Jan Herman Jan Herman
234
BLOG

Partycypacja i dlaczego

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 0

 

Od czasów eksperymentu Porto Allegre[1] poszedł „hyr” po świecie o błogosławieństwach partycypacji ludności w tworzeniu budżetów komunalnych-municypalnych-terenowych-lokalnych[2].

O budżecie możnaby mówić, że jest partycypacyjny, gdyby publiczna dyskusja na ten temat obejmowała większość sumy budżetowej, w tym pozycje strategiczne, a także gdyby uczestnicy debaty mogli skutecznie egzekwować od administracji owoce publicznej debaty budżetowej. Tymczasem te trzy elementy warunkujące rzeczywistą partycypację – co najmniej kuleją:

  1. Debaty partycypacyjne rzadko kiedy dotyczą sum większych niż 10% budżetów;
  2. Pozycje strategiczne (np. infrastruktura) w ogóle nie „wchodzą w grę” w debacie;
  3. Wyniki debaty nierzadko stanowią wyłącznie fasadę konsultacji społecznych;
  4. Delegaci ludowi po zakończeniu debaty przestają mieć wpływ na cokolwiek;

Społecznymi formułami kształtowania budżetów rządzi syndrom wspólnej klatki schodowej (nikt o nią nie dba, bo nikt nie czuje się odpowiedzialnym współwłaścicielem), któremu ulegają nie tylko „prości” mieszkańcy, uczestnicy społeczności lokalnych, ale też np. radni. Działają tu najprzeróżniejsze syndromy: NIMBY[3], Wspólnego Pastwiska[4], Dylemat Podróżnika[5], Psa Ogrodnika[6], Efekt Gapowicza[7], Pułapka Społeczna[8], Bariera Społeczna[9], Wyścig na dno[10], Efekty Zewnętrzne[11], itd., itp. a jednak mimo tych wszystkich niedogodności partycypacja jest niezbędną, sine qua non prerogatywą obywatelską.

Ludzkość od czasu pojawienia się fenomenu Państwa, które dość szybko i skutecznie obsadziło się w roli administratora, a potem władcy Kraju i Ludności – dała się wyrugować z podmiotowości w decydowaniu o losie własnym i otoczenia, w którym się zagnieździła. Państwo zdaje się wmawiać nam: zajmijcie się swoimi sprawami, a my resztę fachowo poprowadzimy ku najlepszemu. I Państwo łze w tej sprawie jak najęte, z prostego powodu: nie zatrudnia ani ludzi o najwyższych (spośród możliwych) kompetencjach, ani najlepszej próby moralnej, ani umiejących korzystać z publicznych upoważnień i niezawisłości w dobrej wierze.

Nie istnieje obywatelstwo bez aspektu gospodarskiego. Najbardziej fałszywa i zgubna dla świadomości społecznej jest ta definicja obywatelstwa, która podkreśla, iż każdy obywatel jest twórczą cząstką państwa, że państwo to mnożnikująca suma obywateli. Na mocy takiego rozumienia obywatele mają się poczuć współwinni wszelkim niedoróbkom, szalbierstwom, złodziejstwom, paskudztwom, plugastwom realizowanym w imieniu Państwa przez jego Nomenklaturę. No, bo przecież ktoś kogoś wybrał, ktoś nie wykorzystał mechanizmów kontroli społecznej, ktoś zaniedbał interwencji. Kto? Obywatel. Przez to „nomenklaturszczyk” jest jakby mniej fuszerem, szalbierzem, złodziejem, paskudnikiem, plugawcem. Obywatelu, cierp za moje winy i sam czuj się winnym.

Obywatel nie musi być aż takim Chrystusem. Zwłaszcza wobec „nomenklaturszczyków”. Wręcz przeciwnie: skoro kreując systemy policyjne, kontrolne albo podatkowe Państwo zakłada, że ma do czynienia z łobuzerią, cwaniaczkami i dekownikami podatkowymi (zresztą, wobec niektórych jest ono niezwykle wyrozumiałe) – to tym bardziej obywatelowi wolno zakładać, że Państwo zaludniają ludzie nacechowani arogancją i pogardą, związani ciemnymi interesami, traktujący Kraj jak łup a obywateli jak przymusowych „sponsorów”.

To zaś oznacza, że partycypacja budżetowa powinna być gospodarstwem obywateli-wyborców, a nie łaskawym ukłonem administracji ku mieszkańcom, w dodatku ukłonem zdawkowym i fasadowym.

W każdym razie ogromna jest różnica między decyzją o dopuszczeniu inwestycji w sąsiedztwie, o budowie drogi, o planie przestrzennego zagospodarowania – a decyzją o rodzaju huśtawek w parku.

 


[1] W brazylijskim mieście Porto Alegre już w roku 1989 miał miejsce (rozpoczął się) pierwszy pełny proces tworzenia budżetu partycypacyjnego. To coroczny proces dyskusji i podejmowania decyzji, w którym tysiące mieszkańców miasta decyduje, jak wydawać część tamtejszego budżetu miejskiego. W procesie sąsiedzkich, regionalnych i ogólnomiejskich zgromadzeń otwartych dla wszystkich, obywatele i wybrani delegaci budżetowi głosują nad tym, jakie priorytetowe potrzeby dofinansować i na jakim poziomie. Na pierwszym etapie sąsiedzi wybierają delegatów dzielnicowych i tematycznych, którzy następnie, na nieoficjalnych spotkaniach decydują o priorytetowych inwestycjach, przyznając im określoną liczbę punktów – im więcej, tym ważniejsza inwestycja. W drugiej rundzie obradują wspólnie zebrania dzielnicowe i tematyczne, które wybierają radnych do Rady Budżetu Partycypacyjnego. Naukowcy tacy jak m.in. Rebecca Abers, Gianpaolo Baiocchi i Leonardo Avritzer badali wpływ budżetu partycypacyjnego na rządowe wydawanie pieniędzy i alokację zasobów. Odkryli trend zmierzający w kierunku wydawania większej ilości pieniędzy w najmniej do tej pory finansowanych dzielnicach. Większość wniosków opierała się jednak na danych rządowych i trudno je jednoznacznie zweryfikować;

[2] Budżet partycypacyjny – to uznawany za demokratyczny proces dyskusji i podejmowania decyzji, w którym każda mieszkanka i każdy mieszkaniec miasta decyduje o tym, w jaki sposób wydawać część budżetu miejskiego lub też publicznego. Najczęściej jest on tworzony poprzez wykorzystanie takich narzędzi, jak poznanie priorytetów w wydawaniu pieniędzy przez samych członków danej wspólnoty, wybór delegatów budżetowych, reprezentujących lokalne społeczności, wsparcie techniczne ze strony rajców miejskich (na poziomie lokalnym), lokalne i regionalne zgromadzenia w celu debaty i głosowania nad priorytetowymi wydatkami, a następnie implementacja pomysłów mających bezpośrednie przełożenie na jakość życia mieszkańców. Badania, a także praktyka miast korzystających z tej formy demokracji uczestniczącej wskazują, że skutkuje on wyższą jakością życia, zwiększonym zadowoleniem z usług publicznych, większą przejrzystością i wiarygodnością władz publicznych, większym udziałem w życiu publicznym (szczególnie osób wykluczonych), a także edukacją obywatelską (por: Pedia);

[3] Syndrom NIMBY (ang. Not In My Backyard – nie na moim podwórku), z grubsza biorąc, oznacza postawę ludzi wyrażającą ogólne poparcie dla określonego typu inwestycji (np. autostrada, spalarnia odpadów) i jednoczesny sprzeciw wobec ulokowania jej blisko własnego miejsca zamieszkania. Przykładem jest też powszechna zgoda na ograniczenia (trzeba zmniejszyć ilość etatów), ale indywidualny sprzeciw przeciw kosztom społecznym tych ograniczeń (mnie akurat nie godzi się zwolnić).Za Michaelem O’Hare, Matczak wyróżnia trzy wymiary syndromu NIMBY: ekonomiczny, polityczny i etyczny. Każdy z tych wymiarów jest areną poszukiwań rozwiązań, które umożliwiłyby zrozumienie okoliczności tworzenia się syndromu NIMBY oraz skuteczne zapobieganie powstawaniu konfliktów;

[4] Dylemat wspólnego pastwiska (dylemat wspólnych zasobów) – to jeden z dylematów społecznych. Opisuje korzystanie ze wspólnego pastwiska dla bydła. Każdy z hodowców posiada własne pastwisko, ale mają oni również dostęp do wspólnego pastwiska. Gdy jeden z nich zaczyna nadmiernie korzystać ze wspólnego pastwiska, to zyskuje, gdyż oszczędza swojej ziemi, a korzysta z dobra publicznego. Gdy jednak pozostali hodowcy zaczynają myśleć podobnie i nadmiernie korzystają z pastwiska to doprowadzają do jego degradacji, w związku z czym ostatecznie wszyscy tracą (dylemat został opisany w The Tragedy of the Commons w 1968 przez Garretta Hardina);

[5] Dylemat podróżnika w teorii gier, jest grą o niezerowej sumie sformułowaną przez Kaushika Basu w 1994. Zasady tej gry są następujące: Linia lotnicza zgubiła dwie walizki, należące do dwóch podróżnych. Walizki były identyczne i miały taką samą zawartość. Linia oferuje odszkodowanie za ich zgubienie, ale w kwocie nie większej niż $100. Aby określić wartość walizek, ich właściciele proszeni są niezależnie od siebie o napisanie kwoty jakiej oczekują – nie mniejszej niż $2 i nie większej niż $100. Jeśli napiszą taką samą kwotę, zostanie ona uznana za wiążącą i obaj otrzymają odszkodowanie tej wysokości. Jeśli napiszą różne kwoty, za wiążącą zostanie uznana niższa kwota. Dodatkowo, ten kto napisze niższą kwotę, dostanie bonus w wysokości $2, a ten kto napisze wyższą, straci $2 ze swojego odszkodowania;

[6] Pies ogrodnika – sformułowanie żargonowe będące określeniem pejoratywnym. "Psem ogrodnika" jest zwykle nazywany ten, kto uniemożliwia lub utrudnia innym osobom dostęp do jakichś pożądanych przez nie dóbr (rzecz, stanowisko zawodowe, społeczne, partner życiowy itp.) pomimo lub dlatego, że sam nie może tych dóbr zdobyć lub czerpać z nich pożytku. Potocznie występuje niekiedy z dodatkowym objaśnieniem: "sam nie zje i drugiemu nie da". Jako związek frazeologiczny jest nadal obecny w mowie codziennej. Popularna w starożytności bajka, przypisana Ezopowi opowiada o psie, który nie dopuszczał koni do siana, pomimo że sam zjeść go nie mógł. Do tamtej przypowieści nawiązuje sztuka, która w Polsce jest znana pod tytułem "Pies ogrodnika" Lope de Vegi;

[7] Efekt gapowicza (ang. free rider problem), niepoprawnie nazywany również problemem wolnego jeźdźcajeździec na gapępasażer na gapę) – zagadnienie ekonomiczne dotyczące efektywności alokacji zasobów na rynkach dóbr o wysokich kosztach wykluczenia z konsumpcji. "Gapowicz" to podmiot, który korzysta z dóbr lub usług w stopniu przewyższającym jego udział w kosztach ich wytworzenia. Problem ten najczęściej dotyczy dóbr publicznych. Jest istotny z punktu widzenia wpływu na rachunek ekonomiczny i związanej z tym podaży dóbr publicznych;

[8] Dylemat ograniczonych zasobów, zwany też pułapką społeczną (social trap) to sytuacja, w której określona zbiorowość osób (jednostek, wspólnot, organizacji, instytucji, państw) korzysta z tych samych ciężko odnawialnych lub nieodnawialnych dóbr (na przykład z zasobów naturalnych). W doraźnym interesie każdej jednostki jest maksymalne korzystanie ze wspólnych zasobów; działanie to przynosi największe, wymierne korzyści. Jednak w sytuacji, w której większość członków zbiorowości wybierze strategię eksploatacyjną, dochodzi do stanu dla wszystkich gorszego, niż stan początkowy (wyczerpanie dóbr);

[9] Dylemat dóbr publicznych, zwany też barierą społeczną (social fence) to sytuacja, w której członkowie zbiorowości (wspólnoty, organizacji, instytucji, narodu, unii państw) muszą włożyć jakieś zasoby do wspólnej puli w celu stworzenia dobra publicznego, z którego potem będą mogli korzystać wszyscy członkowie zbiorowości. W doraźnym interesie każdej jednostki jest unikanie partycypowania w tworzeniu dobra, jeżeli jednak większość tak uczyni, to dobro nie powstanie;

[10] Wyścig na dno (z ang. Race to the bottom) jest terminem określającym fenomen stałego pomniejszania świadczeń społecznych wywołanych wymuszonym przez międzynarodową konkurencję stałym obniżaniem podatków. W długim okresie ma to prowadzić do rosnącej biedy i przemieszczaniem się osób z nizin społecznych do krajów które jako ostatnie nie ograniczały świadczeń społecznych, a w rezultacie zmuszając nawet te kraje do zniesienia ich. Termin został po raz pierwszy użyty przez Louisa Brandeisa, sędziego amerykańskiego Sądu Najwyższego w 1933;

[11] Efekty zewnętrzne – zjawisko w ekonomii polegające na przeniesieniu części kosztów lub korzyści wynikających z działalności jednego podmiotu na podmioty trzecie bez odpowiedniej rekompensaty. Zazwyczaj jest to uboczny skutek działalności danego podmiotu gospodarczego, którego konsekwencje (pozytywne bądź negatywne) ponosi szersze grono odbiorców niezależnie od swojej woli. Typowym przykładem efektów zewnętrznych są zanieczyszczenia środowiska naturalnego spowodowane produkcją niektórych dóbr przemysłowych. Efekty zewnętrzne zachodzą poza rynkiem, co jest główną przyczyną trudności przy określaniu wartości i egzekwowaniu rekompensaty. Efekty te należy rozumieć jako koszty lub korzyści o charakterze ekonomicznym, a nie wyłącznie finansowym. Ich występowanie powoduje zakłócenia w funkcjonowaniu mechanizmu rynkowego i stanowi jedną z przyczyn zawodności rynku. Pojęcie efektów zewnętrznych wprowadził brytyjski ekonomista Arthur Pigou w roku 1920, jako jedno z centralnych zagadnień ekonomii dobrobytu. Odgrywa ono także kluczową rolę w problematyce ochrony środowiska i rozwoju zrównoważonego;

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka