Jan Herman Jan Herman
173
BLOG

Dziedzictwo. Groteska w twierdzy

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 2

Lech Falandysz – facet z polotem, określanym ludowo jako „łeb jak sklep” – przeszedł do Wikipedii nie tyle jako prezydencki prawnik Lecha Wałęsy, ale jako ktoś, kto skutecznie wdrożył do praktyki konstytucyjnej zasadę „когда запрещается - тогда в принципе нельзя, но если очень хочется - тогда можна” (kiedy czegoś zabroniono – to w zasadzie nie wolno, ale jeśli bardzo się tego chce – wtedy można). Uczynił zatem LF cud: żakowska technika klasówkowa stała się państwową normą. Otóż wielu żaków, znając od lepszych uczniów poprawny wynik zadania klasówkowego, ale nie mogąc od nich ściągnąć szczegółów – wpisywało wynik końcowy, a potem „od tyłu” dokonywali takich kombinacji i przekształceń, by ten końcowy wynik jakoś uzasadnić, wnosili przy tym do dziedziny matematyki swoją kreatywność godną Nobla. Zresztą, słynny bohater zwany Obywatelem Piszczykiem też – po doświadczeniach – nauczył się najpierw pytać szefa o to, jaka statystyka byłaby słuszna, a potem taka właśnie produkował po nocach, przedzierzgając się w ankietowanych respondentów dających łącznie „opinię publiczną”.

Cel uświęca środki. A tłuszcza ujadaczy złowróżących – dostała właśnie karmę. Determinacja – wszystko objaśnia.

Po wczorajszej decyzji Prezydenta, która – w największym skrócie – polegała na ułaskawieniu człowieka niewinnego – mamy do czynienia z wysypem medialnych i internetowych „falandyszów”, z Grubym Rychem na czele. Każdy z nich zamienia się w nauczyciela matematyki, który widzi, że Kancelaria Prezydenta uzyskała pożądany wynik (np. usunięcie Ministrowi Kamińskiemu przeszkody formalnej, bo ktoś „będący w trakcie procesu karnego” nie uzyska certyfikatu dostępu do najtajniejszych danych, i jak tu koordynować służby specjalne…), którzy dokonują swoich domorosłych wkładów do polskiego pawodawstwa. Pomijając groteskowość całej sytuacji (Kamiński w ten sposób został oficjalnie uznany przez Państwo za przestępcę, ale za to osiągnął „dobro wyższe” w postaci otwartych możliwości działania) – wyszło na jaw, jaki jestem przemądry, lansując pogląd o istnieniu owej Twierdzy Konstytucyjnej, jako elementu mega-neo-totalitaryzmu. Patrz: TUTAJTUTAJTUTAJ.

Po raz pierwszy widzę Twierdzę Konstytucyjną w pełnej krasie. Przypomnijmy: Twierdzą Konstytucyjną nazwałem swoiste Bizancjum prawnicze, zbiór najwyższej rangi przepisów, algorytmów, procedur, prerogatyw, immunitetów, certyfikatów, uprawnień, itp., itd. – na mocy których elita władzy chroni siebie przed kontrolą społeczną, a nawet instytucjonalną (np. urzędową, sądową) – a zza takich „murów” może spokojnie, bezstresowo razić obywateli i wspólnoty, środowiska i inne konstelacje lokalne.

Takie Bizancjum, pełzająca kontr-demokracja, ulokowane jest (ustrojowo-systemowo) między sprawiedliwością a prawem (patrz: TUTAJ). O Bizancjum opowiedział mi kiedyś Wojtek Lamentowicz (to on sam „żąda” nazywania się zdrobniale Wojtkiem, choć jest profesorem, ambasadorem, rektorem). Otóż w prawie rzymskim jest tak, że również prawodawca (najczęściej władca) podlega prawu, które stworzył, a w Bizantyjskiej wersji prawodawca jest wyłączony spod działania ustanawianego przez siebie prawa. Popierał to anegdotą: władca rzymski każe ściąć dworaka-łobuza, ale rano, przypomniawszy sobie, że mógłby się nim jeszcze posłużyć w jakiejś sprawie, woła kata i dowiaduje się, że łotrzyka niestety już ścięto zgodnie z rozkazem. Trudno, powiada „rzymski” władca. Ale „bizantyjski” ma za złe katu, że się pośpieszył – i teraz kata skazuje na ścięcie.

Prezydent – bądź co bądź prawnik – wniósł swój klasówkowy dorobek do polskiej kultury prawnej w dniu, kiedy zwróciłem się do „ponurego triumwiratu” o to, by postąpili z „układem” jak Eliot Ness z Al(fons)em Capone (patrz: TUTAJ). W tym sensie czuję się Obywatelem Piszczykiem współpracującym z najwyższymi władzami.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka