Jan Herman Jan Herman
804
BLOG

Wróżba jesienna

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 2

Schyłek polskiej Transformacji stoi pod znakiem zmagań dwóch staruszek, które na wieczorku w domu samopomocy okładają się sfatygowanymi torebkami w sprawach, które  pozostałych pensjonariuszy niewiele obchodzą.

Pensjonariusze nie pamiętają już nawet, że ten bal stetryczałych suchotników zaczął się podczas wyborów europarlamentarnych (w Polsce 25 maja 2014), potem miały miejsce wybory zwane samorządowymi (16 listopada 2014). Wciąż jeszcze żyjemy wyborami prezydenckimi (10-24 maja 2015) i nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi (25 października 2015). Mamy zatem kilkanaście miesięcy nieustającej kampanii, podczas której złożono „elektoratowi” całe księgi obetnic, nie zrealizowawszy żadnej i nijak nie poprawiwszy sytuacji Kraju czy Ludności. Za to 30 sierpnia 2014 roku Premier Rządu RP porzucił pracę w Polsce i zatrudnił się na jednym z lukratywnych stanowisk w Unii Europejskiej, zabrawszy z sobą parę innych znaczących dla rządu osób, przede wszystkim panią Wicepremier.

Ten okres kilkunastu miesięcy obfitował w ważne wydarzenia i zjawiska:

  1. Znaczący, zauważalny spadek znaczenia Polski na arenie międzynarodowej, w tym w Europie Środkowej, naznaczony przede wszystkim odsunięciem Polski od spraw związanych z Ukrainą, a także manewrem środkowo-europejskim, gdzie Grupę Wyszehradzką dyskretnie przeobraża się w Trójkąt Sławkowski, już bez udziału Polski;
  2. Wzmocnienie zaangażowania się Polski w amerykańską politykę ekspansji militarnej „poprzez” Europę Środkową: wyraża się to przede wszystkim przyjęciem przez rząd założeń (140 mld PLN) planu modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP z 12 grudnia 2012 (Uchwała Rady Ministrów nr 164 z dnia 17 września 2013) oraz uczynieniem szefa MON – Wicepremierem;
  3. Postępujący proces marginalizacji polskiego sektora rolno-spożywczego, rozpoczęty jeszcze w 1989 roku pominięciem PGR i obszarów wiejskich w planach transformacyjnych, potem zachodnią ekspansją norm (a wraz z nimi technologii i firm) spożywczych pogarszających jakość żywności, ostatnio zaś objawia się niemal jawnym marginalizowaniem PSL w Rządzie i dezorientacją elektoratu zwanego ludowym;
  4. Rozsypka żywiołu występującego w Polsce pod nazwą „lewicowy”, który po koncertowym roztrwonieniu sukcesu wyborczego z 2011 roku nigdy już nie zbliżył się nawet do poziomu „zdolności koalicyjnej”, nie mówiąc już o autoryzacji rządu: środowiska lewicowe zajęte są od lat przede wszystkim przypisywaniem sobie lub podważaniem wzajemnie upoważnienia do używania okreslenia „lewicowy”;
  5. Przejście tzw. Infrastruktury Krytycznej (rdzenia gospodarki i obronności) od stanu rażącego zapuszczenia do stanu bolesnych tąpnięć, grożących zupełną bezbronnością wobec takich zagrożeń jak powodzie, susze, zatrucia i ataki toksyczne (bio-chemiczne), awarie energetyczne, hakerskie napaści tele-informatyczne: pielęgnacja tego obszaru wydaje się być zupełnie poza obszarem zainteresowań Rządu;
  6. Zadłużenie tzw. gospodarstw domowych (czyli Ludności), przedsiębiorstw, administracji samorządowej, różnych podmiotów wobec zagranicy, do tego deficyt budżetowy kumulujący się z roku na rok, to wszystko wzmocnione „przemysłem windykacyjnym” oraz – od dawna – utratą przez Polskę kontroli nad bankami, funduszami, budżetami, bilansami, ubezpieczeniami, a także pogłębiającym się rozziewem między przestrzenią gwarantowanego dostatku i przestrzenią chronicznego niedostatku – czyni Polskę bankrutem;

Oczywiście, opowiadanie o „Polsce w ruinie” jest u nas – jeszcze – grubym nietaktem. Dlatego wszystko to mówię, Czytelnik rozumie, w najgłębszym sekrecie, cicho-sza.

 

*             *             *

Kiedy mówię KRAJ, to mam na myśli przede wszystkim zasoby i przestrzeń oraz dorobek. Polska to 312,6 tysięcy kilometrów kwadratowych, z ponadprzeciętnym zasobem wód, lasów, pól uprawnych i kopalin, z nieprzesadną, choć już dokuczliwą urbanizacją, z rozbudowaną, choć dziadziejącą infrastrukturą (nawet uwzględniwszy lata zmasowanych kampanii drogowniczych), z tysiącletnią kulturą wypieraną konsekwentnie przez amerykanizację i europeizację.

Kiedy mówię LUDNOŚĆ, to mam na myśli przede wszystkim ponad 38 mln osób pozostających w urzędowych rejestrach, spośród których bardzo dynamiczne kilka milionów bardziej lub mniej trwale opuszcza Kraj poszukując lepszych warunków ekonomicznych, a spośród tych, którzy pozostali, najbardziej dynamiczna i nowoczesna grupa pracuje dla międzynarodowych korporacji albo oddaje się polityce, czyli zasila Nomenklaturę.

 

*             *             *

Podczas wyborów europarlamentarnych, przy frekwencji 23,83%, Polska delegowała do Europarlamentu 51 swoich delegatów. Kampania stała pod znakiem obietnic, że „wyszarpiemy z Europy setki miliardów dla Polski”. Rzecz w tym, że takie sprawy negocjują rządy, a nie europarlamentarzyści, którzy jedynie kwitują postanowienia hybrydowej, praktycznie nijak nie kontrolowanej egzekutywy eurobiurokratycznej.

Zauważmy, że w tym czasie Polska stała pod znakiem dwóch ważnych projektów: w gospodarce były to Polskie Inwestycje Rozwojowe, a w polityce był to „euromajdan”,  rozpoczęty 21 listopada 2013 demonstracją przeciwko odłożeniu przez prezydenta Wiktora Janukowycza podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Oba projekty Polska koncertowo spieprzyła: PIR (po powołaniu Spółki Akcyjnej) powierzono niedouczonemu narcyzowi (czytaj: TUTAJ), którego usunięto, a cały projekt odesłano do lamusa, zaś nasze pro-amerykańskie, sprzeczne z interesem Europy Środkowej działania „ukraińskie” skończyły się poważnymi zmianami kadrowymi w MSZ i marginalizacje Polski „w sprawie”.

Moje zdanie jest takie, że w tym czasie zupełnie poważnie przymierzano się do tego, by bezwarunkowo oddać Amerykanom polski potencjał militarny, a Europie ostatnie kotwice suwerenności gospodarczej. Sądzę, że w tej sprawie potrzebne jest dochodzenie.

Podczas wyborów samorządowych sprzed niemal roku powielana była formuła reprodukcji nomenklatury terenowej (lokalnej): tylko w wyjątkowych przypadkach radnymi zostali ludzie spoza miejscowych Zatrzasków Lokalnych (czytaj: TUTAJ), a wybory były – jak zawsze – plebiscytem najpotężniejszych „warszawskich” kamaryl, choć starannie unikano skojarzeń, tworząc jak zwykle lokalne komitety o egzotycznych nazwach. Odnowienie korpusu radnych, burmistrzów, wójtów i merów (przy mini-aferce z nadreprezentacją PSL) ustabilizowało na jakis czas sytuację w Rządzie(!!!), bowiem administracja (nomenklatura) zwana samorządową jest zakuta w kleszcze rządowe, a radni służą jedynie kontrasygnowaniu działań „samorządowych” generowanych w Rządzie.

Polska stała wtedy pod znakiem oczekiwania na uruchomienie nowej fali dotacji unijnych (2014-2020): stabilizacja „wyborcza” oznaczała zatem stabilizację urzędniczą, a to z kolei umacniało wypracowane przez lata „układziątka”, na mocy których środki unijne pozyskają ci, którzy „powinni” je uzyskać. Ktokolwiek w tej dziedzinie funkcjonował, ten wie, że mniej liczy sie formalno-prawna poprawnośc wniosków i rzeczywista ich atrakcyjność merytoryczna, a bardziej „dojścia” do procesów decyzyjnych, czyli do sił związanych – najogólniej – z Marszałkami Województw. To dlatego nadreprezentacja PSL spowodowana niefachowością PKW nie spowodowała trzęsienia ziemi.

Kolejne wybory, prezydenckie, świeżo jeszcze przeżywamy, a od 6 sierpnia konsumujemy. Stosunek głosów trzech zwycięzców (Duda 34,76%, Komorowski 33,77%, Kukiz 20,80%), przy frekwencji 48,96%, ujawnił przebudzenie się wyborców nie akceptujących systemu-ustroju, na mocy którego Kraj i Ludność są w Polsce zarządzane. Paweł Kukiz, obszedłszy Korwina-Mikke (który niemal do ostatniej chwili ogromadzał „niezadowolonych”), rozmontował demobilizujące myślenie „głową muru nie przebijesz” (nie marnuj głosu na tych, co i tak przegrają). Patrz: TUTAJ, TUTAJ czy TUTAJ.

Kluczem do dalszego rozmontowywania Rzeczpospolitej Transformacyjnej była dalsza, powyborcza gra Kukiza. Ten zaś ani nie negocjował z pozostałą dwójką zwycięzców, ani nie ogromadził wokół siebie „indignados” (Niepokonani, Oburzeni, rozmaite nurty flibustierskie i pretendenckie), ani nie ogłosił rzeczywiście otwartej formuły antyustrojowej-antysystemowej. Nie mówiąc już o tym, że w jakimś szalonym widzie zrażał i entuzjastycznie nastawioną publiczność, i kandydatów do współpracy. No, politykiem to on nie jest.

To zaś oznacza(ło) w konsekwencji, że prezent, jaki dał Kukizowi Komorowski, zupełnie rozbity przegraną, w postaci Referendum – już teraz trąci myszką i jest skutecznie „rozprowadzany” przez obrońców Twierdzy Konstytucyjnej (PO z aliantami) i jej niemal pewnych zdobywców (PIS z aliantami). Jedni i drudzy – w różny sposób – zdają sie akceptować „zdobycze ustrojowe Transformacji” i nie dokonają żadnych zmian systemowych, tym samym nie dokonaja konstytucyjnych rozliczeń, a przyjdzie im to łatwo, bo choc wynik wyborów październikowych 2015 jest niepewny – to dominacja głównych adwersarzy – wydaje się niepodważalna.

Przed nami wybory parlamentarne. Ich wynik – po raz pierwszy od wielu kadencji – jest nieprzewidywalny. Stoją pod trzema znakami:

  1. Bardziej lub mniej przypadkowe „odkrycia” Kukiza (systemowo-ustrojowe blokowanie biernego prawa wyborczego obywateli), które jednak są kompletnie przemilczane przez „żyjących z tego” dwóch czołowych pretendentów do władzy parlamentarnej;
  2. Dramatyczne doświadczenie klimatyczne, które tu-teraz dotyka branżę rolną, za kilka miesięcy spowoduje cenowy spazm branży spożywczej, a za kilka miesięcy – konsumentów: tak pojęty „kalendarz” skłonił rząd do zaniechania ogłoszenia klęski żywiołowej, co oznaczałoby przesunięcie w czasie kalendarza wyborczego;
  3. Wygaszanie „efektu kukizowego” z jednoczesnym wygaszaniem ludowców i lewicy. Największym beneficjentem wydaje się w kampanii nowe ugrupowanie liberalne, które „puszcza zeza” do antysystemowców zawołaniem „JOW-y nie załatwią wszystkiego”: niby Kikiz ma rację, ale my wiemy, co trzeba zrobić. Jest oczywiste, że obiektywnie ugrupowanie to pogrąża PO;

Na to wszystko (powtórzmy, bo to ważne świadectwo o tzw. „klasie politycznej”) nakłada się – fatalna, w moim przekonaniu – polityka marginalizowania „głosu Ludu”, tak jak to ma właśnie miejsce w przypadku referendum 6 września 2015 i pomysłów referendalnych przywiązanych do daty wyborów. Oczywiście, w dobie kampanii wyborczych nikt nie powie, że „elektorat” ma zamknąć gęby i karnie stawić się przy urnach, by wybrać „kandydatów” nieznanych sobie, ale lojalnych wobec koterii i kamaryl.

 

*             *             *

Moim zatem zdaniem, podczas wyborów jesiennych, po raz pierwszy w historii III RP osiągniemy taki stan Parlamentu, w którym siły „ozdobnikowe” będą skrajnie zmarginalizowane, a dwa ugrupowania staro-ustrojowe zdobędą w sumie ok. 400 głosów sejmowych i 90% głosów senackich.

Jeśli takie rozwiązanie nie wyzwoli w Ludzie obawy o los Kraju i Ludności do tego stopnia, że wszystko „stanie w poprzek” – to znaczy, że faktycznie, Transformacja odniosła sukces, czyniąc nas sierotami po Solidarności.

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka