobie „elegancją” zauważył: jestem przeciw demokracji, ale wy (Europo) jesteście za demokracją. I macie w Polsce taką, jaką chcieliście.

Jedyna uwaga, z którą się zgodzę, padła na temat taki oto, że największym autorytaryzmem, jaki zagraża każdemu z europejskich krajów – jest autorytaryzm wewnętrzny, zrodzony w łonie własnego kraju. Nie wiem, jakie były intencje mówcy, ale chyba nie tylko o Polsce mówił…

Zakończę celnym sformułowaniem JKM: cytując kogoś powtórzył, że „krytykom nie chodzi o demokrację w Polsce, tylko o przestrzeganie prawa”. Dopowiem: bo wcześniej przez całe lata wprowadzano tak wielki nawis inflacyjny przepisów, procedur, standardów, norm, certyfikatów, dopuszczeń, algorytmów – aby chronić nie zawsze zgodne z polskimi racjami interesy, że skuteczne usunięcie go możliwe jest tylko „niedemokratycznym” cięciem. Ktoś inny powiedział w obronie Polski: narody Europy nie chcą niczego innego jak wolności i sprawiedliwości. I co, mam się nie zgodzić?

Pośród jednominutowych głosów drugiej części debaty pojawiła się pretensja do pani szydełkowej (bo biła brawo) o głosy z sali, wypunktowujące UE i jej instytucje. Tak jakby to ona te głosy podstępnie „opłaciła” przed debatą. Ktoś inny miał do niej pretensję, że nie zadano pytań, o które ona prosiła i wyrażała gotowość odpowiedzi. No, żenada.

Nie wytrzymał gość, który chciał koniecznie uzyskać deklaracje pani szydełkowej, że dostosuje się do opinii europejskiej (a tej jeszcze nie ma, co przytomnie zauważyła Premier). Ktoś coś mówił o autorytaryzmie? Żąda się od Premier suwerennego Rządu, by w ciemno zadeklarowała lojalkę!

Debata okazała się wywoływaczem skrywanych za poprawnością polityczną dawnych i świeżych emocji wszystkich europarlamentarzystów, emocji często stojących gdzieś obok spraw polskich. Myślę, że daje to – niezamierzony przez nikogo – efekt, w postaci nadchodzącej debaty ustrojowo-systemowej w Europie, dotąd skutecznie tłamszonej przez top-biurokratów. Do czego to ludzie sa zdolni, kiedy zaczną być swawolni – że znów „polecę Waligórskim”.

 

*             *             *

Twierdzę, nie od dziś, ale dziś to jest ważne: uważam, że każdy rząd ma przed sobą wielką odpowiedzialność za to, żeby nie tylko formacja rządowa „miała zawsze rację” – i formacji PiS ta odpowiedzialność bardzo ciąży. Ale jeśli stało się, że „nie wiadomo z czyjej inicjatywy” użyto UE z zamiarem uczącej PiS moresu połajanki wobec polskiego rządu, a okazało się inaczej – to debata okazała się międzynarodowym sukcesem Premier Szydło i formacji, którą ona reprezentuje.

Piłka ręczna – że wplotę wątek patriotyczny – to gra przesadnie kontaktowa, w której nawet ewidentne elementy bójek odgwizdywane są jako niewinne faule. Doskonałość techniczna szczypiornisty wiąże się przede wszystkim z umiejętnością wychodzenia z dorobkiem bramkowym z tych bardzo „męskich” zapasów. Polska pokazała wczoraj na dwóch europejskich boiskach naraz, że potrafi wyjść obronną ręką z brutalnych bezpardonowych zmagań, z mistrzami świata po w roli przeciwnika.

Wstawiłem do internetu całkiem świeżą notkę, niezbyt składną, ale szczerą, pod tytułem „Co na to NATO”, TUTAJ. Bo jakoś mam przeczucie, że skoro nie udało się kopnąć PiS-u w Strassburgu, nie udało się poprzez jawnie „drukowany” rating S&P (złotówka jakoś nie zdechła, giełda jakoś się nie zapadła) – trzeba będzie użyć poważniejszych argumentów. Gdyż-ponieważ-albowiem „platformersi” nie darują sobie porażki, buntu „ciemnego narodu” przeciw tym, którzy czuli się namaszczeni w roli właścicieli Polski (patrz: TUTAJ).

Jakoś dziwnie jestem spokojny o to, że Morawiecki, Gliński i (chyba?) Gowin mają teraz nienerwowych kilka miesięcy na to, co rzeczywiście konstruktywne w gospodarce, w kształtowaniu obywatelskiej świadomości i kultury politycznej, w przebudowywaniu priorytetów polskiej inteligencji i w jej odradzaniu. A w międzyczasie – audyt, audyt, audyt. W wykonaniu „wiadomo czyim”.

PS 1

Bardzo nie podobała mi się antyszydełkowa zagrywka (albo Tuska, albo mediów): Tusk zapowiedział wizytę u Premier Szydło w pokoju oczekiwań kiedy zakończy „swój punkt” poprzedzający debatę o Polsce. Taka to miała być „rozmowa na mijance” – powiadali mediaści. Wokół tego stworzono jakieś nadzieje na coś ważnego, prawie symbolicznego. Tusk zaś wszedł i wyszedł. Potem słyszymy, że jedyne co miał do powiedzenia – to fakt dobrze już wcześniej znany, że go nie może być na sali ze względów protokolarnych. No, źle zagrał.  Sam nieraz doświadczałem sztuczek, przez które miałem być przed ważną wypowiedzą skonfundowany, zdeprymowany, rozstrojony.

PS 2

Największym moim rozczarowaniem politycznym ostatnich miesięcy jest stosunkowo młody i świeży polityk o nazwisku Rafał Trzaskowski. Na przełomie kadencji parlamentarnych z przyjemnością słuchałem jego pełnych wigoru i sprawnych retorycznie wypowiedzi budujących jego formację polityczną. W ostatnich tygodniach stał się on jednak zwyczajnym ujadaczem, którego przerasta retorycznie nawet taki Petruś. Łatwo dał się pan Rafał „zniesiolić”. Zbyt łatwo. O Mateuszu Kijowskim nie chce mi się mówić. Ktokolwiek chciał jego obecnością wzmocnić antypolski (antyrządowy) nastrój „brukselski” (rzecz miała miejsce w Strassburgu) – to widział co najwyżej pajaca, dumnego, że go „przyjmują”, powtarzającego lisio, że ależ skąd, oni chcą tylko prawdy i demokracji.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka