Jan Herman Jan Herman
1683
BLOG

Jak się skończy i jak zacznie trzecia wojna

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 22

Numerowanie wojen mija się z celem. Lepiej jest numerować procesy. W ten sposób gotów jestem – przy innej okazji – bronić poglądu, że wojna zwana Drugą Światową była korektą tej zwanej Pierwszą Światową, a obserwowane przez nas naocznie efekty rozpadu imperium rosyjskiego (i sam rozpad) – to ostatnia (chyba) odsłona procesu przeistaczania globalnego kolonializmu z formuły bezpośredniej okupacji w formułę podboju ekonomicznego.

Równolegle, a nawet niemal niezależnie, procesom re-kolonizacji towarzyszą procesy syntetyzacji-wirtualizacji. I to one zbliżają się do punktu kumulacyjnego, który będzie nazwany Trzecią Wojną, jeśli ktoś nie wymyśli całkiem innego języka opisu.

Na czym polega proces syntetyzacji-wirtualizacji?

  1. Walory zamiast Pieniądza. Czasy monety i banknotu są już dziś archaiczne, rozliczenia ekonomiczne między ludźmi i podmiotami zostały wciągnięte w świat „produktów” pożyczkowo-kredytowych, ubezpieczeniowych, gwarancyjnych, poręczycielskich, budżetowych, funduszowych, podatkowych. Człowiek – chcąc nie chcąc żyjący w tym świecie – posługuje się formularzami, ankietami, elektronicznym podpisem albo – od biedy – prymitywną kartą plastikową;
  2. Urbanizacja. Ruralizm ekonomiczno-społeczny, czyli kultura cywilizowania życia wiejskiego – skończył się, kiedy miasta zamieniać się zaczęły w metropolie-aglomeracje, i wtedy starodawny, małomiasteczkowy ryneczek z ratuszem (odpowiednik gumna) został zastąpiony przez abonamentowo-biletową sieć-strukturę-system zmasowanej infrastruktury (drogi, koleje, tunele, dworce-porty-huby, elektryczność, telefonia, ogrzewanie, klimatyzacja, transport miejski, wodociągi, kanalizacja, zaopatrzenie, dystrybucja;
  3. Produkcja, która bierze swój historyczny początek w takim przetwarzaniu surowców (wedle zamyślonego wcześniej konceptu), że zewnętrzny owoc produktu „nie pamięta” surowca (np. w telewizorze czy komputerze najważniejsze dziś są półprzewodniki, a nie ich powłoka ebonitowo-metalowa) – dziś odchodzi nieuchronnie od formuły zaspokajania potrzeb, a wnosi człowieka (konsumenta) w obszar kształtowania-programowania potrzeb;
  4. Debata. Takie formy wypracowywania poglądów, nauczania i podejmowania decyzji, które znamy jako wiec-agora-forum – są już mocno przestarzałą formą obcowania między ludźmi. Dziś niemal całość debaty – włącznie z ofertami zakupowymi – przeniosła się do przestrzeni generowanej przez internet, portale społecznościowe, media elektroniczne, zmasowane kampanie ograniczające (poprzez nacisk, ale też poprzez globalną koncentrację kapitału) możliwości wyboru, jakimi cieszył się człowiek od zawsze;
  5. Zbrojenia. Kilkadziesiąt lat temu co odważniejsi komentatorzy spraw globalnych domyślali się, że Kosmos (otulina wokół Ziemi) staje się polem penetracji o charakterze polityczno-militarnym, zajmowanym przez potęgi globalne. Dziś jest to już oczywiste: dywan satelitów i innych instalacji kosmicznych, wzmocniony „naziemnymi” rozwiązaniami teleinformatycznymi – przeistacza każdą armię w „społeczeństwo game-boy’ów”, co pozwala liderom tego kierunku osiągać cele militarne praktycznie „z gabinetów”;
  6. Kondycja Człowieka w kontekście ekologicznym. Czasy medykamentów i antybiotyków oraz operacji medycznych – to czasy podobne do budowy okopów i wojny na gaz bojowy. Prymityw. Dziś dyscypliną wiodące są eksperymenty genetyczne (robione na Człowieku i na Przyrodzie) oraz eksperymenty psychologiczne, przeistaczające człowieka w „cyborga”. Owoc takich eksperymentów – to będzie fenomen zdolny do przeżycia i odnoszenia (kolektywnych!) sukcesów w syntetyczno-wirtualnym świecie, zaś pozostali – staną się pod-ludźmi, choć pewnie poprawność będzie nakazywała pochylenie się z troską nad ich niedoskonałościami;

Listę ewidentnych dowodów na to, że „postęp” Ludzkości poszedł w kierunku syntetyczno-wirtualnym, i że w ostatnich dziesięcioleciach skumulowało się w jednym „hubie cywilizacyjnym” wiele nitek rozwojowych – można dowolnie wydłużać. Rzecz w tym, że globalne potęgi, do których listy nas przyzwyczajono po Drugiej Wojnie (Brytania, Galia, Ameryka, Germania, Rosja), czerpiące swoją moc z przewagi surowcowej, technicznej i biurokratyczno-cywilizacyjnej – muszą albo się cofnąć do drugiego szeregu, albo się nieco przesunąć. Wyrwę w tym bloku wydłubała najpierw Japonia, a potem „tygrysy” (Korea, Tajwan, Singapur, Hong-Kong), ale dopiero wielomilionowe rzesze Hindusów i Chińczyków ćwiczących najnowocześniejsze dyscypliny ogarniające powyższą listę „wirtualiów” – stały się motorem znaczącego przegrupowania w elitarnej elicie potęg globalnych.

Staje się to problemem antagonizującym zwłaszcza wtedy, kiedy okazało się naocznie (staje się oczywistym elementem świadomości społecznej), że Europa, Ameryka i Rosja – to bankruci, których utrzymuje na powierzchni jakiś osobliwy atrybut (Ameryka ma militaria, Europa ma „demokratyczne” receptury, Rosja ma puste przestrzenie i eko-zasoby).

Nie mam żadnej wątpliwości, że propagowana intensywnie idea Umiaru i Harmonii, jaką szerzą po całym świecie Chiny – jest wyprzedzającą Białą Północ kampanią mającą zapobiec wojnie. Ale wytłumacz to Ameryce!

Ameryka dąży do zmontowania cywilizacyjnej hegemonii wokół Atlantyku i wokół Pacyfiku. W odpowiedzi Chiny godzą się „łaskawie” na takie inicjatywy, jak BRICS, a inicjują „rozmiękczacze” takie jak Nowy Jedwabny Szlak.

Będą się bić

Czytelnikowi doradzam wyobrażenie sobie, że wojny przechodziły przez kilkadziesiąt etapów „specjalizacji”, począwszy od przysłowiowej bijatyki na maczugi (już wtedy zapewne znano pułapki takie jak wilcze doły czy nagięte gałęzie), poprzez narzędzia metalowe i broń dalekiego rażenia (łuki, trebuszety). Wynalezienie prochu strzelniczego, a potem skonstruowanie silnika spalinowego – to przeniesienie wojny w obszary gry technicznej, co dziś oznacza superfortece powietrzne i nawodne wymagające wprawy takiej samej jak w „game-boy’u”: ostatecznie zbrojenia przeniesiono w obszar teleinformatyki, a takie „zasobniki” jak bomby chemiczne, neutronowe, biologiczne czy jądrowe – to tylko wyposażenie kapsuł teleinformatycznych.

I teraz uwaga: to, że Azja Wschodnia (Japonia, Chiny, Korea, Tajwan, Singapur), każde pod innym względem, każde w inny sposób, są w końcowej fazie pieczętowania swojej dominacji ekonomicznej w świecie – jest już elementarzem „małego ekonomisty”. Ale przeniesienie bieguna hegemonii ekonomicznej – to niemal pewna wojna, bo to oznacza, że obszary podporządkowane (nazwijmy je koloniami) są odcinane od dotychczasowego hegemona (Ameryka, Europa) i podpinane pod nowego.

Czy ktoś zauważył (na marginesie), że polityka imigracyjna USA, a potem Europy, stała się dla nich pułapką?

Jedynym, kto może dziś podjąć akcję militarną z nadzieją, że rozpirzy Chiny – jest USA. Jak widzimy – prowadzi ona intensywne manewry oskrzydlające i ćwiczy swoje sprzęty na poligonach całego świata. Amerykańska strategia mówi: nie pokonamy Azji ekonomicznie, więc odzyskamy kontrolę nad gospodarką podpalając największą konkurencyjną zagrodę. Aby podjąć ten wysiłek (czyli wydrenować trochę grosza skąd się da) – USA montują wspomniane już wyżej gospodarcze bloki Trans-Atlantyk i Trans-Pacyfik.

Ja zaś mam jasność, że Chiny (i nie tylko) skupiły się na „obronie teleinformatycznej”.  Nie trzeba już dziś wielkiej wyobraźni, by się zorientować, że takie dziedziny, jak energetyka, urbanizacja, motoryzacja, broń najnowszej generacji, administracja, sprzęt wyposażeniowy domów, biur i pomieszczeń produkcyjnych – stoi teleinformatyką. Wystarczy ją – symbolicznie – odłączyć od prądu – i przeciwnik leży powalony.

Kiedy Chiny inwestują kilkaset miliardów w Nowy Szlak Jedwabny, wiążący gospodarczo Arabię i Europę – to albo są naiwne i nie znają ryzyka, albo są już gotowe do wojny. Wulgaryzując: kiedy Amerykanie zaczną podgrzewać swoje silosy z rakietami – Chińczycy już dziś zapewne wiedzą, jak spowodować, by owe rakiety nie wyruszyły w drogę, choć jeśli już mają wybuchnąć – to czemu nie. Podkreślam: to jest przykład „telewizyjny”, rzeczywistość jest bardziej złożona.

Którędy

Zatem zgódźmy się, że projektując ów szlak – Chiny wypowiadają wojnę Białej Północy, traktując ją selektywnie:

  1. Z Rosją wchodząc w alians (kartą przetargową Rosji jest Syberia i Rosyjski Daleki Wschód oraz kopaliny i doświadczenie kosmiczne);
  2. Z Europą umawiając się co do podziału korzyści (kartą przetargową Europy są technologie i wielopokoleniowa kultura techniczna);
  3. Z Ameryką nie układając się wcale (Ameryka nie zna słowa „partnerstwo”, do tego wstawia nogę w drzwi arabskie i środkowoeuropejskie);

W układance ważną rolę odgrywa jakościowa, biegunowa różnica między Europą a Arabią: łączy je – symbolicznie – Jerozolima (Arabowie „przechowali” europejski dorobek, kiedy Europa zajęta była chrześcijańskim zagospodarowywaniem schedy po Imperium Romanum, ale u helleńskiego zarania Europy niejedno Europa przyjęła od Egiptu, Fenicji, Izraela, nawet Persji). Dziś jednak okazuje się, że Europa ma w genach bogactwo różnorodności (gospodarka, polityka, kultura), a Arabia jest dość ograniczona pod tym względem (ropa i islam), choć na swoich dwóch filarach buduje wiele.

Chiny – na moje oko – rozgrywają tę dychotomię zręcznie i zarazem z wrodzonym sobie taktem. Ameryka – jako się rzekło – włącza różne przeszkadzajki na Bliskim Wschodzie i w Europie Środkowej (Izrael, ISIS, Turcja, Ukraina). Dlatego Chinom mniej wadzi irańskie zadęcie środkowo-azjatyckie (proporcje wyraźnie preferują Chiny), a bardziej to, że nie ma którędy poprowadzić „pasa inwestycyjnego”: Damaszek, Stambuł i Kijów – to bagienne trzęsawisko, przez które dotrzeć do Europy trudno.

Aha, żeby przeciąć spekulacje: Nowy Jedwabny Szlak to nie jest inwestycja w stylu rosyjskim: rura, magistrala drogowa i światłowód (oraz wojskowy i wywiadowczy nadzór nad nimi), ale kilkaset „karawanserajów” wokół trzech jezior (Kaspijskie, Czarne, Śródziemne), z których największe będą miały charakter wspólnych faktorii (chińsko-rosyjskich, chińsko-irańskich, chińsko-syryjskich, chińsko-egipskich, chińsko-tureckich, itd.). Warto w tej sprawie śledzić dyplomację Chin. Mam nadzieję, że po tym wyjaśnieniu Czytelnik rozumie lepiej, co wyprawia Ameryka w ramach dywersji na szkodę tego projektu. Jeśli Chiny ostatecznie przekonają do swojego projektu Iran, Ukrainę, Turcję i Arabię Saudyjską oraz Niemcy czy GB (pamiętamy, że w odwodzie jest BRICS) – Ameryka sięgnie po broń „konwencjonalną” i wtedy okaże się, na ile chińscy hakerzy opanowali teleinformatyczne zakamarki amerykańskie. Zauważmy na koniec, że nawet, kiedy Ameryka wygubi połowę mieszkańców Państwa Środka – to i tak „zasoby ludzkie” Chin będą dwukrotnie większe niż amerykańskie. Rzecz w tym, że konwencjonalne ataki Ameryki na główne centra technologiczne Chin – to będzie jawna wojna wytoczona gospodarce europejskiej (patrz: obecność marek europejskich w Chinach).

 

*             *             *

Czytelnik będzie łaskaw uwzględnić, że nie mam swoich „pluskiew” i „szczurów” w ośrodkach decyzyjnych Chin, Ameryki, Europy, Rosji, więc tworzę swój model na podstawie wiedzy dostępnej powszechnie.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka