Jan Herman Jan Herman
380
BLOG

JOW dla inteligentnych. Receptura

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 5

Polska stoi po raz kolejny przed szansą. Jestem wystarczająco leciwy – choć jeszcze się przecież „nie rozsypuję” – by pamiętać, jak zatzreszczała w posadach Polska Rzeczpospolita Ludowa. Państwo PRL, które wcale nie było ludowe (nie należało do Ludu) tak samo, jak nie była robotniczą partia mająca klasę robotniczą w nazwie – oba te fenomeny nagle i niespodziewanie dla wszystkich zostały poddane w wątpliwość: a jeszcze całkiem niedawno (w tamtych czasach) podważanie robotniczej (klasowej) istoty PZPR i ludowej (demokratycznej) istoty PRL budziło szczere, autentyczne zdumienie sąsiadów, rodzimego towarzystwa, koleżeństwa z pracy, przełożonych wszelakich – oraz władz: one też – mimo świadomości sztafażu – szczerze uznawały „socjalizm realny” (ja go juz wtedy zwałem "domniemanym") za nieuchronny, nieodwracalny, po wieki. I dlatego, jeśli takiego „niedowiarka” karano jak za zbrodnię (element antysocjalistyczny, wróg ustroju) – przyjmowano to z dobrodziejstwem inwentarza.

Wystarczyło 25 lat Transformacji, aby sytuacja stała się identycznie zabetonowana: Nomenklatura, której skład personalny (zwłaszcza kierowniczy) okazał się w większości niezmienny (poza wymianą naturalną), „zielonowyspowy” sztafaż wskazujący na niemal mocarność polskiej gospodarki, coraz liczniejsze instytucje niby „strzegące” demokracji, a w rzeczywistości stojące murem za Nomenklaturą, dziadziejące poczucie wpływu „obywateli” na rzeczywistość, gnijące albo wymierające etosy (przywództwa politycznego, służby w mundurze, samorządności lokalnej, profesjonalizmu w pracy, efektywności gospodarczej), zastępowane „rwactwem dojutrkowym” i „państwami w państwie” (patrz: korporacje, prawników, medyków, urzędników, policjantów, finansjerów, windykatorów), zapaść obszaru budżetowego (edukacja, ochrona zdrowia, opieka socjalna, emerytury), niezrozumiałe dla „narodu” zaangażowanie Państwa w awantury międzynarodowe, propagandowo-medialny nacisk na „jedynosłuszność” władzy. Jednym słowem: taką właśnie Polskę podważano od końca lat 70-tych i nawet kilka mrocznych lat stanu wojennego nie odwróciło tego „ludowego przeczucia”, że coś tu jest nie w porządku, co ostatecznie skończyło się przeredagowaniem głównej sceny politycznej.

Transformacja od swego początku poszła „nie tędy” (co w parlamencie w dniach jej wprowadzania sygnalizowali R. Bugaj, A. Małachowski czy K. Modzelewski): jedyne co w niej pozostawało niezmiennie słuszne to pragnienie, by nie wróciła rzeczywistość, którą właśnie porzuciliśmy. Ale wraz z odrzuceniem starych formuł wygubiono – choć nie było to konieczne – wielopokoleniowy dorobek budowany od I wojny światowej, po ponownych narodzinach Rzeczpospolitej. Budowano go niemal cały czas w niesprzyjających warunkach społecznych i politycznych (waśnie narodowe, na poły faszystowska sanacja, koncept „dwóch wrogów”, II wojna, przymusowa przynależność do „obozu socjalistycznego”, nacjonalizacja, autorytaryzm PZPR) – ale tylko ktoś o wyjątkowo złej woli nie zauważy, że poziom życia ludności, infrastruktura, sieć gospodarcza, społeczne umiejętności obywateli, pozycja międzynarodowa Polski – zmieniły się między 1918 do 1989 nie do poznania, na lepsze.

Jeśli rzetelnie, czujnie śledząc statystyki i „obmacując realia”, mierzyć kondycję III RP w roku 2015 poziomem rzeczywistego dostępu ludności do owoców gospodarczych, poczuciem bezpieczeństwa ekonomicznego i socjalnego, udziałem grup wykluczonych w ogóle społeczeństwa, stanem obywatelskiego zaangażowania w sprawy publiczne, poziomem przestępczości pospolitej i urzędniczej, morale Nomenklatury i władz najwyższych, liczbą i rozmiarami patologii toksycznych i moralnych oraz biurokratycznych, społecznym poczuciem współgospodarzenia Krajem i własnym losem, poziomem zadłużenia Państwa, administracji terenowej i ludności – to z całym szacunkiem do osiągnięć w statystykach wytwórczych, eksportowych i z całym szacunkiem dla „biżuterii” w postaci piękniejących miast, wystaw i biur oraz ulic, dla inwestycji w drogownictwo i telekomunikacje oraz media elektroniczno-informatyczne – Polska od ćwierćwiecza porusza się „z impetem wstecz”, choć twarzą nadal skierowana jest ku niedoścignionym od stuleci wzorcom „zachodnim”.

Piszę o tym od lat i nie tu będę udowadniał, że to nie tylko „dyżurne narzekanie”.

Lech Wałęsa – symbolizujący wciąż (mimo popełnianych błędów szkodzących jego wizerunkowi) obywatelski samorządny protest przeciw systemowi-ustrojowi uznanemu ostatecznie za przebrzydły – niespodziewanie szybko znalazł swoje „echa”: spazm symbolizowany przez sukces wyborczy S. Tymińskiego, nieprzygotowana „korekta rewindykacyjna” firmowana nazwiskiem J. Olszewskiego, mega-spazm A. Leppera będący jak dotąd najpoważniejszą społeczną krytyką systemu-ustroju transformacyjnego, rozmaite flibustierskie (podskakiewiczowskie) „podróbki” firmowane z różnym skutkiem przez Ikonowicza, Rydzyka, Giertycha i innych, którzy zdołali odcisnąć anty-systemowe piętno, choć sami niekoniecznie dorośli do własnego buntu, a może nie całkiem czystej gry, która ostatecznie ich samych zmieliła.

Społeczny WKURW – no, bo jak to nazwać – tak bardzo narasta (i niech apologeci Transformacji zwą to owocem ludzkiej zbiorowej głupoty) – że gotów był poprzeć cyniczną zagrywkę J. Palikota i nadstawiał chętnie ucha sensacjom J. Korwina-Mikke, który za pomocą ukrytych założeń mąci w głowach niezorientowanej młodzieży.

Dziś trybunem ludowym Polaków jest Paweł Kukiz, o którym można i trzeba mówić wiele dobrego, ale którego orientacja i w ogóle kwalifikacje polityczne są żenujące. Ma za to wałęsowskiego nosa, i choć podsuwają mu pod ten nos tabakę i inne zmyłki – zdołał w wyborach prezydenckich rozmontować ludzką świadomość typu „głową muru nie przebijesz”.

Najbardziej boli, że szary lud Polonii nie ma dziś takiego duchowego (nie lękajcie się) i intelektualnego (Laborem exercens) wsparcia, jakie miał od 78-go roku przez niemal dwa pokolenia. Trzeba sobie z tym radzić.

Kilka razy podchodziłem – tworząc do szuflady – do konceptu politycznego. W ostatnich latach dojrzałem do konceptu Państwa Równoległego (L’Etat parallèle), czyli konceptu obywatelskiej, społecznej odmowy korzystania z „usług” Państwa (III RP) i tym samym reprodukowania jego prerogatyw, silnie naznaczonych patologiami.

Ale siła moja jest rachityczna. Więc – uwzględniwszy realia – notuję sobie recepty, których użyłbym, „gdybym tylko mógł”. Oto ich krótki spis:

Cywilizacyjna : kiedy robisz POSTĘP – to uważaj co robisz – (TUTAJ)

Gospodarcza: GOSPODARKA – CZŁOWIEKOWI – (TUTAJ)

Humanitarna: CZŁOWIEK istnieje poprzez RODZINĘ – (TUTAJ)

Polityczna: wszelkie DOBRO powstaje z DOBRA, nie istnieje MNIEJSZE ZŁO – (TUTAJ)

Regaliów: są takie dobra wspólne, których nie wolno spieniężać – (TUTAJ)

Społeczna: Społeczeństwo to MY a nie PAŃSTWO – (TUTAJ)

Zagraniczna: Europa TAK, ale NIE TAKA – (TUTAJ)

Stawiam w tej sprawie na Pawła Kukiza – nie dlatego, że popieram jego program, którego on niema i od tworzenia go sie odżegnuje – tylko dlatego, że nie mam ochoty czekac kolejne pół pokolenia na kolejny zintegrowany wokół innej osoby społeczny WKURW.

Na jego JOW mam odpowiedź w postaci Ordynacji Swojszczyźnianej (rozwijanej przeze mnie wczesniej jako Ordynacja Sołtysowska) – patrz: TUTAJ.

Będę te notatki doredagowywał – niekoniecznie z zamiarem kandydowania w wyborach. Po prostu każdy ma prawo mieć swój program polityczny.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka