Jan Herman Jan Herman
1546
BLOG

Krótka definicja nacjonalizmu. O koszulce Shegumo

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 10


 

Umiłowanie Ojczyzny – warte jest honorów wszelkich. Bo Ojczyzna jest tym samym dla Narodu, czym Dom dla Człowieka. W domu odkładamy swój dorobek życiowy, nawarstwiamy Rodzinę, uczymy się elementarnych umiejętności społecznych, utrwalamy swój punkt widzenia, swoją optykę i perspektywę na wszystko, zaczynamy pojmować różnicę między prywatnym a publicznym. Podobnie w ojczyźnie widzimy swój ważny wyznacznik tożsamości własnej, punkt odniesienia do wszystkiego co na świecie się dzieje i czyni, uczymy się tego co piękne w naszej przyrodzonej mowie, umiemy rozmaite elementy własnej kultury przyporządkować kamieniom, starym drzewom, rzekom, górom, półwyspom.

Ojczyznę swoją kocha się bezinteresownie i bezwarunkowo. I zważa się, by ta miłość nie karmiła się kosztem czyimkolwiek, na przykład kosztem innych ojczyzn, a także kosztem „innych”, którzy „naszą” ojczyznę uważają również za swoją.

Czymże, jak nie nacjonalizmem, nazwać pogląd, że tylko Polacy są pełnokrwistymi gospodarzami Polski? A Żyd, Cygan, Ukrainiec – to co najwyżej godni wzniosłego tolerowania współmieszkańcy? Akurat w ramach Polski, tej odrysowanej po II wojnie światowej, przez kilkadziesiąt lat niewiele mieliśmy do czynienia z mniejszościami.

Wychowałem się na podlęborskim Drętowie (dziś już włączonym w granice miasta). Mieszkały tam trzy rodziny: Tworków, którzy byli autochtonicznymi Niemcami, Nowaków, którzy byli Kaszubami oraz nasza rodzina, Polaków o niemieckim nazwisku, z tym, że oboje moi rodzice byli repatriantami (z Wileńszczyzny i z Lwowszczyzny). Miałem więc od dziecka codzienną lekcję rozmaitych nacjonalizmów, których ani nie umiałem nazwać, ani tym bardziej zrozumieć. Mariola Nowakówna podobała mi się nie ze względu na swoją kaszubskość, tylko ze względu na przyrodzone dziewczyńskie wyróżniki. To dla niej – kiedy Nowakowie się wyprowadzili do miasta – odnalazłem na strychach ich kota i podjąłem wyprawę, by im go dostarczyć. Chyba się ucieszyli, a może i kot coś z tego zrozumiał. A Marek Twork był przeze mnie doświadczany kuksańcami nie dlatego, że mściłem się na nim za zbrodnie hitleryzmu, tylko dlatego, że mu się należało za różne niecnoty. Jak bolą kuksańce – pokazał mi któregoś dnia dyskretnie stary Twork, człowiek prawy i godny szacunku, tak wielkiego, jak pouczające były jego kuksańce zadawane mi pod zrujnowanym młynem, które bardziej bolały jego samego, niż mnie, ale czuł, że musi mnie tego bólu nauczyć, by ochronić swojego syna.

Kilka dni temu rozmawiałem z młodziutką, wesołą Ukrainką, która od kilku lat mieszka w Polsce i biegle posługuje się moją mową ojczystą. Może i zakotwiczy na dobre w Polsce. Zdziwiła się, że jej charakterystyczny zaśpiew może się komuś podobać, bo ona akurat, w ramach mimikry, stara się go usunąć i chyba jej się to uda, bo ma słuch. Rozmowa zeszła na to, co się na Dzikich Polach dzieje (musiałem ją nauczyć tego, że fenomen Kozaczyzny wziął się u zarania z ucieczek udręczonych kmieci i rozmaitych szemrańców spod polskiej władzy królewskiej i możnowładczej oraz feudalnej).

Prapoczątek nieporozumień rosyjsko-ukraińskich wewnątrz państwa Ukraina widzi ona w niegdysiejszych żądaniach Rosjan (Ukraina wschodnia), by rosyjski stał się urzędowym językiem państwowym. Jakże to tak – powiada moja rozmówczyni – mieszkają na Ukrainie, a im się ukraińska mowa nie podoba? To niech nie mieszkają!

Natychmiast przypomniały mi się problemy Polaków na Litwie. Kiedy jakiś czas mieszkałem w Wilnie, na co dzień widziałem Polaków, którzy z dziada-pradziada mieszkali w rejonie solecznickim i co najwyżej w szkole powszechnej uczyli się obowiązkowo języka rosyjskiego, którego zapominali natychmiast po lekcjach, bo w domu i we wsi posługiwali się tą charakterystyczną podwileńską mieszanką polszczyzny i białoruszczyzny (pytani o to, jak nazywa się ich mowa, odpowiadali, że mówią „po prostu”, ale pytani o ojczyznę, deklarowali się jako Polacy, skąd takie pytanie w ogóle…?). I teraz okazuje się, że mają po kilkadziesiąt lat, upadł obcy im mentalnie Sojuz (ZSRR), a tu ktoś im na starość każe się uczyć innej obcej mowy, całkiem niepodobnej do słowiańskiej. Litewski nacjonalizm też nie od macochy.

Tiesa – to po litewsku „prawda”. Aušra zaś – zorza, świt. Nauczyłem się tych słów – i wielu innych – nie wyjeżdżając za granicę, w pięknej miejscowości Puńsk, dokąd jeździłem przed laty doradzać naczelnikowi gminy (jestem współzałożycielem Litewsko-Polskiej Izby Gospodarczej). W urzędzie gminy wszyscy tam mówili po litewsku, a napisy na sklepach i innych wystawach też były litewskie. Oczywiście, do mnie zwracano się po polsku. Obcując z Litwinami (w tamtych stronach jest ich do 80%) – zaczynałem pojmować, na czym polega nie-nacjonalistyczny patriotyzm: mieszkamy w kraju, który jest naszą ojczyzną, objęci państwowością ustanowioną przez naród większościowy, ale naszą kulturę pielęgnować będziemy, dla siebie, bo to ona definiuje naszą tożsamość. I kiedy potem przybywało mi znajomych w Hajnówce (Białorusini), w Bieszczadach (Ukraińcy-Rusini), na Śląsku (Ślązacy), na Opolszczyźnie (Niemcy) – to pojąłem, na czym polega patriotyzm Kaszubów, między którymi się wychowałem na Ziemi Lęborskiej. I pojąłem też – mam nadzieję – że patriotyzm polski objawia się w najrozmaitszych gwarach, jakże różnych od tego, co w elementarzu: podhalańskiej, kurpiowskiej, podlaskiej, poznańskiej, krakowskiej, itd., itp.

Kiedy moja ukraińska rozmówczyni powiedziała pytając „nie chcą się nauczyć ukraińskiego, to co robią w Ukrainie?” – wszystko to co powyżej oraz mnóstwo innych skojarzeń – stanęło mi wielką górą doświadczenia na wprost mojej duszy, serca, sumienia, umysłu. Odezwałem się do niej w te słowa: Jul’, właśnie wypowiedziałaś słowa z elementarza nacjonalizmu. Rosjanie mieszkają tam, na Dzikich Polach, od kilkudziesięciu pokoleń, a może od zawsze. Ich ojczyzną jest Ukraina, w granicach, na które od dawna ich pradziadowie nie mają wpływu. Możesz wymagać od swoich rówieśników, by nauczyli się twojego języka, bo żyją w państwie ukraińskim, ale tylko wtedy, jeśli będziesz wymagać od urzędników państwowych Ukrainy, by znali biegle język rosyjski, a na zachodzie Ukrainy – polski (może też mołdawski i węgierski). Wtedy może twój nacjonalizm zelżeje.

I wdałem się – może niepotrzebnie – w rozmowę z nią na temat naszego stosunku do świeżo przyjętych obywateli. Np. do urodzonego w Etiopii Yareda Shegumo, który kilkanaście lat temu uciekł tuż przed odlotem z Warszawy, prosząc o azyl – i dziś jest związany z Polską nie tylko obywatelstwem, ale setkami więzi, z których my, słowiańscy Polacy, nie zawsze sobie zdajemy sprawę. Shegumo zdobył właśnie w maratonie wicemistrzostwo Europy, biegnąc w „naszej” koszulce. To jest również „jego” koszulka.

 

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka