W tytule jest żart, ale pobawić się można. Na przykład w wielopiętrową ligę drużyn politycznych. Ustala się kilka „warunków brzegowych” (na przykład musi być 10-13-15 „resortów”) i kryteriów oceny drużyn, pozbawionych elementu uznaniowego.
I już mamy:
1. Rząd Najwyższy;
2. Kilka(naście) Rządów Regionalnych;
3. Kilkadziesiąt Rządów Subregionalnych;
4. Kilkaset Rządów Powiatowych;
5. 2500 Rządów Gminnych;
Każdy z rządów – to w rzeczywistości LIGA, czyli kilka konkurujących ze sobą drużyn. Niemożliwe?
Aktualizacja tabeli rozgrywek – co 3 miesiące. Kto zajmuje pierwszą lokatę, prowadzi w punktacji – ma rzeczywiste moce sprawcze, kto zaś nie – ma prawo komentarzy i podpowiedzi alternatywnych.
Ileż korzyści!
Po pierwsze – polityka, rządy, sprawy gospodarcze i społeczne – przestałyby być nudne, zainteresowałyby masy, zawędrowałyby pod strzechy, niczym teleturnieje.
Po drugie – poprzez system ocen mielibyśmy wciąż od nowa wybory, a zwyciężałby wytrwały, nie zaś ten, kto potrafi wyborcę uwieść podczas jednorazowej (raz na kadencję) kampanii wyborczej.
Po trzecie – może wreszcie obywatel, tu przerobiony na kibica, zacząłby rozumieć, jak się przekładają rządy na jego codzienną kondycję.
Po czwarte – rządzący z pozycji medialnych celebrytów zeszliby do pozycji nie-anonimowych, nie-sztuczno-plastikowych, realnych postaci, które każdy ma prawo oceniać, wynosić, dołować.
Po piąte: sprawy publiczne zaczętoby dyskutować na co dzień i poważnie, a nie tylko jako przedmiot zabawy ONI-ych, w zupełnej abstrakcji od naszych codzienności.
No i – a to bezcenne – nad każdą rządową „drużyną” czuwałby ekspert, sztab szkoleniowy, buchalter, obowiązywałyby ICH wreszcie jakieś zasady gry, zaś drużyna polityczna, która nie umiałaby na co dzień utrzymać popularności – bankrutowałaby.
Opozycja – złożona z wszystkich drużyn nie prowadzących w tabeli – w oczywisty sposób funkcjonować by musiała jak marzenie demokratów: konstruktywnie, konkurując jakością i poziomem.
Bo od przyznanych (ugranych) punktów zależałby budżet takiej drużyny! Nie byłoby raz na zawsze zagwarantowanych tantiem, przywilejów, uposażeń: grasz dobrze, do masz dobrze, a jeśli rządzisz fatalnie, to nikt cię nie docenia.
Trzebaby tylko znaleźć sposób na odwieczne ligowe „spółdzielnie”: niby demokracja ligowa wytrąca politycznym partiom z ręki rolę kamaryl (rządzą drużyny, a nie wielodrużynowe partie), ale mogłoby się okazać, że kilka drużyn, zamiast konkurować, wspólnie grają na „mistrza”, którego sobie upatrzą, przy zielonym stoliku.
Jak znam życie – najwięcej z tego miałby jakiś Fryzjer
Komentarze