Kiedy doroślałem , rozpostarty między powiatowy ogólniak, elektronikę w uczelni wojskowej i ekonometrię w szkole głównej z tradycjami – w codziennym języku medialnym (zwanym nowomową albo drewnianym językiem) królował pewien przyimek . Mimo, że nie był przyimkiem podręcznikowym (na, o, za, pod, obok, po, zza, koło, przy, ponad, od, ku) – to był nim w sposób dziś dla mnie oczywisty, bowiem łacząc się z dowolnym wyrazem nadawał mu całkiem odmienny sens od tego „odruchowego”. Przyimek brzmiał: socjalistyczny.
Była więc demokracja socjalistyczna, prawo socjalistyczne, gospodarka socjalistyczna, planowanie socjalistyczne, świadomość socjalistyczna, światopogląd socjalistyczny, zaangażowanie socjalistyczne. I była – o tym szerzej za chwilę – moralność socjalistyczna.
W 1984 roku, kiedy współzakładałem i obejmowałem przewodnictwem Akademię Młodych (będąc już równolegle przewodniczącym Ogólnopolskiej Rady Nauk Społecznych) – wyraziłem się do kamery i mikrofonu, że ten socjalizm, co go nazywamy realnym, jest w rzeczywistości socjalizmem domniemanym. Miałem wtedy 27 lat i życie przed sobą. Wypowiadałem się instynktownie, a nie przez pryzmat pogłębionej wiedzy. I ów instynkt podpowiadał mi, że słowo „socjalizm” nie zawiera treści innej niż „wszystko co my, szafarze losów Kraju i Ludności uważamy za słuszne, potrzebne i zbawienne”.
No, to napiszmy jeszcze raz:
- Demokracja – ale tylko taka, którą „my, szafarze losów Kraju i Ludności uważamy za słuszną, potrzebną i zbawienną”.
- Prawo – oczywiście takie, jakie „my, szafarze losów Kraju i Ludności uważamy za słuszne, potrzebne i zbawienne”.
- Gospodarka – czyli budżety, inwestycje i reformy, jakie „my, szafarze losów Kraju i Ludności uważamy za słuszne, potrzebne i zbawienne”.
- Planowanie – czyli założenia, standardy, procedury, które „my, szafarze losów Kraju i Ludności uważamy za słuszne, potrzebne i zbawienne”.
- Świadomość – czyli taka orientacja i takie pojmowanie spraw wszelkich, jaką „my, szafarze losów Kraju i Ludności uważamy za słuszną, potrzebną i zbawienną”.
- Światopogląd – czyli takie widzenie spraw ostatecznych i Uniwersum, , jakie „my, szafarze losów Kraju i Ludności uważamy za słuszne, potrzebne i zbawienne”.
- Moralność – czyli zasady i normy zachowania „przyjęte przez nas, szafarzy losów Kraju i Ludności za słuszne, potrzebne i zbawienne”.
Uciążliwość tzw. „komuny” polegała na tym, co w skeczu Laskowika ze Smoleniem wybrzmiało: „a co, ustrój socjalistyczny ci się nie podoba? Podoba, podoba, tylko ja go jeszcze nie widziałem”. Słowo „socjalistyczny” było wytrychem, zastępującym jakąkolwiek argumentację, nawet tę najbardziej spłyconą. Dowcipkowalismy podczas naszych studenckich konferencji: może i referent ma logicznie rację, ale „z klasowego punktu widzenia” jego tezy stają się niedopuszczalne”. Oczywiście, donoszono gdzie trzeba o naszych dowcipach, ale widać w „białym domu KC” też tak dowcipkowano.
* * *
Dziś nasze czujniki moralne pobudzane są medialnie przez kilka bodźców, na przykład: podpisana przez Prezydenta RP ratyfikacja ustawy o przemocy, kulisy nieco wcześniejszej ustawy o „bestiach” seksualnych, osławione więzienie z usługami torturowymi gościnnie udostępnione Amerykanom, pozew Tuska przeciw Urbanowi o dowcip prima-aprilisowy, masowe naciski, z procesami włącznie, o obrazę uczuć religijnych, wyczyny windykatorów, szczególnie komorników, wyczyny urzędników skarbowych wobec przedsiębiorców i wyczyny policjantów wobec szarych obywateli, zachowania pracodawców wobec pracowników, sędziów i prokuratorów wobec uczestników procesów, lekarzy wobec pacjentów, spektakularny przejazd oddziałów zaprzyjaźnionej armii polskimi drogami i przygotowywany takiż przejazd tabunu motocyklistów szlakiem zwycięstw wojennych. I tak dalej.
W każdym z tych przypadków rozmaite spory i dywagacje zawsze lądują w obszarze rozważań moralnych:
- Czy istnieją jakieś łatwo rozpoznawalne kryteria przemocy oraz oceny, kto jej używa wobec kogo (dziecko rozbisurmanione wobec rodzica czy rodzic odmawiający zbyt stanowczo);
- Czy wolno arbitralnie i nieodwołalnie skazywać człowieka na dożywotnią izolację tylko dlatego, że ma „nie po kolei w głowie” poukładane sprawy bodźcowania seksualnego;
- Czy walka z terroryzmem dopuszcza uniki wobec takich zdobyczy demokracji, jak prawa człowieka, w tym prawo do sprawiedliwego procesu (tu też sprawa zabijających dronów);
- Czy wolno dworować sobie z ludzi (nawet nie z urzędów), którzy sprawują-piastują prominentne funkcje w państwie i w instytucjach zaufania publicznego;
- Czy można obrażać jakiekolwiek uczucia i czy w ogóle wolno sobie pokpiwać z ludzi i ich praktyk religijnych, które niewierzącym wydają się zbzikowane;
- Czy ściganie dłużników dopuszcza działania specjalne, opresyjne i czy oczywiste pomyłki są karalne, czy może powinny być zaliczane do „niezbędnych kosztów społecznych”;
- Czy budżetowy interes Państwa stoi ponad prawem obywatela do świętego spokoju, a wyrządzone obywatelowi szkody są wyłącznie jego problemem (niech zaskarża);
- Czy organy i służby oraz urzędy, czy funkcjonariusze i urzędnicy w tzw. działaniu bezpośrednim (interwencyjnym) mają prawo do dowolnej interpretacji przepisów;
- Co tak naprawdę oznacza formuła „sąd miał prawo” albo „niezawisłość sędziego”, albo „w imieniu Rzeczpospolitej” – jeśli nie bizantyńską władzę sądów i prokuratur;
- Czy pracodawca zapominający o obowiązkach wynagrodzeniowych (i innych kosztach pracy, jak ZUS) jest winien przestępstw-wykroczeń, czy po prostu postępuje w interesie firmy;
- Czy nieudana operacja, leczenie, terapia obciążają lekarzy, czy może błąd w sztuce jest na tyle nie do sprecyzowania, że ze względu na wątpliwości pozostać muszą bezkarne;
- Czy Amerykanie mają prawo podróżować tabunami po publicznych drogach (i lądować na prywatnych polach) maszynami bojowymi w warunkach pokoju;
- Czy Rosjanie, spadkobiercy zwycięskiego w II wojnie imperium, mają prawo uczcić dawne zwycięstwo modnymi ostatnio wyprawami „intnencyjnymi, ku chwale”;
Wbrew pozorom – to są wszystko zagadnienia opierające się o normy etyczne. Ale niepoważni ludzie – pośród nich większość polityków – wolą sprowadzić te zagadnienia do przepisów, dopuszczeń, regulacji, certyfikatów, norm, standardów, procedur, algorytmów. Niepomni odwiecznego doświadczenia ludzkości, że im więcej przepisów – tym łatwiej o sprzeczności.
A kiedy są sprzeczności – politykom w to graj. W gęstwinie prawnej sytuacja szarego obywatela jest jakże inna niż polityka: obywatel gdzie się obróci – ryzykuje złamanie prawa, a polityk zawsze znajdzie ten drugi przepis, na mocy którego wolno mu działać „na rzecz dobra publicznego”. I ich polityczna wykładnia jest oczywista, pisana Dużymi Literami: jest naszym moralnym obowiązkiem zatroszczyć się o ................. (tu: wstawić aktualny przedmiot sporu). Nie dziwota, że inni politycy – z równie moralnym przesłaniem – używają armat wycelowanych i wykalibrowanych w drugą stronę. I nie pomogą wtedy medialne występy dyżurnych znawców prawa: rzecz idzie o to, co politycy, czyli „my, szafarze losów Kraju i Ludności uważamy za słuszne, potrzebne i zbawienne”. Byleśmy byli u władzy, to „nasz diabeł będzie starszy”.
Doprawdy, trudno jest być obywatelem, kiedy nawet normy moralne nam wmawiane odgórnie są co dzień inne.