/Rozalia Szypuła – scenka rodzajowa, malunek na szkle/
/Rozalia Szypuła – scenka rodzajowa, malunek na szkle/
Jan Herman Jan Herman
2339
BLOG

Nie ma takiej rury

Jan Herman Jan Herman Kultura Obserwuj notkę 5

Jerzy Stuhr, swoim występem w Opolu, kiedy to wy-melo-deklamował „utwór” „stoję przy mikrofonie, niech mnie który przegoni” (a może: „czasami człowiek musi, inaczej się udusi”, czy „lubię ładne piosenki i inne takie dźwięki”) – pokazał drogę badziewiu, które dziś jest wszędobylskie w obszarze nazywanym medialnym.

Trudno odmówić racji Stuhrowi, a właściwie Jonaszowi Kofcie, kiedy twierdzi: „śpiewać każdy może” (to jest właściwy tytuł, tekstu”).  Tylko że jest różnica między wierszogrą Jonasza, dla której konkretny wiersz jest jedną z perełek, satyrą na pogłębiający się nietakt mediów i „twórców” wobec tych, którzy chcąc-niechcąc finansują biletami i abonamentem ich działalność – a samą działalnością.

Wyobraźcie sobie, że Jonasz powiedział w towarzystwie: rzygać mi się chce, kiedy patrzę na poziom wszystkiego co sceniczne – a w odpowiedzi owi salonowcy – każdy w swojej branży (reportaż, piosenka, teatr, lista przebojów) – prezentują rozmaite „performanse” ukazujące „sztukę rzygania”.

Tak postąpił wtedy Jerzy Stuhr, skądinąd postać wybitna, i organizatorzy festiwalu opolskiego. Posłali ku „masom” przekaz: ktoś zaniża po amatorsku, a fe,  my będziemy zaniżać profesjonalnie.

Kiedy krytykujesz puszczanie bąków – to nie puszczaj bąków jako przykładu. Bo innym może to wejść w krew. Tak jak weszły w krew nie kończące się „programy” telewizyjne i „treści”  brukowe, wypełniające dziś łamy prasowe i ramówki mediów.

Jest coś takiego jak „klasa”, czyli poziom zachowań, działań, gestów, wyglądu, słów – poniżej którego NIE POWINNO się schodzić w relacjach publicznych, a relacjach prywatnych czy słuzbowych – to rzecz gustu.

 

*             *             *

Jest rano, 6.13, w dniu, który od lat nazywany jest śmigusem-dyngusem, a który w pozaklasowych rejestrach polegac będzie na czynach chuligańskich, dla których śmigus-dyngus jest zaledwie pretekstem-wywoływaczem.

Cytuję za kimś, kto też cytował: Na początku śmigus dyngus traktowano jako dwa osobne święta: śmigus oraz dyngus. Jednak z upływem czasu przestano je odróżniać i zlały się one w jedno święto. Słowianie czcili w ten dzień odejście zimy i budzenie się wiosny. Śmigus polegał wtedy głównie na symbolicznym biciu witkami wierzby lub palmami po nogach i oblewaniu się zimną wodą. Takie praktyki miały symbolizować wiosenne oczyszczenie z brudu i chorób, a w późniejszym czasie także i z grzechu. Natomiast dyngus wywodzi się od zwyczaju składania wzajemnych wizyt u znajomych i rodziny, które połączone były z poczęstunkiem, a także i podarunkiem, zaopatrzeniem w żywność na drogę. 

Dla Słowian oblewanie się wodą miało sprzyjać płodności, dlatego też oblewaniu podlegały przede wszystkim panny na wydaniu. Było to bardzo ważna czynność gdyż jej brak oznaczał brak zainteresowania ze strony miejscowych kawalerów i perspektywę staropanieństwa. Natomiast chłopiec, który oblał lub też wychłostał więcej kobiet mógł liczyć na większe szczęście i powodzenie. Panny mogły się oczywiście "zemścić" niemniej jednak dopiero dnia następnego czyli we wtorek wielkanocny.

 

I oto z tej całkiem niekulawej tradycji wyłania się dzisiejsza rzeczywistość, w której niejedno wiadro i niejeden „szlauf” poczęstuje ludzi na ulicach i w autobusach niechcianą niespodzianką. Cóż to za radość, podczas której „ofiary” muszą przemykać się przez miasto z duszą na ramieniu, niepewne każdego kolejnego kroku?

Przecież to nie jest sprawa dla policji, ale dla Jerzych Stuhrów. Pokażcie istotę tej tradycji: ogośćcie na ekranie przybysza, na pożegnanie dajcie mu paczuszkę ze słodkościami i niespodziewanie psiknijcie na wesoło garstka wody. Może po kilku takich występach zatrzymacie te pokraczne zawody w tym, kto większym chlustem, kto więcej ludzi jednym pluskiem „załatwi”?  Może sami siebie i widownię nauczycie, że święto jest wtedy, kiedy wszyscy jego uczestnicy bawią się razem i jednakowo serdecznie, zaś kiedy jedni polują na drugich – to jest zwykłe grubiaństwo, niewarte propagowania ani w Opolu, ani gdziekolwiek indziiej?

Siedzę sobie w schronisku w Bartnem, w kilkanaście osób. Wstałem pierwszy, więc tradycja nakłada na mnie obowiązek przygotowania śmigusowej niespodzianki.

Mój wybór między wiadrem i naparstkiem nie jest trudny...

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura