Jan Herman Jan Herman
6345
BLOG

Czyja jest Polska?

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 59

Tomasza Lisa zapamiętałem z okresu, kiedy następował przełom rządów Zb. Messnera i M. Rakowskiego. W jakiejś kawiarni (wtedy był to nowoczesny chwyt publicystyczny) zebrano licznych właścicieli tzw. spółek polonijnych” (emigranci z Polski, którzy założyli potem w Polsce spółki, niby obce, zagraniczne, ale polonijne), a Telewizja Polska w osobie młodziutkiego Tomasza Lisa pytała ich nachalnie: no, powiedzcie, czy nie ułatwiamy wam życia, czy nie dopieszczamy was? W domyśle: my, czyli socjalistyczna Polska. Nie zapomnę zniecierpliwionej miny (i taktownych odpowiedzi) bodajże szefa izby przedsiębiorstw polonijnych, który nagabywany był w tej sprawie kilka razy i unikał jak ognia wypowiedzi dosadnej, jaka się cisnęła każdemu rozgarniętemu.

List zawsze nadskakiwał tym najwyższym, politycznym mocodawcom, kimkolwiek byli. I traktuje instrumentalnie nawet najbliższych. Nie chcę być całkiem świnią, ale kiedy szykował mu się wyjazd do Ameryki w roli kilkuletniego korespondenta – żeby spełnić warunki formalne, potrzebował żony. Resztę niech sobie ciekawscy dośpiewają. Lis po prostu cały jest „taki amerykański”, co w moich ustach i pod moją klawiaturą jest obelgą.

Po powrocie Lis dość szybko stał się „ikoną” dziennikarstwa służebnego, dziś należy do kilkuosobowej czołówki wyznaczającej standardy (będące akurat „pozastandardowe”). To on i jedna z jego „koleżanek” jest moją inspiracją dla określenia „mediasta”, którego używam jako epitetu od kilkunastu lat. Polityka i dziennikarstwo do tego stopnia są dla niego nierozróżnialne – że … szkoda gadać. Zajrzyjcie do jego CV. Polecam też jeden z moich tekścików z cyklu „Poczet Pajaców Polskich”, TUTAJ).

Ostatnio Lis jest w swoim żywiole: jeśli sam tego nie wymyślił, to robi wszystko, by wspomóc „przypadek”, który uczynił z niego medialnego Rejtana broniącego Polski przed „kaczyzmem”. No, niewątpliwie podbije swoją cenę, bo przede wszystkim jest geszefciarzem, potem apostołem jednej z formacji, a dopiero potem autorem publicystycznych audycji telewizyjnych. Słowo „dziennikarz” już dawno wymazałem ze słownika pojęć opisujących Tomasza Lisa.

Stronnicy ustępującej w Polsce formacji politycznej rozpuszczają w internecie link do artykułu Lisa w Wyborczej (TUTAJ), namawiając mnie do mlaskania z zachwytu. Właściwie jest to wywiad, jakiego „udzielił” Maciejowi Stasińskiemu.

Spróbujmy „punkt po punkcie”.

Media publiczne były zawsze łupem politycznym, a nie wartością, którą powinno się pielęgnować (…) Państwo ma obowiązek zadbać o wartości i nieść je powinny m.in. media publiczne.

Mój komentarz:

Lis nie zauważa, jak bardzo jest „kaczystą”.  Wskazuje PO jako winowajcę zaniedbania, polegającego na tym, że Państwo niezbyt stanowczo używa mediów jako nośnika wartości (w domyśle: słusznych). Nie mówi o niezawisłości dziennikarskiej, o pluralizmie polegającym na równoprawnej debacie rozmaitych poglądów, tylko o słabości Państwa, które pozwoliło ugrupowaniom przechwytywać media. Lis przeniósł się z deszczu pod rynnę.

Ten obóz (PiS – przyp. JH) nie umie działać bez figury wroga. Prawicowe media działają podobnie jak komunistyczne, a wcześniej ONR-owskie. Ten sam język piętnujący wszystkich, którzy nie głoszą chwały narodu. Za chwilę będziemy mieć narodowe kino, narodową literaturę i narodowe media. Język moczarowskiego nacjonalizmu zakrapiany święconą wodą. Kultura, sztuka i media mają służyć autorytarnemu państwu. 

Mój komentarz:

Nie umiem tego inaczej skomentować, jak „przyganiał kocioł garnkowi”.

Stawką w wyborach jest to, czy wybierzemy liberalną demokrację czy autorytaryzm. To referendum - akceptujemy dotychczasowy model tworzony przez 25 lat czy go odrzucamy.

Mój komentarz:

To jest uprawniony pogląd Lisa na to, co jest stawką w wyborach. W jego sformułowaniu pobrzmiewa pochwała liberalnej demokracji (czytaj: demokracji opartej na wolnościach i swobodach – przyp. JH), jednocześnie potępienie autorytaryzmu. Między wierszami zaś czytamy: liberalna demokracja to formacje jeszcze rządząca, a „ta druga” formacja jest autorytarna. To, że Tusk i Kaczyński w identyczny sposób traktują własne kadry (aktyw), obaj w podobny sposób odsunęli od siebie po kilkanaścioro bliskich współpracowników (druhów?) – Lisowi nie przeszkadza. W rzeczywistości Lis daje upust przekonaniu, że może być zastąpiony w mediach przez ludzi, którzy nie dorastają do jego lisowskiej mości poziomem sprawności dziennikarskiej. Stara się robić za dziennikarskiego Jezusa. Na miejscu PiS pozostawiłbym tego „mistrza dziennikarstwa” na stołku i wytaczał procesy sądowe za każde naruszenie dóbr osobistych w audycji, albo obserwował (co bardziej jest prawdopodobne) jego cudowną przemianę.

Jarosław Kaczyński powiedział w 2006 roku, że społeczeństwo obywatelskie jest zagrożeniem dla państwa. To kwintesencja jego myślenia. Po zwycięstwie PiS-u nie będzie obywateli, lecz jedność narodu pod nadzorem państwa i kierowniczej roli partii. Pokropiona święconą wodą. Ale tylko pokropiona, bo kierownicza rola partii rozciąga się na Kościół. Kościół ma być tylko narzędziem.

Mój komentarz:

Po pierwsze: to prawda, że obywatelska samorządność z natury rzeczy wytrąca Państwu kolejne prerogatywy i osłabia to Państwo, nie pozwalając zawładnąć Krajem i Ludnością bez reszty. Autorami tego konceptu obumierania Państwa są Marks z Engelsem. Tomasz Lis wolałby, aby Państwo wciąż się umacniało, bo Państwo to cel nadrzędny, sam w sobie. Czy Lis wie, kto to był Hegel? Jeśli wyżej odnotowałem, że Tomasz Lis zawsze był na usługach władzy politycznej – to nie błądziłem. Po drugie: Lis mówi to samo, co Waldemar Kuczyński: „kaczyści” stając przed wyborem „mrowie obywateli” lub „wspólnota” – wybierają tę drugą. Ja, Jan Herman, który napisałem tysiące notek na temat samorządności i obywatelstwa, nie rozumiem, co jest złego we wspólnocie, ale domyślam się, że chodzi o faszyzująco-nazistowsko-sanacyjny ryt, na mocy którego „jednostka niczym – naród wszystkim”, Jeden Lud, Jedna Rzesza, Jeden Wódz. Lisie Tomaszu, nie idź tą drogą. To Ty prezentujesz ten rodzaj buńczuczności, na mocy którego Twoja racja jest zawsze słuszniejsza, a Twój diabeł zawsze starszy. Setki nagrań Twojej pracy „dziennikarskiej” są dowodami. Za jawne sugerowanie, że ktoś jest faszystą – ja bym na miejscu tego kogoś wytoczył Ci proces.

Musimy zapytać, dlaczego oddajemy im Polskę na tacy. Dlaczego jesteśmy w tym starciu tacy bezradni? A Stasiński dopowiada: Może nie oddajemy, tylko oni ją biorą.

Mój komentarz:

Skoro „oddajecie”, kto Wam ją dał? I kto to jest „MY? Dlaczego Tomasz Lis (i jego rozmówca?) czuje się (współ)właścicielem Polski, najwyraźniej nie dopuszczając myśli o tym, że takim samym (współ)właścicielem może być Kaczyński, „moher”, „kibol”, „lewak”, „falangista”, „wszechpolak”, parafianin i dobrodziej? Chciałbym (ja, JH) zapytać, czy mam w tej sprawie cokolwiek do powiedzenia (np. w głosowaniu), nie mówiąc już o rzeczywistym moim prawie (współ)własności…

Został przekroczony Rubikon dehumanizacji polityki i przeciwnika politycznego.

Mój komentarz:

Zmanipulowałem nieco: to zdanie wyrwałem z kontekstu, w którym Lis uskarża się na PiS, że to on zdehumanizował politykę i przeciwnika politycznego. Ale tak czy owak jest jasne, że największym humanistą pośród dziennikarzy jest Tomasz Lis, który zresztą politykę uczyni bardziej jeszcze ludzką, niż ona jest. Niedowiarków odsyłam do „Co z tą Polską”, a także to wypowiedzi Lisa z czasów, kiedy wydawało mu się, że może kandydować na najważniejsze urzędy w Polsce. Szydzę, Czytelniku, szydzę…

Czemu ludzie, którzy przez 25 lat identyfikowali się z III RP, nie umieli wytworzyć własnego mitu pozytywnego, Polski innej, liberalnej, z której ludzie mogliby być dumni i się z nią utożsamiać? Kiedy próbował to robić prezydent Komorowski, to było niezgrabne, jak czekoladowy orzeł, i spóźnione. W czerwcu ubiegłego roku mieliśmy w Warszawie Baracka Obamę i pochwałę Polski sukcesu, a trzy tygodnie później dostaliśmy Polskę z Sowy & Przyjaciół.

Mój komentarz: ostatnie zdanie tej wypowiedzi wyjaśnia pierwsze zdanie-pytanie. Dodajmy, że Lis należy do tych, którzy fakt nagrania uważają za niemal zbrodnię, a treści nagrań w związku z tym nie biorą pod uwagę i ją „uniewinniają” z powodu sposobu uzyskania tej treści. I dodaje nieco poniżej: „Każde nagranie prywatnych rozmów i biesiad może skompromitować każde środowisko”. Taka lisia norma. No, wolność mamy, każdy urzędnik ma prawo pleść co chce, nawet jeśli jest ważnym urzędnikiem a plecie dokładnie wbrew temu, co ma obowiązek robić w służbie państwowej-społecznej.

Wybitny intelektualista (mowa o Marcinie Królu - JH) miał prawo zadawać pytania, wątpić, kwestionować, ale to działa tylko w ramach porządku liberalnego. Dzisiaj ten porządek jest śmiertelnie zagrożony.

Mój komentarz:

Lis z uporem człowieka niedouczonego albo doktrynera podkłada pod słowo „liberalizm” treść „wolność, swobody”. Nie zauważa, że swoboda to przyrodzona cecha wszystkiego co żywe (ja to nazywam za Deleuze’m i Guattari’m „rhizomią”, czyli spontanicznym bezładem- JH). Tymczasem liberalizm to taki niekonsekwentny nurt filozoficzno-polityczny, który „nakazuje” Państwu ustawiczne przywracanie równych szans i demonopolizowanie rzeczywistości, zakłada zatem istnienie „dobrej siły państwowej” dbającej o demokrację w polityce i rynkowość w gospodarce. Oczywista utopia. Zwłaszcza jeśli zważymy, że w Polsce dość łatwo jest być sądzonym za (np. artystyczną) obrazę uczuć albo za krytykę osoby sprawującej luminarską funkcję.

Warto poczytać Hitlera i Goebbelsa z lat 30. Oni byli w desperacji: nie można dłużej znosić żydowskich knowań, Niemcy muszą się bronić.

Mój komentarz:

Po pierwsze: czy przypadkiem Lis nie propaguje nazizmu? Po drugie: czy przypadkiem Tomasz Lis nie jest w desperacji?

Kaczyński tak wytresował swój elektorat, że on wszystko odrzuca: kłamią zdrajcy i resortowe dzieci.

Mój komentarz:

Po pierwsze: ta wypowiedź jest „procesowa” i ja w roli Kaczyńskiego nie pozwoliłbym się nazywać treserem polityczno-medialnym. Po drugie: nie widzę specjalnej różnicy między rozmówcami z „tej” czy „tamtej” strony: mówienie równoległe i nie na zadany temat, przytyki „ad personam”, deprecjonowanie rozmówcy – toż to norma. Czyżby NASI podczas tych audycji siedzieli z podkulonymi ogonami? Niedościgniony jest oczywiście Niesiołowski (podkupiony zresztą od „tych drugich), ale nie jest on chyba jedyny? A już ostatnie przytyczki dawane sobie przez dwie czołowe damy – raczej zniechęcają do tego, by tylko ONI-ych posądzać o język nienawiści. Co do totalnego odrzucania: to ojcowie Transformacji i ich spadkobiercy odrzucają wszelką krytykę tejże. Jak w ogóle można myśleć, że coś się nie udało!?!

Donald Tusk był zapewne najsprawniejszym politykiem 25-lecia, ale jako duchowy przywódca liberalnej III RP razem z prezydentem Komorowskim zawiedli.(…) prawdą jest, że PO wielokrotnie demonstrowała skrajną arogancję. W Lubuskiem, okręgu platformerskim, szefowa PO wstawiła na jedynkę w wyborach do rady miasta swojego męża. To chamski nepotyzm. I wygrał tam PiS! (…) PO płaci dzisiaj za zerwanie kontraktu z wyborcami. Kontrakt nie polegał na zapewnianiu ciepłej wody i świętego spokoju. Mieli bronić liberalnej Polski przed PiS-em.

Mój komentarz:

Już myślałem, że się z Lisem zgadzam, a tu palnął to ostatnie zdanko. Dowolny wyborca (w tym Lis), który sądzi, że misją formacji rządzącej jest obrona kraju przed ugrupowaniem konkurencyjnym – jest idiotą, nie rozumiejącym istoty polityki i roli Państwa.

"Kto Żydem, decyduję ja" - mówił Goebbels. Kto patriotą, decyduje Jarosław Kaczyński.

Mój komentarz:

Chłopie, zbastuj. Chyba że napraszasz się na rolę męczennika faszyzmu. Po raz już drugi w tej notce namawiam „kaczystów”, by zostawili Lisa na stołku w telewizji. Nikt go tak nie odczaruje, jak on sam.

Nowa władza nie da ludziom chleba, bo nie będzie miała pieniędzy. Ale z pewnością da igrzyska. Dla dużej części publiczności to będą upragnione i atrakcyjne igrzyska IV RP turbo.

Mój komentarz:

Tomaszu Lisie: ten przysłowiowy chleb ludzie sobie sami wypiekają. A władza powinna nie przeszkadzać, jej rolą jest wspomagać, mnożnikować. Zaś o IV RP wiesz mniej niż Pedia. Sam jestem zdumiony, że Delfin powrócił do łask nadchodzącej formacji. Ale jego „czerezwyczajka” nie była elementem IV RP (o ile Pedia mówi prawdę), tylko jemiołowatą naroślą na tym koncepcie. Ja na przykład życzę sobie IV RP turbo, bez Ziobry i Wełny oraz ich „czerezwyczajnych” ciągotek.

Ilu sprawnych dziennikarzy, ilu uczynnych biznesmenów pojawi się u boku nowej władzy.

Mój komentarz:

Tylu, ilu jest u boku tej władzy, która właśnie pakuje manatki.

Za Tuskiem dzisiaj nikt nie tęskni, chociaż był taki sprawny. Za Komorowskim, który sprawny nie był, ale przynajmniej przyzwoity, jeszcze mniej. Okazało się, że nie tylko prawda, ale i przyzwoitość sama się nie obroni.

Mój komentarz:

Rozumiem, że obaj panowie są przyzwoici, być może nawet najbardziej przyzwoici. Bez komentarza.

Tzw. „setka” tytułująca wywiad brzmi: Grozi nam władza autorytarna i nieodpowiadająca przed nikim. Zwykły poseł Kaczyński może mieć większą władzę niż Piłsudski i Jaruzelski.

Mój komentarz:

Obecnie obowiązujący system ustrój tak zakodował procesy „wyborcze”, że kilkanaście osób – kierowników ugrupowań politycznych – decyduje o tym, jaki jest skład Parlamentu – w konsekwencji również Rządu, listy wojewodów, prezesów wielu konstytucyjnych organów kontrolnych i sądowniczo-trybunalskich oraz rzecznickich. I dalej – jakie są wyniki „wyborów” zwanych samorządowymi. Tym samym już dziś sytuacja daleko odbiega od normalności, której na imię „demokracja”. Jeśli zaś „nad-rządca” z kilkunasto-osobowego zamienia się w jednoosobowego – tym grozi Lis – to problemem nie jest sam fakt nad-rządów (czytam to między wierszami), tylko osoba nad-rządcy. Lis twierdzi, że Jarosław Kaczyński nie jest TĄ osobą.

 

*             *             *

Gdyby zespolić w jedno wytłuszczone wypowiedzi Lisa – przyznaję, wybrane przeze mnie, więc może nie całkiem obiektywnie wyłuszczone – to Lis okazuje się zajadłym przeciwnikiem nadchodzącej formacji politycznej, co go dyskwalifikuje jako dziennikarza: od żurnalisty wymaga się przede wszystkim poszanowania dla wszystkich żywych w społeczeństwie poglądów.

Tomasz Lis mógłby być gęgaczem (patrz: TUTAJ), ale on już na tyle przestał być dziennikarzem, na ile pracują dla niego „research’erzy”, sam już czyta tylko o sobie. Tak się zdaje. A tu trzeba mieć nie tylko poglądy podobne do „copywrite’u” – ale własne, wyposażone w myśl o sprawach i ludziach, a nie o sobie i swoim pozycjonowaniu.

Tomasz Lis – człowiek, którego nie musiała kształtować Ameryka, bo on już w sobie od zarania nosi tupet, arogancję, pogardę dla maluczkich, chciwość i „pragnienie sceniczne” – szuka gorączkowo swojej roli w świecie, który mu najprawdopodobniej „podziękuje”. Cóż, każda formacja potrzebuje dyżurnego cierpiętnika. Ale raczej Lis nie dorasta do tych bohaterów opozycji demokratycznej, między których z właściwą sobie „asertywnością” próbuje się dopisać.

PS:

Gdyby przed jakimś sądem Lis bredził, że jego wypowiedzi są naznaczone „licencja poetyczną”, czyli przenośniami – to przypominam, że w Polsce (w niektórych sprawach?) nawet artystom odmawia się przed sądami takich przenośni.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka