Jan Herman Jan Herman
1902
BLOG

Ja bym trochę o fenomenie PiS chciał…

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 46

Ale najpierw o mnie dwa zdania. Otóż należę do tych, których wyuczona bezradność ima się w niewielkim stopniu. Ten ludzki przymiot – wyuczoną bezradność – rozpropagował Martin Seligman w latach 70-tych (w Polsce chyba jako pierwsza użyła tego pojęcia Lena Kolarska), a jeszcze wcześniej, aż o pokolenie wcześniej, zajmował się tym psychobiolog i genetyk Curt Paul Richter, który na przykład zdefiniował w mózgu „podwzgórze” (hypothalamus) i podał zręby programowania genetycznego.  Sama wyuczona bezradność, czyli rezygnacja z własnej naturalnej żywotności, jest wynikiem doświadczeń życiowych: doznaję cierpień, ale nie mam na nie wpływu, więc nawet kiedy później jakiś wpływ uzyskam – i tak będę bierny i zrezygnowany. Otóż ja mam w sobie (po Mamie) zajadłość i pasjonarność, której nigdy we mnie nie zdołano zagryźć.

Podobnie jest ze mną w sytuacji, kiedy mam do wyboru: być roszczeniowym czy samemu wziąć się za bary ze światem. Otóż ja w takich sytuacjach nie wybieram: jestem zarówno roszczeniowy (ujadam na mechanizmy i na ludzi nimi sterujących, jeśli są to mechanizmy dołujące, nieracjonalne), jak też przedsiębiorczy (staram się znaleźć rozwiązanie konstruktywne, choć być może polegające na zanegowaniu praktyki dotychczasowej).

Czytelnik mi wybaczy dwa powyższe akapity, jeśli teraz ogłoszę: PiS ugruntował swoją pozycję, zanurzając się w elektoracie bezradnym i jednocześnie wybierającym roszczenia (uczenie, za Fritzem Heiderem: atrybucja zewnętrzna, czyli poszukiwanie przyczyn niedoli poza sobą, w okolicznościach zewnętrznych, w działaniu ONI-ych). A bardziej precyzyjnie: taka jest PiS-owska konstytuanta, natomiast jądro PiS jest osadzone w „zakonie” Porozumienia Centrum i w „narybku” agresywnie pragmatycznym.

O, teraz sobie nagrabiłem, ale powoli, da się załatwić, wykaraskam się.

Partie, które w Polsce uchodzą za nowoczesne, nie powstają w taki sposób, jak proponował Lenin. Otóż Włodzimierz Iljicz powiadał, że jeśli jest jakiś szeroki, masowy zbiór środowisk, które łączy wspólne położenie klasowe (np. pozbawieni są kapitału innego niż własna gotowość do pracy) – to ich reprezentację roszczeniową (poniekąd lobbystyczną) stanowią związki zawodowe, albo izby, gildie, a z tych wyrasta „świadoma awangarda” w postaci partii, która jest super-lobby na rzecz samorządności, podmiotowości, samostanowienia tych środowisk mających wspólne położenie klasowe.

Otóż dziś w Polsce partie powstają na życzenie silnej duchem grupy zakapiorów, którą łączy idea, ale częściej dobre usytuowanie pośród struktur polityczno-państwowych. W moim przekonaniu podobne są one do rzezimieszków, zasadzających się na łupy tam, gdzie one są chwilowo lub trwale skoncentrowane (banki, karawany, pałace, fundusze). Niektórym wystarcza zasadzanie się na łupy wyborcze.

Tak powstało w Polsce ostatnio kilkanaście ugrupowań, takich jak KLD, PC, Ordynacka, Ruch Palikota, SDPL, KPN, Partia Demokratyczna, ROAD, ROP, a ich „oddolno-masowym” przeciwieństwem jest LPR, Samoobrona czy Zieloni albo najszerzej pojęci Narodowcy, ale przede wszystkim PPS i PSL.

Kiedy już taka grupa zakapiorów powstanie – to szuka sobie bazy instytucjonalnej, w postaci instytucji społecznych już ugruntowanych: związki zawodowe, kościoły, media, służby, biznes. Szuka też możliwości okopania się w biznesie nomenklaturowym, by zapewnić sobie minimum stabilizacji.

Tu warto za Pedią przytoczyć akapit:

Wśród sygnatariuszy Porozumienia z 12 maja 1990 reprezentowani byli przedstawiciele następujących organizacji: Stronnictwo Demokratyczne, Forum Demokratyczne Mazowsze, Chrześcijańska Demokracja Kraków, Klub Myśli Politycznej Dziekania, Młodzi Chrześcijańscy Demokraci, Polskie Stronnictwo Ludowe "Solidarność", Centrum Demokratyczne, Grupa Polityczna Wola, Kongres Liberalno-Demokratyczny oraz Komitety Obywatelskie. Po I Kongresie, który odbył się na Politechnice Warszawskiej w dniach 2–3 marca 1991, z uczestnictwa w Porozumieniu wycofał się KLD. Uczyniły to również Polskie Stronnictwo Ludowe "Solidarność" i PSL Mikołajczykowskie.

Dopiero trzecim krokiem tych „nowoczesnych” partii jest odwołanie się do opinii publicznej, stającej się raz na jakiś czas elektoratem. Czyni się to poprzez specjalną redakcję programu, złożoną z kilku-kilkunastu zawołań. Do „założycielskich” zawołań uruchomionych przez Porozumienie Centrum, albo przyswojonych później, należą:

  1. Negacja zmowy okrągłostołowej, szczególnie praktyk Magdalenki;
  2. Konieczna dekomunizacja-lustracja;
  3. Patriotyzm przeciw kosmopolityzmowi;
  4. Euro-sceptycyzm;
  5. Rosja wrogiem Ojczyzny;
  6. Mniej Europy – więcej Ameryki;
  7. Polska solidarna a nie liberalna;
  8. IV Rzeczpospolita (odrębny pakiet zawołań, ale też projekt konstruktywny);
  9. Rozliczyć Katastrofę;

Gołym okiem widać, że są to zawołania roszczeniowe co najmniej w 2/3, a spełnienie tych roszczeń co najwyżej „oczyści pole” do zadań, które zostaną zredagowane „potem”. Taki też „elektorat” i „opinia publiczna” wspiera „zakon PC” i tych agresywnych pragmatyków, którzy dołączyli.

Mam świadomość, że z chwilą, kiedy Jarosław Kaczyński z grupą inteligencji stanowiącej jądro ugrupowania poszerzył „rząd dusz” w takim stopniu, że PiS stało się partią masową (może nie liczebnie, ale uwzględniając wpływy) – zawołania zaczęły żyć własnym życiem, bo taki jest los każdej myśli, która trafia „pod strzechy”. Niemniej dla mnie jest widoczne, że tych 9 zawołań (może coś przegapiłem, piszę nocą „z ręki”) jest dość zręcznie dobieranych stosownie do okoliczności politycznych, można powiedzieć – sezonowych. To dlatego możliwa była koalicja rządowa z LPR i Samoobroną, a niemożliwy POPiS: społeczna baza LPR i Samoobrony jest roszczeniowa i flibustierska, zaś PO – to reprezentacja nomenklaturowej przedsiębiorczości (nomenklaturowej, a nie rynkowej). Równocześnie zawołania te pozwalają „po nazwisku” komplementować Oleksego czy Gierka albo – jak ostatnio – dezorientować elektorat „klasowo” lewicowy (żądnych samorządności ludzi pracy lub pozbawionych pracy oraz biedotę miejską i wiejską).

W moim przekonaniu tylko polityczny instynkt Kaczyńskiego, który odruchowo trzyma się koncepcji państwa świeckiego, blokuje mu drogę do pełnego, jednoznacznego poparcia PiS przez Kościół. Gdyby to nastąpiło – to kosztem fundamentalizmu, jaki widzimy w Izraelu (ortodoksja przeciw syjonizmowi) czy Turcji (islam przeciw armii) czy widzieliśmy Libii (dżamahirija lewicowo-muzułmańska) PiS uzyskałby trwałą przewagę konstytucyjną w Polsce. Zwłaszcza, że „elektorat roszczeniowy” wciąż rośnie, tak jak pęcznieją i pogłębiają się podstawowe wykluczenia o charakterze „klasowym” (bezrobocie, bezdomność, obniżanie poziomu absolwentów, dziedziczna ubożyzna).

Nie nadaję się do roli „elektoratu” PiS, ze względu na wspomniany na początku brak we mnie wyuczonej bezradności i moją nieskłonność do wyboru między roszczeniem a działaniem. Nie nadaję się też do kierownictwa PiS, a to ze względu na brak we mnie politycznego cynizmu, właściwego zakonowi PC czy agresywnym pragmatykom. Przede wszystkim jednak zarzucam Kaczyńskiemu Jarosławowi konsekwentne trwanie w fatalnej polityce kadrowej, dla której najlepszym przykładem jest Delfin, człowiek zakompleksiony, niedouczony, bezczelny, niedojrzały emocjonalnie, podstępny, gotowy nawet popełniać zbrodnie. Nie on jeden przewinął się przez bezpośrednie otoczenie Prezesa, tych kilkanaście osób podobnego pokroju uczyniło projekt PiS (i przede wszystkim IV Rzeczpospolitej) podatnym na szyderstwa, na kampanię nienawiści i podobne operacje medialne. I to jest dla mnie powodem, dla którego nie lgnę w tę stronę. Nie znoszę, jeśli już mam być szczery, agresywnego pragmatyzmu, obsobaczam go nie tylko w PiS. Kto czyta mojego bloga www.publications.webnode.com, ten wie.

Mimo to ustawiczną nagonkę na PiS od jego zarania (czyli od czasu, kiedy PC odwołało się do opinii publicznej i elektoratu), nagonkę podłą moralnie i paskudną w przejawach – uważam za coś, co Historia powinna rozliczyć w swoim czasie (nie mówię o zemście, tylko o rzetelnej analizie). Zachowań głupich, świadczących o nieobyciu na salonach czy o nieprzemyśleniu tego i owego, może nawet o niedojrzałości polityków, zachowań zbrodniczych takich jak „areszty wydobywcze”, cynizmu takiego jak używanie kampanii politycznych do „lewarowania” elektoratów – nie brakuje w żadnym ugrupowaniu, które cokolwiek znaczyło w polityce polskiej i śmiem twierdzić, że jest tego wszędzie „po równo”. Zatem skoro jedynie PiS jest ofiarą takiej nagonki – muszę (choć nie chcę) doszukiwać się głębszych tego przyczyn, o których innym razem. Oczywiście, że dostrzegam, iż PiS nie jest dłużny.

Wracając do masowośći: Polska nie jest zbyt różnorodna wedle kryterium zapatrywań opinii publicznej i opcji „elektoratu”: mamy tu

  1. Żelazny elektorat biurokratyczny (urzędy, organy, służby, nomenklatura, administracja lokalna) – podzielony na „ludowy”, „pobożny” i „świecko-laicki’;
  2. Żywioł upadły i upadający, odstępujący od głosowań i wyborów (a gdyby – to na PiS lub „jakąś” lewicę);
  3. Żywioł przedsiębiorców rynkowych (biznesowych, społecznikowskich, naukowo-artystycznych) podzielony po równo na ludowość, lewicowość i liberalizm;
  4. Inteligencję – podzieloną na służebne hufce, na opozycję alternatywną oraz na „wykształciuchów”;
  5. Żywioł bezwolny i niekorzenny, zanurzający się w „homo sacer” lub – głębiej – w „l’uomo senza contenuto” (ludzie nie mający do powiedzenia nic, nawet sobie samym, do lustra);

Partie dziś wiodące – w miarę bezkolizyjnie „dobierają” sobie spośród tych elektoratów, a jedyne pole zwarcia to żywioł upadły, który sobie wzajemnie podbiera PiS, PO i lewica.

Okazuje się, że Anno Domini 2014 PiS znalazł lepszy zestaw kluczy do tego żywiołu. A jednocześnie – po dobrej, choć wyszydzonej próbie z Profesorem Glińskim – znalazł bardziej dynamicznego, a przy tym równie wyważonego inteligenta zdolnego bez kompleksów obcować ze środowiskami twórczymi (uczelnie, redakcje, edukacja, artyści, duchowieństwo, społecznicy, prawnicy).

W moim przekonaniu PiS niezręcznie próbuje – dla doraźnych celów najbliższej niedzieli – pozyskać żywioł bezwolny i niekorzenny, uruchamiając jego abnegację wyborczą zawołaniami wprost wycelowanymi w ziejące rany każdego z osobna: wybory sfałszowano, Państwo nic nie chce i nie umie. W moim przekonaniu celniejsze byłoby hasło o zapewnieniu wszystkim krańcowo wykluczonym trwałej opieki państwa-samorządu przywracającej ludziom godność. Przysporzyłoby to PiS-owi wsparcia zarówno lewicy, jak i Kościoła. No, ale nie pretenduję do roli doradcy Prezesa.

 

*             *             *

Zwarte szeregi Pentagramu (mega-biznes, mega-polityka, mega-media, mega-gangi, mega-służby) nie zmiotą PiS z powierzchni politycznej Polski. Ale też tylko „inteligencja polityczna” kierownictwa PiS jest zdolna trwale zakotwiczyć PiS na poziomie 30% wsparcia wyborczego (i więcej), bo taki jest potencjał niezadowolonych, wypatrujących alternatywy. Pamiętamy fenomen 40% poparcia dla Kanclerza Millera? Zebrał on wtedy nie tylko „premię za jedność” lewicy, ale przede wszystkim głosy żywiołu upadłego i upadającego, który – doświadczony najpierw terapią szokową – doznał kolejnej fali masowej deprywacji, w postaci czterech reform ustrojowych Buzka.

A pamięta kto, jak Miller przestał być Kanclerzem? Proste: po wyborach przerzucił się na wspieranie żelaznego elektoratu biurokratycznego oraz żywiołu przedsiębiorców rynkowych, zdradzając ten żywioł, który go obrał, wpadając w objęcia Pentagramu.

A pamięta kto, dlaczego ostatnie rządy PiS były tylko epizodem? Proste: bo aresztami wydobywczymi uderzył w żelazny elektorat biurokratyczny, ale przede wszystkim „obraził” elektorat upadły i upadający, skupiony wokół Leppera i Giertycha. Nierozważną ręką dokonującą tych czynów był Delfin, podpowiadam.

 

*             *             *

Podstawowym błędem strategicznym PiS nie jest IV Rzeczpospolita (tylko cynik widzi w tym projekcie elementy faszyzujące, niedemokratyczne), tylko poszukiwanie alternatywy ustrojowo-systemowej w majdaniarskim zamachu stanu, a nie w budowie Państwa Równoległego, pęczniejącego wolą Ludu, obok, niezależnie od coraz bardziej totalitarnego państwa Pentagramu. Na obalenie Pentagramu nie zgodzi się „międzynarodówka” (niech sobie Czytelnik dośpiewa, co mam na myśli), a na Państwo Równoległe (l'Etat parallèle)nikt nic nie poradzi, obudzi się też część Homo Sacer.

Tyle. Chyba że jeszcze ten Podemos…

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka