Jan Herman Jan Herman
202
BLOG

Kompleks Arminiusa

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 1

Zapamiętam go jako faceta, którego wyraz twarzy ostrzega nawet podczas rautu: niech no który złe słowo wypowie…!

Jeden z moich najzabawniejszych pajaców (patrz: TUTAJ). Ale z tych, które nagle z „puppeta” przeistaczają się we wredną, złośliwą, toksyczną zabawkę, niszczącą wszystko i wszystkich. Po czym – wraca do „normy”[1].

Powiedzmy sobie na początku, żeby nie było niedomówień: jeśli facet w dwóch skrajnie nieżyczliwych sobie formacjach jest po dwakroć najpierw wiceministrem, a potem ministrem – i to w resortach opartych na międzynarodowej „sekretności” (zbrojenia, dyplomacja) – to tylko naiwny sądzi, że to wynik jego talentów, a nie skutek „przywiezienia w teczce”, i to z zagranicy.

A teraz pytanie, cóż to za zagranica…?

Jak wielu Polaków, których „martial law” (stan wojenny) zastał za „żelazną kurtyną” – Radek poprosił o azyl. Jako że zdolny (do różnych rzeczy) – zapisano go do Pembroke College, jednej ze szkół oxfordzkich, założonej jeszcze w 1624 roku. Szkołę tę kończyli, np.: Abdullah II of Jordan (król Jordanii), J. William Fulbright (fundator stypendiów popularnych wśród polskich elit), Viktor Orbán (premier Węgier), James Smithson (założyciel Instytutu swojego imienia), J. R. R. Tolkien (autor trylogii Władca Pierścieni), Sir Roger Bannister (pierwszy człowiek, który przebiegł jedną milę poniżej 4 minut.

Nie chcę deprecjonować erudycji Radka, ale Pembroke jest to szkoła dla ludzi, którzy – wyposażeni „na drogę” przez majętnych sponsorów (np. rodziców) – szukają łatwej drogi zdobycia magisterium w trzy lata, na raty. Radka akurat nie wiadomo, kto sponsorował, bo nie rodzice. A jeszcze należał do pioruńsko drogiego, ekskluzywnego ale nieoficjalnego  „dining club” (towarzystwo biesiadne czasem mylnie nazywane korporacją studencką), pod nazwą Bullingdon. Znajomi Radka z tego klubu „burzliwej dyskusji przy konsumpcji” też nie od macochy, jak choćby David Cameron. Klub ten – choć stary jak świat – słynie z całkiem „współczesnych”, dzikich występów w różnych miejscach, polegających na wandalistycznych rozróbach młodych snobów (rachunki, oczywiście, regulowano na bieżąco, bo jest to „the club of the sons of nobility, the sons of great wealth”). Trochę prawdy mówi o tym film „The Riot Club” z 2014 roku (reż.: Lone Sherfig). W każdym razie nie jest to „Gentelmen’s club”, bo tam należą wyłącznie dobrze urodzeni – a tu wystarczy mieć trochę grosza.

Radek nie miał. Ciekawe, czy trzyma w szafie klubowy „tailor-made uniform” (sky blue and ivory), wart na starcie roczną polską pensję. I czy odpuszczono mu „obowiązek” spalenia 50-funtówki w chwili przyjmowania do klubu. Tyle szmalu…! Kto zna legendarne skąpstwo Radka, ten wie, o czym mówię…

W oczach współczesnych reporterów – klub Bullingdon wygląda tak jak TUTAJ. Doprawdy, Radek, możesz Karskiemu pleść androny, ale zanim nie wyjaśnisz, skąd miałeś kasiorkę na ekscesy studenckie (chyba, że cicho siedziałeś w kąciku) – będę cię traktował jako agenta Twojego sponsora (tak jak to ma miejsce w Ameryce, a ostatnio w Rosji).

No, to zaczynamy dorośleć.

Radek był korespondentem w Afganistanie, po stronie, która dziś okazuje się „właściwa”: strzelał do „ruskich” z fotoaparatu, choć mówi, że i cyngla używał. W moim przekonaniu, w tym pięknym, dalekim kraju środkowo-azjatyckim nastąpiła cudowna przemiana uciekiniera z PRL w „naszego człowieka” w Londynie. W każdym razie zastanawia, jak facet, który używa(ł) fotoaparatu jako dodatku do pióra (niezłego, trzeba przyznać) – nie dostał żadnej nagrody literackiej za świetne książki (patrz: „Prochy świętych”), ale za amatorskie zdjęcie (poniżej) – owszem.

Kompleks Arminiusa

Zdjęcie przedstawia typowe dla wojen bandyckich ofiary wojny: rodzinę afgańską uduszoną w piwnicy własnego domu w wyniku zbombardowania przez afgańskie lotnictwo (wyposażone  przez „radzieckich”). Rok 1987. Źródło: TUTAJ.

I tak dalej.

W poszukiwaniu sponsora przeskoczmy kilka lat, na chwilę. Radek , związany po kiepskim wiceministrowaniu u Geremka z American Enterprise Institute, konserwatywnym think tankiem, w 2003 r. ostrzegał na łamach „Washington Post”: „Od przyszłego roku obecność Europy Zachodniej w Europie Środkowej znacznie wzrośnie. Miliony kierowców przejeżdżać będą obok tablic znakujących finansowane przez Unię Europejską projekty inwestycyjne, miliony rolników dostaną czeki z unijnymi subsydiami (...). Jeśli Stany Zjednoczone chcą pozostać w tej grze, to może być już na to za późno”.

Jaśniej?

Zauważmy, jak bardzo Sikorskiemu zależy na wizerunku: „studia” w Oxford, ekskluzywny klub biesiadny Bullingdon, epizod wojenny, książki własnego autorstwa, światowa nagroda fotograficzna, żona z Pulitzerem, portret fałszywych przodków w domu, powiązania z żydowską finansjerą, administracyjne wydzielenie „dworku” Chobielin z obszaru byłego PGR, niekonstytucyjne zdefiniowanie swojego „obejścia” jako „strefa wolna od komunizmu”. Tytuły ministerialne i parlamentarne – to właściwie „należny” dodatek. Ten gość „nad poziomy wyrasta”.

 

Kompleks Arminiusa

Podsumujmy ten fragment: Radosław Sikorski na jakiś czas utracił ostatecznie zaufanie swojego sponsora[2]: marszałkowanie w Sejmie było dla niego „poczekalnią ostatniej szansy”, ale to, co wygadywał przy podsłuchanej konsumpcji (uwaga, nie było biesiadnego demolowania lokalu!) – zaszkodziło mu na całkiem poważnie. Oczywiście, z głodu nie umrze, ale musi być „wycofany” na jakiś czas. I to nie koleżanka Premierka jest autorką tego posunięcia. Cały wizerunek poszedł się upić…

 

*             *             *

Ja mam nazwisko Herman. Ale nie będę, jak Radek, każdego o tym imieniu czy nazwisku wieszał portretowo w przedpokoju i udawał, że to mój przodek czy krewny: Hermanów jest w świecie kilka razy więcej niż Sikorskich, co akurat niczego nie oznacza, a na pewno nie oznacza, że moja rodzina pleni się po całym świecie przynosząc mi należną chwałę. Sam, na własny rachunek, odpowiadam za moją tożsamość.

O jednym Hermanie jednak wspomnę, właśnie w kontekście Radka. To syn znakomitego germańskiego rodu, zwany w Rzymie Arminiusem. Wychowywał się w Rzymie[3], powiada Pedia, przeszedł rzymskie przeszkolenie wojskowe, po czym do 7 n.e. służył w rzymskiej armii (walczył m.in. z barbarzyńcami na terenie obecnych Węgier) i otrzymał rzymskie obywatelstwo (był ekwitą).

„[...] młodzian znakomitego rodu, odważny, bystrego pojęcia, przenikliwy jak nie na łonie ciemnoty zrodzony, z którego twarzy i oczu można było wyczytać zapał wojenny, niedostępny w naszych poprzednich wyprawach towarzysz, co za prawem obywatelstwa rzymskiego uradowany i do grona ekwestrian zaliczony” – pisze później o nim Wellejusz Pterkulus w „Historii rzymskiej księgi pozostałe” ks. II, 118.

Arminius nigdy nie przestał być prawym synem swojego rodu. Dał temu wyraz jako 25-latek, już „dobrze notowany” wojownik rzymski, meldując swojemu rzymskiemu dowódcy i patronowi, Varusowi, jakoby pośród Germanów miał miejsce bunt. Ten skierował znaczne siły w pułapkę Las Teutoński), zastawioną przez rodzime plemię Hermana (Cherusków) i przyjaciół: legionowe wojsko Varusa zostało zdziesiątkowane, a Arminius powrócił do swoich krewniaków w glorii. Szybko zresztą współplemieńcy zaczęli go mieć dość, ostatecznie uśmiercając.

Radosław Sikorski, odbywszy „rzymską” służbę w Bullingdon, zaliczywszy Afganistan w dość bezpiecznej roli (Arminius w Panonii miał trudniejsze zadania) – został rzucony na odcinek Polski. I tu wchodzimy w obszar, nazwany w tytule kompleksem. Arminius bowiem do końca został Cheruskiem, był twarzą cheruskowej intifady antyrzymskiej. Sikorski – nie wiadomo:

  1. Może i on zdradza Amerykanów, ale raczej jest kimś, kto nad sobą nie panuje i plecie co mu ślina na język przyniesie (trochę w tym zresztą jest mitomaństwa);
  2. A może i on zdradza Polskę, reprezentując ni to Amerykanów, ni to Brytyjczyków, przymilając się nawet Niemcom (Ich danke Ihnen als Politiker und als Pole);

W każdym razie jego mocodawca rzeczywisty – kimkolwiek jest – przesunął Radka do rezerwy i pozwala, by miernota pomiatała nim w małostkowy sposób, zaś „naród” nie okazał się zbyt wdzięczny wobec murgrabiego-księciunia.

Los Radka jest swoistym memento dla polityków, zwłaszcza tych, których najbliższe głosowanie wyborcze postawi w roli petentów: warto czasem zastanowić się, za co (za jakie zamówienie) się pije i chuligani w młodości. Rachunki bywają słone…

W tej notce nie ma ładu: są spostrzeżenia.

 

 

[1] Ileż jadu i dwuznaczności jest w prostym oświadczeniu (odpowiedź K. Karskiemu na interpelację poselską w sprawie wykształcenia R. Sikorskiego): Pragnę uspokoić pana posła, iż Uniwersytet Oxfordzki nadał mi tytuły zarówno bakałarza nauk (odpowiednik polskiego tytułu licencjata), jak i mistrza nauk (tytuł zawodowy magistra: ten tytuł bez konieczności nauczania i zdawania egzaminów przysługuje za 7 lat przyzwoitego „prowadzenia się” – JH)) na kierunku: filozofia, nauki polityczne i ekonomia. W załączeniu przedkładam do wiadomości kopię dokumentu poświadczającego uzyskanie przeze mnie tytułu magisterskiego. Mam głęboką nadzieję, iż pan poseł doceni wartość studiów na brytyjskiej uczelni w czasach, gdy niektórzy z dzisiejszych polityków, mieniący się niezłomnymi stróżami moralności, robili kariery w studenckich przybudówkach do partii komunistycznej (to o Karskim – JH)). Korzystając z okazji, chciałbym złożyć na ręce pana posła Karola Karskiego spóźnione, aczkolwiek szczere gratulacje w związku z przyjęciem z rąk gen. Marka Dukaczewskiego Złotego Krzyża Zasługi (Dukaczewski uchodzi za „komunistyczny złóg” w polskich służbach – JH). Łączę wyrazy szacunku, Minister (pytanie było o wykształcenie RS, a nie ministra, ale zawsze można pokazać, kto jest na wierzchu – JH);

[2] Początkiem „kryzysu zaufania” sponsora do Radka były jego słowa, skierowane w Kijowie do „ludzi Majdanu” (był tam samozwańczym liderem dyplomatów „trójkąta weimarskiego” negocjującym zawieszenie broni”): if you don’t suport this, you will have martial law, the army, you’all be dead” (jeśli nie poprzecie tego porozumienia, będziecie mieli stan wojenny, będziecie mieli wojsko, wszyscy będziecie martwi, por: TUTAJ);

[3] Przebywał w stolicy Imperium Romanum na mocy – popularnej wtedy – umowy gwarancji: wodzowie „barbarzyńscy” oddawali swoich synów Rzymowi i w ten sposób sygnalizowali, że nie będą się Imperium sprzeciwiać, a w zamian mieli gwarancję pozostawania w roli „niezależnego lennika”;

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka