Jan Herman Jan Herman
412
BLOG

Dünung, Swell. Мёртвая зыбь. Martwa fala

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 3

Byłem blisko kampanii Stana Tymińskiego (odsyłam do książki „Spałem z Tymińskim”). Obecny profesor jednej z amerykańskich uczelni, bywający też w Polsce, Piotr Bołtuć, namówił mnie, bym na zasadach usługi odpłatnej pomógł zbierać podpisy na kandydata zza oceanu. Miałem wtedy prywatny biznes w PKiN. W jednym z „moich” lokali na parterze ostatecznie powstał sztab kandydata.

Pamiętać trzeba, że docierało wtedy do „elektoratu”, jak wielkim mirażem jest tzw. kapitalizm. Tak zwany: niby główną rolę grały prywatne środki, ale bez „partnerstwa prywatno-publicznego” (komitywy rwaczy z nomenklaturą różnych szczebli) oraz bez decydującego głosu Rządu (Balcerowicza) ta przemiana ustrojowa nie miałaby szans. Pojawiły się w Polsce po raz pierwszy takie kategorie jak masowe bezrobocie, oszustwa gospodarcze, piramidy finansowe, przejęcia za bezcen mieszkań zakładowych, lichwa. Państwo zaś udawało jedynie osłonę socjalną (np. w klauzulach prywatyzacyjnych), tę jednak pomijano sztuczkami prawnymi i logistycznymi.

Znaczące było dla powszechnej świadomości wszczęcie „wojny na górze”: starły się w niej racje stojące za „terapią szokową” (z uwłaszczeniem nomenklatury postkomunistycznej włącznie) z racjami społecznymi (wyrażanymi w programie Solidarności). Ludność zauważyła niejednomyślność „władzy”, co zmusiło ją do zastanowienia się nad własną wersją oceny – zwyciężyła roszczeniowość, a tę reprezentował Tymiński bardziej niż Wałęsa.

Tymiński był społecznym medium gromadzącym wszystkie „niezbędne” i patologiczne traumy społeczne w jedno wielkie niezadowolenie. To niezadowolenie podzielałem, choć przecież byłem beneficjentem „nowego”. W rozmowie o współpracy dałem mu szansę na 3 miejsce, co uważałem za dobrą pozycję do zakotwiczenia politycznego w Polsce. On zaś, w sposób który mnie zmroził (wyraz twarzy, ton) powiedział, że interesuje go wyłącznie zwycięstwo. Obaj pomyliliśmy się.

Dziś, AD 2015, niezadowolenie społeczne jest uzbrojone w doświadczenie ćwierćwiecza. Polska uległa utrwalającej się w system-ustrój trychotomizacji społeczno-politycznej:

  1. Biurokracja z Nomenklaturą przy argumentacji dostarczanej z kręgów inteligenckich korzysta z politycznego parasola partii i ugrupowań „państwowo-rynkowych” i tak uzbrojona funkcjonuje wokół budżetów, odsysając do nich dobra, wartości i możliwości „ogółu gospodarczego” (inaczej: koryto z wewnętrznym „samoopodatkowaniem”);
  2. Kąsa tak zmontowane porozumienie polityczno-ekonomiczne ruch pretendencki, mniej pragmatyczny, bardziej ideowy, który zainteresowany jest trwałym podziałem obywateli na „prawowitych” i „nieprawych”: tym ostatnim zamiaruje odbierać bierne prawa nomenklaturowe i kwestionować ich dorobek życiowy;
  3. Rośnie i petryfikuje się w „dziedziczność” obszar mnożących się, pęczniejących wykluczeń, objawiających się emigracją, bezdomnością, bezrobociem, pracą za dochód niewystarczający dla odtworzenia siły wytwórczej, zdegenerowaniem edukacyjnym i wyobcowaniem wobec Państwa (Biurokracji z Nomenklaturą);

To wszystko jest podbudowane niemal jawnym lekceważeniem prawa i Państwa nie tylko przez wykluczonych, ale też przez pozostałe dwa żywioły, z kuriozalnym wzorcem „wymiaru sprawiedliwości” (inspekcje, straże, policja, prokuratura, sądy, więziennictwo, windykacje), dla którego ukuto pojęcie „pastwa w państwie”.

Mamy więc sytuację dużo bardziej dowodnie niż intuicyjnie patologiczną. Do tego najwyraźniej duża część energii i zapobiegliwości gospodarczej jest budulcem sukcesów podmiotów zagranicznych, zainteresowanych jedynie odsysaniem Polski, a nie jej pomyślnością. Inaczej: kolonizacja.

„Nasz naród jak lawa. Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa. Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi. Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi...".

Urząd Prezydenta RP przez ostatnie ćwierćwiecze – z wyjątkiem krótkich, nie dających się jednoznacznie ocenić okresów – firmował cementowanie się nowego (w stosunku do PRL) systemu-ustroju. W tym sensie jest symboliczny. Realna władza jest bowiem po stronie Rządu, bardziej nawet niż Sejmu. Trudno się więc dziwić, że właściwie wszyscy w Polsce traktują trwające wybory prezydenckie jako test na gotowość społeczeństwa do kontynuacji lub zmian.

W tych kategoriach widzę niemal równą, za to poważnie osłabioną wobec tego, co było 5 lat temu, pozycję Biurokracji-Nomenklatury i Pretendentów. Najwyraźniej widać, że nie oni są najważniejsi dla rozstrzygnięć parlamentarnych.

Martwa fala składa się z kilku milionów głosujących przeciw systemowi-ustrojowi. To jest głos ESENCJALNIE PRZECIW, niekonstruktywny. Paweł Kukiz – wiem to z osobistych spotkań – odkłada dyskusje programową na „po zwycięstwie”. Dotarł ze swoją karierą polityczną – w oszałamiająco krótkim czasie – do punktu, w którym musi „zagrać”. Może grać różnie, choć już zapewnił, że nikt go nie kupi”:

  1. Poprzeć Pretendentów, bo zmiana na Urzędzie Prezydenta będzie sygnałem dla Ludności, może nawet kulą śniegową, ale ryzykuje, że go (Pawła) ogra Pretendent po swojemu i powróci do projektu dyskryminacji politycznej twórców Transformacji, zresztą, w odwecie za dyskryminacją Pretendenta, starannie skrywaną za parawanem poprawności politycznej;
  2. Odpuścić grę prezydencką i formować sztaby do wyborów parlamentarnych: Ludność dostanie dwutorowy sygnał, że „idziemy na całość”, a to oznacza: „w nieznane”, bo trudno przypuszczać, że w okresie wakacyjnym Kukiz sformułuje i wprowadzi skutecznie do debaty jakiś program, którego nie ma, bo unikał dotąd nawet wstępnych oświadczeń;

Dwutorowość takiego sygnału polega na tym, że Kukiz odmawia zaufania Pretendentom, ale też pozostawia sprawy „swojemu biegowi”. Czyli z jednej strony stawia pod pręgierzem całą post-solidarnościową formację, a z drugiej strony pozwala na rozstrzygnięcie wewnątrz tej formacji, nie wtrącając swoich trzech groszy. To zaś oznacza dla Pawła ryzyko, że go zjedzą stare wygi na drugie śniadanie tuż po wyborach, niezależnie od tego, kto wygra. I wybory parlamentarne (zakładam, że w Europie nic się nie zadzieje znaczącego) będą dla Kukiza niespodzianką in-minus.

Moim zdaniem Paweł Kukiz powinien wesprzeć Andrzeja Dudę i uciąć jedną z głów Hydry, ale cenę za to wsparcie powinien ogłosić nie w negocjacjach (za jakiś urząd przy Prezydencie, chyba że będzie to urząd Wiceprezydenta, niekonstytucyjny tak samo jak urząd Pierwszej Damy), tylko publicznie, inicjując prawdziwy, dojrzały ruch „indignados”, z powrotem do tego, co zadziało się w Hali BHP w marcu 2013 (to był symbolicznie początek ogólnokrajowej kariery politycznej Pawła). Powinien też Kukiz odtworzyć klimat Samoobrony: nie mówię o blokadach, tylko o buncie gospodarzy (przedsiębiorców) przeciw uciskowi Nomenklatury-Biurokracji. Ostatnio Paweł rozszedł się z Niepokonanymi (bo ruch ten jakoś dziwnie skumał się z władzą), ale sami Zmieleni nie wystarczą.

 

*             *             *

Jest jasne, że Tymiński nie byłby dobrym Prezydentem RP, co widać po jego późniejszej działalności. Jest też jasne (dziś, maj 2015), że Kukiz nie będzie dobrym Premierem. Tak jak kiepski Prezydent Wałęsa, leniwy gracz gabinetowy i charyzmatyczny (wówczas) wiecownik – byłby zgubą dla Rzeczpospolitej jako Premier. Może jednak da się coś zorganizować z tego wstrząsu?

Paweł Kukiz, nawet jeśli dobrze rozegra najbliższe 10 dni, powinien – unikając chwalców – znaleźć środowisko inteligenckie, które go bezinteresownie poprze, redagując pod jego dyktando (paradygmaty) program społeczny. SPOŁECZNY.

Inaczej jego spektakularny sukces okaże się martwą falą. A szkoda byłoby…

 

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka