Jan Herman Jan Herman
278
BLOG

Do Ciężkiej Feli

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 1

Nie znam żadnej Felicji Ciężkiej, tym bardziej otyłej czy tęgiej, ale mam wrażenie, że przytaczanie jej imienia w taki sposób, jak w tytule, oznacza bardzo grube przekleństwo. I o to mi właśnie chodzi.

Moi Czytelnicy wiedzą, że ani o rządzie, który nastał po rejteradzie Tuska z Bieńkowską, ani o bieżącej sytuacji politycznej (tej w stylu: kto komu kiedy i po co nasikał w trzewiki) – nie piszę, głosu nie zabieram, nie wdaję się w to, co wdawać się „wypada”.

Jestem nadal pod wielkim wrażeniem budującej entuzjazm mocy, z jaką mój ulubiony ostatnio Kukiz, wyrywając cegłę z ustrojowo-systemowego muru – rozmontował myślenie ludzi w konwencji „głową muru nie przebijesz” (nie głosuj na looserów). Jestem dumny z tego, że w Polsce nie zabrakło – głębszych i płytszych (w wypowiedziach i działaniach) – ludzi podważających prawidłowość obranego w 1989 kierunku. I jestem ciężko przygnębiony faktem, że ten sam Kukiz, wykrywszy ustrojową lukę podważającą bierne prawo wyborcze – pobiegł z tym do Rzecznika Praw Obywatelskich, czyli „na Berdyczów”, a nie wezwał swoich 4 tysięcy kandydatów, by złożyli w trybie wyborczym pozwy przeciw Państwu Polskiemu w osobach Parlamentu i PKW. Po czym zadziałał dokładnie w myśl tego, na co się skarżył, gubiąc przy tym kolejne hordy woJOWników. Rozumiem, że Majdanu w Polsce w tej sprawie nie będzie.

Jestem rozłożony na łopatki, jeśli wszyscy udają, że niedawny nad-sukces samorządowy PSL jest „w porzo”. Po raz drugi padam na matę, kiedy obaj prezydenci, i do tego najsilniejsze ugrupowania polityczne, robią sobie jawne jaja z instytucji referendum, każde na swój sposób. I znów padam, kiedy okazuje się, że Prezes NIK nie jest osobą „poza wszelkim podejrzeniem”. Prezes NIK, rozumiecie? Nie mogę się pozbierać widząc, że największy szkodnik III RP, będący od młodości na usługach „obcych” – awansuje pośród laurów na węzłową funkcję w Państwie, a dopiero, kiedy „skądś” przyjdzie instrukcja – zostaje „wypinkowany”. Bardzo mnie boli serce i swędzi ręka, kiedy Premier i Wicepremierka tryumfującej formacji, z dnia na dzień, wyjeżdżają na saksy, czym dają świadectwo tego, co myślą o Kraju, Społeczeństwie i swoich porzucanych funkcjach. Jestem zdumiony nie tylko treścią rozmów luminarzy podsłuchanych „u Sowy” (i gdzie indziej), nie tylko samym faktem, że w ogóle można tak prosto i łatwo ich podsłuchać, ale też tym, że zamiast podsłuchanych odesłać na szczaw z mirabelkami – Państwo ściga podsłuchiwaczy.

Staje się oczywistością z dnia na dzień bardziej oczywistą to, że nasze Państwo jest zaledwie teoretyczne, podobne mniej-więcej do kamieni kupy i czegoś tam jeszcze .

Jest w polskim Państwie kilkanaście funkcji-stanowisk-posad-powołań – które definiowane sa przez Konstytucję. Wszystko wskazuje na to, że dziś niemal w komplecie zajmowane są przez ludzi paskudnych, małych, kto wie czy nie gówniażerię zwykłą.

I w tym wszystkim jest mi całkiem obojetne, o jaką „przynależność” i „wyznanie” polityczne jestem podejrzewany. Zbyt dużo piszę i mówię, zbyt dużo doświadczam, bym się przejmował obgryzaczami nogawek.

Nie biorę poważnie żadnych polityczno-ideowych nawróceń na społeczną wrażliwość i przyzwoitość polityczną, fałszywych ekspiacji, które w tegorocznej kampanii parlamentarnej są nasilone do granic śmieszności. Swoje wiem, dużą część najważniejszych polityków znam osobiście lub choćby z bliska. Nie dziwiły mnie nigdy roszady rozmaitych „wędrowniczków” partyjnych, których nie interesuje reakcja „wyborców” na ich przebieranki, zabiegają wyłącznie o łaskę kolejnych szafarzy „jedynek” na listach wyborczych – bo to wystarcza.

Mam też osobistą pretensję do moich licznych znajomych funkcjonujących na szczytach polityki polskiej, że – choć wielokrotnie „wychodziło na moje” – nie uważają, że mogę być im przydatny choćby jako analityk. Wolą pamiętać, że kiedyś mówiłem inaczej, niż oni sądzili, a nie to, że oni się mylili: teraz z werwą biorą się za naprawianie tego, co sami spieprzyli, bo tacy jak ja – o paradoksie – nie mają państwowego doświadczenia! Tak mi mówią! Są zasady, reguły, przepisy, procedury, kryteria – powiadają! Znaczy: człowiek, który był odsuwany lub sam się odsuwał od pasztetów – ma żadne kwalifikacje wobec ludzi, którzy te pasztety sporządzali i warzyli!?!

Poważnie zastanawiam się nad tymi kilkudziesięcioma inteligentami, wybitnymi i „zwykłymi”, których znam od lat i wiem, że nie są puknięci w czoło, że nie są przekupni, a którzy bronią „nadzwyczajnych i wiekopomnych osiągnięć” III RP i Transformacji, jakby mieli w tym interes, nie przebierając zresztą w słowach, nie dopuszczając nawet śladowej krytyki. Podobnie dziwię się ich adwersarzom, którzy – mając więcej krytycyzmu co do naszych osiągnięć zielono-wyspowych – propagują i wspierają „sanację” rodem z czasów „sanacyjnych”. Pogięło ich?

Ach, rozumiem! Trzeba być w każdej okoliczności ogładnym, miłym i jedzącym z właściwej ręki! No, to faktycznie, ja jeszcze nie dojrzałem... zatem pozostanę obgryzaczem nogawek...?

Dziś, wieczorem, 2-go września 2015 roku, ostatecznie pogrzebano moje wyobrażenia o tym, że cokolwiek jest możliwe, jeśli tylko jest logiczne. Margines nielogiczności w polskiej polityce został tak dalece poszerzony, że sprowadził do „niczego” to co logiczne. Chyba że chodzi o logikę bliżej mi nieznaną, ziejącą chłodem, nadającą się w każdym poważnym, a na pewno w każdym demokratycznym państwie do rozważań przed trybunałami. Słowa „szalbierstwo”, „paskudztwo”, „plugastwo”, „zdrada”, „okupacja”, „zbrodnia” – to najłagodniejsze, jakie znam dla opisania tego, co mi się wyłania z konsumpcji wieści prasowych, radiowych, telewizyjnych. Bardziej dosadnie powiem: wolne żarty!

Ja muszę się – Szanowny, który mnie czytasz – przebudować. Ja muszę w sobie znaleźć coś innego, niż tylko opisywanie swoimi słowami tego, co widać.

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka