Jan Herman Jan Herman
3895
BLOG

Operacja „Przenicowanie” i jej fałszywa percepcja

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 20

Reaguję na wczorajszą obszerną wypowiedź Andrzeja Celińskiego w TOK FM. Nie sądzę, by się przejęzyczył, bo miał dużo czasu i swobodnie nim dysponował.

Jarosława Kaczyńskiego zapamiętałem (i chyba już się to nie zmieni) jako tego z dwóch braci, który zapamiętale harcował, w odróżnieniu od Lecha, ten bowiem się ociągał, zastanawiał, rozważał. Inteligencja Jarosława nastawiona jest imperialnie, inteligencja Lecha była refleksyjna. I jeśli zabrzmiało to tak, że Jarosław jest raptus, a Lech – eminentus – to znaczy, że prawidłowo się sformułowałem. Przy tym pamiętajmy, że mowa o bliźniakach, więc te wyróżniające cechy dawały – moim zdaniem niefachowca – co najwyżej 10% różnicy. W każdym razie jarosławowa intuicja więcej w tym duecie ważyła niż lechowe „nadążanie”.

Kaczyńscy dokonali „wspólnie i w porozumieniu” trzech co najmniej dzieł, które im będą zapisane:

  1. Mając ciepłe posadki przy Prezydencie RP – wzniecili rokosz w tym obozie, ostatecznie powodując skarlenie tej prezydentury do poziomu ok. 1%;
  2. Mając miejsce w rządzie AWS – wykorzystali je do wzmocnienia swojego obozu politycznego, identycznie jak to zrobiła drużyna Tuska kreując kamaryle PO kosztem UW;
  3. Jako pierwsi w okresie Transformacji odsunęli od wszelkiej władzy lobby (lobbies) traktujące Rzeczpospolitą jako pożywną prowincję Europy i świata;

Gdyby zarządzali tymi sukcesami racjonalnie – przeszliby do historii jako niepodważalni wyzwoliciele Polski od klątwy procesu „zamienił stryjek” (ZSRR na Europę). Ale zarządzali nieracjonalnie. Odszedłszy od Prezydenta nie ogromadzili „starej”, pryncypialnej Solidarności, Warszawa pod rządami Lecha została spowolniona, IV Rzeczpospolita niezasłużenie zyskała trzy ponure „gęby” i zakończona została pogrzebaniem zbuntowanej energii lepperowej i ligowej. A kiedy się zajrzy w szczegóły tych nieracjonalności – też nie najlepiej to wszystko wygląda. Pisanie laurek w tych sprawach uważam za wysiłek propagandowy, porównywalny ze ściemą „zielonej wyspy”.

Jeśli po tym wszystkim PiS wygrywa wybory w cuglach – to idioci będą głosić, że elektorat został podstępnie ogłupiony, ale każdy znawca rzeczy powie (jeśli nie otwarcie, to przyzna w duchu), że ów elektorat mniej obawia(ł) się kolejnych błędów znanej już ekipy niż tego, co wyczynia rządząca kamaryla. Wynik obu podejść wyborczych 2015 należałoby zatem – tak to odbieram – widzieć jako negatywny wobec Transformacji, naznaczonej kolonizowaniem polskiej gospodarki i polityki, obarczonej jedynowładztwem nomenklaturowego aparatu otoczonego biznesowymi kiśćmi, co zrodziło potężniejący ruch „indignados”.

8 lat posuchy politycznej – o ile tak można nazwać pozostawanie w roli jedynej wydolnej opozycji – poprowadziło tę formację w stronę strategii radykalnego sprzeciwu wobec Transformacji i skrajnej nieufności do wszystkiego, co stworzono i zainstalowano w Polsce pod okiem, niekoniecznie za przyzwoleniem Europy. Amerykę kochają obie formacje jednako, a przygrywa im formacja „kanclerska”.

W moim najgłębszym przekonaniu jedynym poważnym błędem „kaczyzmu” jest lekceważenie, ignorowanie esencjalnej roli Kukiza w elekcyjnym przewrocie 2015. Zresztą, Paweł sam się o to prosi. Poniewczasie dojrzał do tego, na co namawiałem go, by uczynił w wakacje. Próby rozegrania „kukizmu” bez zaadoptowania najgłębszych racji społecznych, jakie on ogromadził – może nie skończy się spektakularnym samobójstwem, ale na pewno nie skończy się dobrze.

Po tym wprowadzeniu – ad rem.

Jestem wyczulony na fałsz wpisany między wiersze, na przekłamania zamierzone lub takie „niewinne”, wynikające ze źle dopasowanych okularów.

Ograniczę się do trzech elementów wypowiedzi Andrzeja Celińskiego, długo szefującego ugrupowaniu mającemu Demokrację w nazwie, socjologa, za młodu harcerza a potem w opozycji demokratycznej (TKN), doświadczonego i doświadczanego polityka okresu transformacji, który odważył się „zdradzić” przystępując do formacji głoszących lewicowość. Mówienie o takim obywatelu, że bzdurzy – to przegięcie. Zatem trzeba zapytać, dlaczego raczył mówić o tym, że (skracam):

  1. Pod rządami Kaczyńskiego Polska wróci do czasów „nomenklatury” rodem z PRL;
  2. PiS przekupuje ludność łakociami, co grozi upadłością budżetów obarczanych deficytem;
  3. Zwycięska formacja stoi w opozycji wobec wszystkiego co europejskie;

Nie można tego pozostawić bez komentarza, zwłaszcza że „narracja” Andrzeja Celińskiego wpisuje się w uprzedzającą panikę polityczną, zgrzytającą niby metal po szkle (za wieszcza koncertem Jankiela: jak zgrzyt żelaza po szkle przejął wszystkich dreszczem, i wesołość pomięszał z przeczuciem złowieszczem).

Nomenklatura

Istotę tego fenomenu opisali niejako równolegle Đilas (New class, 1961) i Voslenskij (Номенклатура. Господствующий класс Советского Союза, 1980). Dzisiejszym „językiem” nazwalibyśmy tak wąską grupę decydentów politycznych trzymających stery Państwa (urzędy, organy, służby, regulacje) i wyznaczających zaufane, najczęściej zweryfikowane osoby do większych i mniejszych punktów węzłowych systemu-ustroju dla wykonywania zadań pomnażających władzę tak rozumianej oligarchii oraz jej zaplecze gospodarczo-biznesowe. Partia władzy, jeśli słowo „partia” rozumieć po sienkiewiczowsku.

W „Polsce transformacyjnej” Nomenklatura rozrosła się w kilku falach do rozmiarów trudnych w oszacowaniu, ale obejmujących ponad 500 tysięcy stanowisk, których nie sposób objąć bez poparcia politycznego, niezależnie od wymaganych kompetencji zawodowych.

Służba cywilna – od kilkudziesięciu godzin oczko w głowie obrońców odchodzącej formacji – nigdy w rzeczywistości nie istniała. Przynajmniej jako apolityczny korpus niezaangażowanych specjalistów.

Jest jasne, że racje życiowe nomenklatury umocowanej przez PO-PSL są inne niż racje formułowane przez PiS. A ma ona – Nomenklatura – tę właściwość, że swoje zadania polityczno-gospodarcze (na rzecz oligarchii) realizuje poprzez „kiście biznesowe i pozarządowe”, więc nie wystarczy, że konkretny urzędnik werbalnie się „przechrzci”, jeśli nadal będzie zasilał dotychczasowe „kiście”, wykorzystując oczywiście „demokratyczne” rozwiązania konkursowo-przetargowe, których bezstronność podważają nawet sami zainteresowani („ustawianie” jest powszechną i „oczywistą-normalną” praktyką).

Celińskiego zarzut, że to Kaczyński zaprowadzi na powrót PRL-owską nomenklaturę – to u socjologa duża nonszalancja pojęciowa.

Rujnowanie budżetu

Nie wiem, jak często Andrzej Celiński przejeżdża rondo krzyżujące Marszałkowską z Alejami Jerozolimskim (mieszka na dalekim południu stolicy), ale zapewne słyszał o tym, jak Balcerowicz na tablicy umieszczonej w tym punkcie miasta w każdej sekundzie przypomina Polakom, że każdy z nich – niezależnie od wieku, płci, wykształcenia, poglądów, skłonności i własnej woli – zadłużony jest na kilkadziesiąt tysięcy złotych, a z każdą chwilą dług publiczny galopująco rośnie. Ponad miarę możliwości wykaraskania się zadłużony jest budżet centralny, budżety wojewódzkie, budżety administracji lokalnej, rozmaite instytucje „pozabudżetowe” oraz sama Ludność (gospodarstwa domowe).

Zadłużenie „rządowe” w ciągu 8 ostatnich lat wzrosło albo „znacznie”, albo „trzykrotnie” – ależy kto liczy. Kolejni transformacyjni ministrowie finansów mniej troszczyli się o zahamowanie „postępu” zadłużenia, niż o inżynierię, zwaną „kreatywną księgowością”, a obyczaj ten rozpowszechnił się lepką mazią po wszystkich budżetach i budżeciątkach.

A Andrzej Celiński ogłasza, że Kaczyński do pary z Szydło zadłużą Polskę i doprowadzą do jej ruiny…

Europa

Konstytuantą europejskości jest – przyjmijmy – matryca helleńsko-rzymsko-chrześcijańska, nałożona na takie żywioły jak Germania, Galia, Brytania, Italia, Iberia, Skandia. W tej matrycy odciśnięte są takie idee prymarne jak Demokracja, Prawo, Obywatelstwo, Samorządność, Społeczeństwo Otwarte, Swobody i Wolności, Przedsiębiorczość, Doskonałość Techniczna, Solidaryzm, Liberté-Égalité-Fraternité.

I wszystko to jest piękne, dobre, prawdziwe, sprawiedliwe. O ile nie dostanie się w łapska biurokracji nurzającej się w poróbstwie z finansjerą. W przerwach między rozmaitymi Bardzo Ważnymi Spotkaniami (zwanymi „summit”, a dlaczego nie „apex”?) ta zgrana para lubieżna „durch” kombinuje, skąd tu nałowić nowej kasy na swoje libertyńskie utracjuszostwo. Stąd wymyśla systemy dotacji, które przecież są w rzeczywistości systemami poboru. I wymyśla się absurdy w rodzaju krzywizny banana, by skierować strumienie dotacji w miejsca, w których cudownie zostaną one „odbite” z powrotem (return to sender).

Takim miejscem jest Europa Środkowa, epokowa, największa w historii kontynentu inwestycja, która nie tylko szybko się zwróciła, ale też przynosi kolonizacyjne krocie. Polska prywatyzuje i prywatyzuje (wyprzedaje i wyprzedaje), ułatwia i ułatwia, sprzyja i sprzyja – a długi rosną, a miejsc pracy nie przybywa, a „odkurzaczy” wysysających grosz z każdego zakamarka – mnoży się jak pluskiew.

Ale nie wolno, broń boże, urazić Europy, opodatkowując banki i ubezpieczalnie, odzyskując kontrolę państwa nad sektorem „uspołecznionym”. Tako rzecze Andrzej Celiński.

 

*             *             *

Moja refleksja nad sobą samym prowadzi do smutnych wniosków: całe życie jestem zaangażowany na rzecz wymienionych już wartości: Demokracja, Prawo, Obywatelstwo, Samorządność, Społeczeństwo Otwarte, Swobody i Wolności, Przedsiębiorczość, Doskonałość Techniczna, Solidaryzm, Liberté-Égalité-Fraternité. Moje kwalifikacje merytoryczne czynią mnie – prawdopodobnie – ekonomistą dodatkowo rozeznanym w innych dziedzinach społecznych i humanistycznych. Zapłaciłem Państwu rozmaitych danin tyle, że gdybym nie zapłacił – pławiłbym się w luksusach. A mimo to mam trudności w związaniu końca z końcem i w ogóle jestem niepotrzebny. Nie obsobaczajcie mnie, że piszę tylko o sobie. Kilka milionów emigrantów i kilka milionów bezrobotnych, do tego niemała grupa skrajnie wykluczonych, którzy jako obywatele karleją – to nie ballada o mnie, tylko o kondycji kraju, w którym żyję. Przypomnę dwa swoje teksty sprzed kilku dni: „O ustroju Rzeczpospolitej kolejnej” oraz „Kilka podszeptów gospodarskich”.

Co mniej rozgarnięci powiadają: przecież cokolwiek ci się marzy, powinieneś dać upust swojej przedsiębiorczości, ogarnąć się, wybrać przyszłość, zainwestować w siebie, dać coś Ojczyźnie, a nie tylko żądać.

Otóż daję, inwestuję, przedsiębiorę, wybieram, ogarniam. I widzę, że nie to nie JA jestem potrzebny, tylko „ODPIS” od tego, co osiągnę. Odpis bezzwrotny, bez żadnych zobowiązań tego, kto mi „odpisuje”. Bierze jak swoje, nie mając zamiaru oddać ani choćby wesprzeć, kiedy zajdzie potrzeba.

To ten aspekt – panie Andrzeju – wyłapał Lepper, a teraz Kukiz. Obaj jako politycy okazali się łatwi do ogrania, choć Paweł ma jeszcze szansę.

Operacja „Przenicowanie” nie polega na tym, że „kaczyzm” przerobi Polskę na „straszny dwór” (a może na średniowieczne gumno, jak sugeruje nowa, nowoczesna gwiazda mediów), tylko na tym, że przenicowana Polska może odzyskać swój pierwotny, choć nieco używany blask.

Moje zdanie na temat „kaczyzmu” streściłem powyżej, na początku. Nie uważam go jednak za bardziej szalony, niż „tuskizm”, który całą swoją zielonowyspowość podsumował rejteradą pasującą do „bananowości”, a nie europejskości. Nadal pozostającą do wyjaśnienia.

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka