Jan Herman Jan Herman
220
BLOG

Sprawy rodzinne?

Jan Herman Jan Herman Gospodarka Obserwuj notkę 2

Rodzinna sukcesja polityczna ma miejsce w niemal każdym domu, w którym któreś z rodziców jest nadprzeciętnie zaangażowany w robotę zmierzającą ku zbawieniu świata. Po raz pierwszy uświadomiłem to sobie, kiedy nazwisko Miodowicz usłyszałem nie w sprawie OPZZ, ale w sprawie tajnych służb wrażych politycznie wobec tej centrali związkowej. Niejako „z ręki” mogę wymienić takie powszechnie znane nazwiska jak Gierkowie, Nowackie, Nowiccy, Kwiatkowscy (o, sami lewicowcy mi wyszli!). Ostatnio – Morawieccy.

Próbuję okrężną drogą podejść do tematu Wielkiego Projektu Gospodarczego, jakiego spodziewam się po formacji, która doszła do władzy w tym roku, biorąc na razie niemal wszystko. I chyba dobrym jest tropem nazwisko Morawieckich.

Na pierwszy rzut oka między ojcem a synem mamy do czynienia ze skrajnie różnymi wyborami: Kornel konsekwentnie nie uznaje drogi, jaką Polska obrała po 1989, jego znakiem firmowym jest Solidarność (nadal) Walcząca, a sukces związany z jego przystąpieniem do „kukizowców” niewątpliwie uznaje za narzędzie, a nie spełnienie planów. Mateusz zaś jest nieźle sytuowanym beneficjentem Transformacji, jego znakiem firmowym są Walory (finanse, budżety, bankowość, gwarancje, fundusze), zaś politycznie jest zaangażowany wtórnie, wspiera każdego, kto potrzebuje jego fachowości. Ideowiec versus pragmatyk. Kombatant versus oportunista.

Z domu się jednak coś wynosi. Myślę, że w przypadku każdego wymienionego nazwiska tym wynoszonym z domu dobrem jest idea non possumus, co w przypadku Morawieckich może tłumaczyć się jako „dobro wspólne Polaków”. Tak wnioskuję z wywiadu, jakiego Mateusz udzielił. Nie będę go omawiał, podzielę się tylko wrażeniem, jakie na mnie zrobił gość, o którym przecież można bez obrazy powiedzieć, że przez kilkanaście lat minionych był dobrze opłacanym i skutecznym najemnikiem międzynarodowej finansjery.

I on spokojnie mówi: za kilkanaście miesięcy lub nieco więcej powstanie projekt gospodarczy, który spowoduje, że polskie gospodarstwa domowe odzyskają powszechnie dobrą kondycję, a Polska będzie dużo lepiej pozycjonowana w rankingach i stosunkach z innymi krajami-państwami. Przecież nie siedziałem pod stołem ani u niego, ani u kogokolwiek z PiS, a napisałem to samo, choćby TUTAJ i TUTAJ. Nie, nie dorastam Morawieckiemu pewnie do pięt, ale wydaje się, że podobnie myślimy o Polsce w wymiarach gospodarczych. I jeśli modlitwy świeckie mają jakiś sens, modlę się o to, bym miał wgląd (o wpływie nie śmiem marzyć) w poszczególne elementy przygotowywania tego projektu.

Zauważam, że jest to pierwszy wicepremier gospodarczy od dawna, który prezentuje takie myślenie i postawę.

Oczywiście, dyżurne sępy mediastyczne tylko czekają na konkrety, aby je pożreć na drugie śniadanie, tryumfując: ten który zdradza PO, ten jest nieuk. Bo mediasta to taki ktoś, kto będzie wiercił w sprawie frankowiczów, pięćsetki dla potomstwa i innych ozdobników, zamiast próbować pojąć zasady planowania (TUTAJ).

Aby Mateusz mógł spokojnie pracować – będzie musiał pokonać stare „rodzinne” nawyki. Ja mam w domu tak, że kiedy „nie mam grosza” – to ciosane mi są na głowie kołki wyłącznie w sprawie o moje słabe wyniki finansowe. Ale kiedy pojawia się jakiś grosz – to niezależnie od tego, jaki jest on co do rozmiarów – zawsze znajdzie się wystarczająca ilość „niezbędnych, na wczoraj” pozycji, które trzeba pilnie sfinansować. Aż kieszeń ujrzy dno – i wracamy do „małej stabilizacji”.

Otóż to samo czeka wicepremiera, ministra od spraw rozwoju gospodarczego: zanim stworzy docelowy projekt gospodarczy, to „koledzy-ministrowie” oraz rozmaite lobby (związki zawodowe, organizacje środowiskowe, administracja lokalna) będą go nękać o jak najszybsze, pod groźbą nieuchronnej tragedii, sfinansowanie tego, owego, tamtego. W takich warunkach nawet doceniany przez międzynarodową finansjerę fachowiec może „stracić dobre imię”.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka