Jan Herman Jan Herman
1054
BLOG

Wystąp gnoju na plac boju

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 7


 

Muszę rozmienić papierek, żeby kupić bilet w biletomacie, za monety, więc kupuję gazetę. Czytam ją jadąc wygodnie koleją. Nie, nie mazowiecką (zarządców tej mazowieckiej trzebaby dla przykładu powiesić), tylko Dojazdową, czyli tą z tradycjami i etosem kolejarskim wciąż świeżym. I co w niej znajduję, w tej gazecie?

Obok sążnistego artykułu o firmie, która obsługuje uczelnie, sądy i inne ważne państwowe budynki w kraju, ale ma zwyczaj nie płacenia pracownikom (nawet ta prorządowa gazeta teraz już wątpi w to, że Transformacja to sam miód) – znajduję zachętę do przeczytania notki na drugiej stronie. Cytuję z tej notki:

1.      Po 13 latach od postawienia zarzutów ostatecznie uniewinniono generalnego konserwatora zabytków. W międzyczasie na bezdurno siedział kilkanaście miesięcy w areszcie, stracił niezłą posadę i dobre imię. Innych strat nie wymieniono, a przecież były – myślę w duchu, i wiem co myślę;

2.      Po 6 latach znany mecenas i dyplomata oraz profesor z Krakowa zdołał się uniewinnić od zarzutu manipulowania świadkami w procesie;

3.      Oskarżony o korupcję sędzia po 10 latach okazał się niewinny. „Prowadzono śledztwo z pełną świadomością braku dowodów, można powiedzieć, że cechowała je chęć skazania za wszelką cenę”;

4.      Po 11 latach uniewinniono zarząd dużego przedsiębiorstwa, któremu z przyczyn znanych tylko oskarżycielom wytoczono zarzuty z księżyca;

Za każdym razem uzasadnienia wyroków uniewinniających – to właściwie akty oskarżenia wobec prokuratur i sitw, wkręcających niewinnych ludzi w kołomyję procesową i w nieodwracalne szkody. I co? I nic!

W ilu przypadkach mniej medialnych procesów (…) sprawiedliwości nie stało się zadość? – zapytuje retorycznie Ewa Siedlecka, autorka. No, naprawdę, zwrotnica medialna się chyba przestawia.

Mój przypadek, pomnożony przez 3-4 konkretne napaści na mnie urzędów, organów, służb, z bronią w ręku w postaci powagi urzędów i sądów, naciąganych przepisów, podrasowanych procedur, sztuczek stosowanych z dużą wprawą i takimż wyrachowaniem, a do tego setki tysięcy spraw, dla których powstają stowarzyszenia i ruchy społeczne, takie jak Oburzeni, Niepokonani, Zmieleni, Oszukani, Skopani, Sponiewierani, itd., itp. Za pieniądze ludzi tam stowarzyszonych (i wszystkich płatników) siedzą w urzędach, organach i służbach ludzie, którzy tyleż bezczelnie, co bezkarnie wożą się po ludziach, łamiąc im życiorysy, kariery, zdrowie, dobrą opinię, plany życiowe. Bezkarnie, bo nawet jeśli jedna na tysiąc spraw rozstrzygnie się po myśli niewinnego – to odszkodowanie płaci podatnik (czyli pokrzywdzony sam sobie odszkodowuje i zadośćuczynia), a przestępcy w togach, mundurach i zarękawkach – nadal robią kariery.

Już biegam po księgarniach, podobno książka Profesora Witolda Kuleszy „Crimen laesae iustitiae” (Zbrodnie sprawiedliwości) zawiera postulat wprowadzenia do kodeksów przepisu „Sędzia, ławnik lub prokurator, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, wypacza prawo i wyrządza poważną szkodę sprawiedliwości, podlega karze od 3 miesięcy do 5 lat”.

 

*            *            *

Wyzywam Annę Małgorzatę Szymacha-Zwolińską na pojedynek słowny lub pisemny. Chcę publicznej wymiany z nią poglądów na temat istoty sprawiedliwości. Obywatel versus funkcjonariusz Państwa (w państwie).

Ona jest prawnikiem z szarżą Sędzia Sądu Okręgowego, ja zaś jestem – w swoim mniemaniu – filozofem ekonomii i znawcą fenomenu systemów. Ona na swoje kwalifikacje ma mocne papiery, z nominacją-powołaniem prezydenckim (i uroczystym wręczeniem) na czele, ja zaś w Urzędzie Pracy, w rubryce „kwalifikacje”, mam odnotowane „brak” (było „podstawowe”, ale z oburzeniem zareagowałem, bo przecież świadectwa ukończenia szkoły powszechnej też nie dostarczyłem). Ja ją nazywam przestępcą i kimś, kto „kryje przestępców”, nazywam ją głupią gęsią i wredną suką – a ona urzędowo mi odpisuje jako prezes, że „nie nadaje biegu sprawie i dalsza korespondencja będzie potraktowana jak wyżej”. Ona jest-była nauczycielem aplikantów radcowskich, sędziowskich, prokuratorskich (szefowała takiej placówce przy Sądzie Okręgowym), prezesem sądu, prezesem stowarzyszenia sędziowskiego „Nike”, autorem publikacji w branżowym piśmie, w którym wypisuje idiotyzmy. Specjalnie na mój użytek zdefiniowała pojęcie „konwalidacja” w taki sposób, że można je zastosować do „krycia” przekrętów (obrazy prawa)  dokonywanych przez ludzi w togach i mundurach. Kto chce – niech TUTAJ czyta notkę i załączniki. Ja zaś napisałem kilka ładnych książek do sztambucha (szukam wydawcy), wprowadziłem do obiegu ponad 200 pojęć z zakresu nauk społecznych (np. Pentagram, Zatrzask Lokalny, Państwo Równoległe), bloguję (co widać), walczę o odzyskanie formy i statusu sprzed kilku lat, w czym ona – przez macki – skutecznie mi przeszkadza.

Ja jestem dla niej nikim, ona dla mnie – roboczym symbolem nosicielstwa niemal wszelkich znanych patologii ustrojowych Polski (patrz: TUTAJ). Pasujemy do siebie jak „yin i yang”. Jest o czym pogadać. Publicznie, jeśli to słowo umie ona, królowa „zakulis”, przełknąć bez obrzydzenia. Obiecuję (też publicznie), że owoców tej wymiany poglądów nie wykorzystam w toczących się procesach, w których jej nazwisko się przewija.

A jeśli wyzwania nie podejmie (wyślę je mejlem na jej biurko), to nazwę ją tchórzofretką, bo to ładniej niż „tchórz”, a ona jest przecież atrakcyjna i ponętna.

Acha, i powinienem coś jeszcze napisać o tym, no, honorze, powadze, czy jak im tam…

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka