Żywieniowa też. W postaci dożywotniej „grubej kreski” za Transformację. Ale to potem, kiedy zasłuży na czerwoną kartkę.
Zdarzył się zbieg okoliczności biurokratyczno-administracyjnych, na skutek których wiarygodność wyników jest jawnie żadna. Ich wiarygodność od dawna jest żadna (patrz: sposób wyłaniania kandydatów), ale teraz jest to już jawne.
Taki zbieg okoliczności można zagłaskać stanowczymi działaniami kryzysowymi. Po dwóch dobach PKW nie miała innego racjonalnego ruchu: wszystko liczymy od nowa „ręcznie”, wszystkie dotąd znane wyniki przeliczeń anuluje się.
Nie zagłaskano. Nie polecono prowadzić dodatkowej statystyki dzielącej głosy nieważne na te „normalne” i te „sprowokowane”.
Teraz żadne wyniki nie są dobre, bo każdy z tych wyników osiągnięto inaczej, inną procedurą. Nie za takie drobiazgi osadzano lub licytowano w Polsce dłużników, np. skarbowych (najczęściej domniemanych).
Mam też – jak to ja – gotowe rozwiązanie również dla sytuacji teraźniejszej, 8 dni po wyborach. Rozwiązanie to brzmi: powtórzyć głosowanie. Natychmiast, tej niedzieli. Anulować podane wyniki. Powtarzanie liczenia już nie ma sensu.
O ile nie powtórzy się głosowania – powtórzone będą wybory. I – o ile się nie mylę – będą one powtórzone pod silnym naciskiem „ulicy”: dziś utożsamia ją PiS (i popiskujący SLD), ale zwróćmy uwagę na to, jak bardzo przegrupowują się wpływy nomenklaturowe najsilniejszych ugrupowań: to wystarczy, by tylko „nowi beneficjenci” chcieli spokoju, bo niepokojów będą łaknąć zarówno ci co tracą, jak też ci co zauważą swoją szansę, a do stracenia mają NIC.
Kartkę koloru żółtego daję nie za spartolone koncertowo wybory, tylko za 8 dni poruty od niedzieli do niedzieli. No, ciekaw jestem, ile jeszcze wytrzyma „ulica”, i tego, co ona będzie musiała jeszcze zobaczyć, by się zamachnąć. Zamach, takie słowo…