Jan Herman Jan Herman
1990
BLOG

Cud kukizowy

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 30

W poniedziałek ma odbyć się „masowa” wizyta Pawła Kukiza u Rzecznika Praw Obywatelskich. Media już półgębkiem o tym informują, ale nie podnoszą sedna sprawy, a jest ono ustrojowo niebłahe.

Zacznę podstawiając własne kopytko do podkucia. Otóż wielokrotnie sygnalizowałem, że zestaw trzech nierównych „wagowo” aktów (Konstytucja, Ordynacja Wyborcza, Regulamin Sejmu) ustanawiaja ustrój mający z demokracją tyle wspólnego co nic. Na przykład podawałem sprzeczność między cynicznym zapisem art. 104 Konstytucji, zwalniającym parlamentarzystę z realizacji obietnic wyborczych, na które nabrał wyborcę – a tym punktem regulaminu Sejmu, który dopuszcza narzucanie dyscypliny w głosowaniu (czyli jednak poseł nie jest autonomiczny, suwerenny). Takich sprzeczności, antydemokratycznych idiotyzmów i sztuczek ustrojowych jest w tym „trianglu” niemało. Patrz: TUTAJ albo TUTAJ.

Przyznam się, że niezbyt uważnie, niezbyt szczegółowo śledziłem zapisy ordynacji wyborczych, wyłapywałem tylko główne „nieciągłości”. Kukiz też nie śledził, samo wyszło.

Otóż Konstytucja gwarantuje każdemu, kto chce skorzystać ze swojego biernego prawa wyborczego (prawa do bycia kandydatem), że może sobie kandydować do woli. Oczywiście, postawiono twarde warunki (co już jest zwichnięciem tego prawa): trzeba aby kandydat zarejestrował swój komitet wyborczy zebrawszy do tego zaporową liczbę podpisów (na ów komitet, a nie na kandydata-kandydatów), trzeba operować funduszami wyborczymi w precyzyjnym, ale opresyjnym reżimie formalnym (utopił się na tym niegdyś PSL). Ale nikt dotąd nie zauważył (nie odczuł na własnej skórze), że w zapisach kodeksu wyborczego stoi, iż komitetom wolno zgłosić zaledwie dwukrotność tego, co przewidziano określając liczbę mandatów.

Jeśli zatem posłów ma być 460 – to komitet wyborczy może zgłosić co najwyżej 920 kandydatów, po 2-ch na każdy mandat w każdym okręgu wyborczym.

Gdyby nie idiotyczna formuła komitetów wyborczych – to każdy, kto chce kandydować, zgłaszałby okolicznej ludności ten zamiar, wpłacałby do PKW jakąś sprawiedliwą (ekwiwalentną) sumę za zawracanie jej głowy – i jazda! Ale w formule komitetów wyborczych (które w rzeczywistości są pod dyktatem ugrupowań lokalnych lub ogólnokrajowych) – kandydat musi najpierw zdobyć zaufanie ugrupowania wyborczego i w ten sposób złamana jest zasada niezależności posła z artykułu 104 Konstytucji. A potem komitet musi sam „okastrować” liczbę swoich kandydatów.

Do tej pory nikt z tego powodu głośno nie płakał: dla komitetu wyborczego jest oczywiste, że wystawianie dwóch lub więcej kandydatów na jedno miejsce w okręgu to strzał we własną stopę, bo „swoi” się wyrzynają wzajemnie. Zatem komitety (kontrolujące je ugrupowania polityczne) wspierały tę niedemokratyczną formułę samoograniczając się, czego żenująco żałosny spektakl mamy w przypadku list „sygnowanych” przez szefową Platformy Obywatelskiej.

Ale Kukiz, zapatrzony w koncept JOW, zapowiedział tym, którzy mu wierzą: kto chce kandydować – niech kandyduje, droga wolna. I trafiła kosa na kamień, bo Państwo „w osobie” PKW powiedziało: nie, kochani, musicie między sobą sami zdecydować, komu odbierzecie bierne prawo wyborcze zagwarantowane każdemu w Konstytucji, prawo do kandydowania.

Oczywiście, Rzecznik Praw Obywatelskich jest organem właściwym do składania skargi. Tyle że nie o skargę tu chodzi. W rzeczywistosci każdy „kukizowy” kandydat powinien udać się zwyczajnie do miejscowego sądu powszechnego z cywilnym pozwem przeciw Państwu (w osobach PKW i Parlamentu zatwierdzającego kodeks wyborczy) o zagwarantowanie realizacji obywatelskiego prawa do kandydowania. Sąd powszechny nie może tej sprawy odrzucić (np. poczuwając się do niekompetencji), bo jest ona tej samej miary, co prawo do obrony przed lichwą, wyzyskiem, dyskryminacją, mobbingiem, nastawaniem na bezpieczeństwo osobiste. Oczywiście, sąd może się zwrócić o wykładnię do instancji najwyższych albo do Trybunałów, ale to oznacza automatyczną konieczność przeniesienia wyborów do czasu otrzymania takiej wykładni. To też nie kończy sprawy, bo gdyby trybunały – a lubią to – zezwoliły na łamanie biernego prawa wyborczego – to są jeszcze trybunały międzynarodowe.

Oto więc mamy cud. Kukiz najpierw wyjął cegiełkę z Twierdzy Konstytucyjnej, na której było napisane „głową muru nie przebijesz” (głosuj na tych co mogą wygrać, a nie na marginesy). Zdemolował, rozbroił myślenie ostrożnościowe, sprzyjające top-koteriom partyjnym i kamarylom budującym Pentagram (patrz: TUTAJ). A teraz Kukiz udowadnia, że wybory parlamentarne są nieważne, zanim się zaczęły, i to nie z powodu pierdółek, takich jak fałszerstwa przy urnach czy pijana obwodowa komisja wyborcza (mało kto wie o sukcesie Marka Ciesielczyka z Tarnowa, który doprowadził do powtórzenia wyborów i został radnym). Takie myślenie ustrojowe, które dba o realizację podstawowego prawa obywatelskiego, jest do dna słuszne i nie ma takiej instancji europejskiej, która by tego nie wsparła.

Na zdrowy rozum, zamiast rozwalać referendum wrześniowe poprzez jego rozmydlanie albo przemilczanie – najpoważniejsze siły polityczne we własnym interesie powinny dokonać przeglądu ustroju politycznego, społecznego i gospodarczego Polski. I nie bawić się – jak do niedawna Kalisz (gdzież go „zniknęło”?) – w kosmetykę konstytucyjną, tylko zdefiniować (nie szukając ograniczeń wymówkowych) ustrój-system, nazwać po imieniu to, co ma powstać, bo ta akurat Konstytucja jest zaprawą betonującą zbyt wiele przeciw-demokratycznych, anty-obywatelskich mechanizmów, procedur, zapadni, pułapek.

O co wznoszę modły głośniejsze niż te o deszcz.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka