Jan Herman Jan Herman
1423
BLOG

Komu podatek. Super-Rewir

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 33


 

Fachowcy mnie zjedzą na drugie śniadanie, a to dlatego, że podatkiem nazywam wszelkie przymusowe wpłaty obywateli, przedsiębiorców i podmiotów prawnych – do wskazanego lub nieokreślonego bliżej Budżetu albo na rzecz Funduszu.

Istota gospodarcza podatku jest taka, że w zamian za ową przymusową opłatę nikt z płatników nie ma prawa domagać się bezpośredniego świadczenia na swoją rzecz, na swoje dobro, choć podstawowym uzasadnieniem tego przymusu jest dobro Kraju i Ludności.

Wymieńmy kilka podatków:

1.      Procentowy ogólny narzut na cenę towarów i usług (tzw. VAT);

2.      Procentowy selektywny narzut na cenę towarów (tzw. akcyza);

3.      Obowiązkowy odpis emerytalny;

4.      Obowiązkowy odpis na ochronę zdrowia;

5.      Podatek dochodowy osób (PIT) i firm (CIT);

6.      Cło;

7.      Dodatkowe selektywne opłaty graniczne-importowe;

8.      Opłaty urzędowe-skarbowe (np. w sądach czy urzędach za czynności);

9.      Znaczki skarbowe;

10.  Znaczki pocztowe;

11.  Bilety komunikacji miejskiej;

12.  Podatek drogowy (np. w cenie paliwa);

13.  Podatek spadkowy;

14.  Podatek od umów cywilno-prawnych (wynajęcie obiektu, urządzenia, pożyczka, darowizna);

15.  Prowizja Państwa od wygranych w totalizatorach itp.;

16.  Podatek gruntowy, leśny;

17.  Opłata zwana klimatyczną;

18.  Obowiązek odpłatnego przechowywania dużej gotówki w bankach;

19.  Obowiązek prowadzenia dużych transakcji poprzez banki;

20.  Ubezpieczenia obowiązkowe (np. OC);

21.  Grzywny, mandaty, opłaty karne;

Intuicyjnie – nawet jeśli akceptujemy fiskalną funkcję podatku – skłaniamy się ku takiemu uproszczeniu opodatkowania, by było wiadomo: albo jestem obywatelem utrzymującym Budżety, albo jestem obywatelem czerpiącym z Budżetów pomoc, albo jestem kimś „równoległym”, nie uczestniczącym w procesach podatkowo-budżetowych (to trzecie trudno wyobrażalne, ale wcale nie egzotyczne).

W Polsce (i chyba nigdzie) nie ma jasności, klarowności. Ktokolwiek je, mieszka, odziewa się i się przemieszcza jakimś środkiem lokomocji – płaci podatki. Nawet jeśli jest nędzarzem. Jest też znana powszechnie „zasada”, że im ktoś bogatszy, tym mniejsza jego skłonność do płacenia jakichkolwiek podatków – często znajdująca przyjazny odzew doradców podatkowych.

W ogóle – pod pozorem, że tak trzeba – tak zwany system podatkowy jest na tyle złożony, że nawet największy specjalista od tego rodzaju przepływów finansowych nie ma pewności, że wie wszystko. Podobno ten gąszcz przepisów służy czterem funkcjom opisanym przez fachowców: fiskalnej (gromadzeniu Budżetu), stymulacyjną (wspieraniu wytypowanych rodzajów działalności), regulacyjną (kształtowaniu dochodów Ludności (poprzez dodawanie do dochodów indywidualnych – elementów konsumpcji zbiorowej, np. ochrona zdrowia, edukacja, itp.), informacyjna (statystyki wskazujące na prawidłowości i nieprawidłowości rozwoju gospodarczego). Zwłaszcza ta ostatnia funkcja wydaje się idiotyzmem (nakładać opłatę obowiązkową, powszechną, bezzwrotną tylko po to, by zbadać tendencję gospodarczą – to sadyzm).

W rzeczywistości cały ów „system podatkowy” rodzi szczególną „przedsiębiorczość”, polegającą na krzewieniu i wdrażaniu sztuki płacenia jak najmniej do wspólnej puli a korzystania z niej jak najwięcej. Państwo, które nie wydaje się w tej mierze ani trochę roztropne, nie radzi sobie z tym, że wszelkie przepisy summa summarum nie pełnią swoich założonych „funkcji”, ale okazują się hydrą wrogą dla licznych i przyjazną dla nielicznych. Z jednej strony karetki pogotowia zakwalifikowano jako luksusowe środki transportu (i każdą obłożono dodatkowo kwotą 50 tys. złotowym podatkiem, płaconym przez placówki ochrony zdrowia (czyli budżet sam sobie podstawia nogę), z drugiej strony zwalnia się supermarkety z podatku dochodowego na całe lata, choć sieją spustoszenie w okolicznym świecie drobnych sklepikarzy i handlowców, a kiedy upłynie okres „ochrony podatkowej” – nagle popadają w stan ledwo-ledwo-rentowności. Tylko naiwny uwierzy, że chodzi wyłącznie o głupotę i nierozwagę urzędników definiujących mechanizmy podatkowe.

Do tego istnieją niepisane „ciche kampanie windykacyjne”, na mocy których, metodą „słonia w składzie porcelany”, dosłownie zasypuje się dziury budżetowe, bez baczenia na zbawienne funkcje budżetów, w myśl powiedzenia, że nie ma takiej podłości i plugastwa, od których powstrzyma się fiskus, kiedy jest „na głodzie”. Padają firmy, ludzie wpadają w nędzę, spada „poziom sensowności gospodarczej” – ale „kampanie” mają się dobrze i są bezkarne dla inicjatorów i wykonawców.

 

*            *            *

Ktokolwiek zamierza zrobić porządek z „systemem podatkowym” (który nim nie jest, bo jest raczej cuchnącym śmietniskiem wrogich i podstępnych „regulacji”) – powinien rozpocząć od likwidacji wszelkich podatków. W ich miejsce powinien zaprowadzić sieć „public collections”, czyli społecznych składek na lokalną listę spraw niemożliwych do prawidłowego, sprawiedliwego uporządkowania bez ofiarności powszechnej. Do takich spraw należy edukacja i wychowanie (od poziomu żłobka do matury), ochrona zdrowia i profilaktyka (na poziomie elementarnym, kulturowo oczywistym), rozwój duchowo-artystyczny (na poziomie wspierania typowych talentów), rozwój kultury fizycznej (powszechnej, elementarnej), mediów (na poziomie informacji obywatelskiej), infrastruktura komunalna (drogi, transport zbiorowy, elektryczność, wodociągi, kanalizacja, śmieci, ciepłownictwo, remonty technologiczne, itd.). Sprawą lokalnego samorządu jest sposób, w jaki te sprawy będą zarządzane i nie istnieje możliwość efektywniejszego załatwiania tych spraw z pozycji centralnego zarządzania państwowego. Bo tylko na poziomie lokalnym można zachować nie oderwaną od konkretnych potrzeb „tytularność” składki społecznej: tyle zrzucamy się na to, a tyle na to, jednocześnie, widząc pośród siebie słabszych, nie wymagamy od nich uczestnictwa w składce, przynajmniej pełnego.

Są jednak rozwiązania w tych dziedzinach, które już wymieniono, które wymagają ponad-lokalnych rozwiązań: medycyna specjalistyczna i farmaceutyka, sport wyczynowy, wytwarzanie prądu, wydobycie węgla, hutnictwo, , zabezpieczenia antypowodziowe, itd., itp. Otóż do decyzji lokalnego samorządu (nie mylić z obecną dziś administracją lokalną, filialną dla scentralizowanego Państwa) należy pozostawić, czy i w jaki sposób opodatkuje się dla tych projektów, a może pozostawi wszystko w obszarze ubezpieczeń czy prywatnych zabezpieczeń finansowych. Argument, że np. Fundusz Zdrowia musi wcześniej pozyskać zasoby, a nie oczekiwać na post-reakcję Ludności – okazuje się niepoważny wobec faktów, sygnalizowanych co dzień.

Szczególna jest tu sytuacja mediów centralnych: ze względu na chorą sieć powiązań polityczno-biznesowych centralne tytuły prasowe, rozgłośnie radiowe i telewizyjne, a nawet wybrane platformy internetowe – są w rzeczywistości tubami rządów, co najwyżej wrogich rządom kamaryl zamierzających konkretny rząd obalić, nie mają w ogóle na względzie interesu publicznego (choć nim posługują się w tzw. programach zaangażowanych, używających pojęcia „misja”).

Wielka część podatków, będących danią przymusowo ściąganą z obywateli (szarych i przedsiębiorczych), ląduje w przestrzeni, którą można bez ryzyka błędu nazwać SUPER-REWIREM: dziesiątki tysięcy ludzi zatrudnionych w państwowej, scentralizowanej strefie ściągania podatków i ich redystrybucji, tysiące budynków w centrach miast i gmin, które kładą się na miejscowej przestrzeni cieniem „wyobcowanego łupieżcy”, tysiące szczególnych rozwiązań prawnych czyniących tę przestrzeń uprzywilejowaną, władczą i „pierwszą w kolejce”. Jak wielki to oznacza bezsens, niech świadczy wielki i rozległy oraz władczy „system pośredniaków”: od ćwierćwiecza bezrobocie pulsuje na kilkunasto-procentowym (średnio) poziomie (2-3 miliony ludzi wyrzuconych stale poza kreatywną część gospodarki), w zupełnej abstrakcji od inwencji służb obsługujących ten „sektor”, bez związku jednego z drugim. Kształtowanie tego wielomiliardowego funduszu i sposób jego wykorzystania – nosi w sobie wszystkie opisane i wyobrażalne słabizny. Podobnie jak ZUS.

Piszę o Polsce, ale zapewne dotyczy to wszystkich Budżetów świata: rozwiązania techniczne, teleinformatyczne, informacyjne – pozwalają dziś na stosunkowo tanie, bezpieczne i podmiotowe współ-decydowanie przez Obywateli o tym, ile i na co gotowi są przeznaczyć na wspólne sprawy. Oddawanie tego działaniom Super-Rewiru – to rozwiązanie przeżytkowe, nieefektywne, o czym niech świadczy choćby fakt, że choć na ową Super-Rewir składają się wszyscy, pod przymusem – to korzystają z niej nieliczni z „chodami i dojściami”, a część spośród pozostałych korzystać może z jej służebności za dodatkową ekstra-opłatą, cała zaś znakomita większość za pobrane od niej przymusowo środki ma w praktyce „wielkie nic”.

Polska dodatkowo nakłada na to nieszczęście swoją własną zdolność do rozbabrania wszystkiego, opisaną w powiedzonku „dobrymi chęciami wybrukowano piekło”.

Dekoncentracja (usamorządowienie) obszaru budżetowego, likwidacja (brutalnie, jednym cięciem) Super-Rewiru, wprowadzenie zbiórki społecznej zamiast podatków – to droga ku racjonalności wszystkiego co budżetowe. Inaczej będziemy wciąż epatowani długiem publicznym przerastającym przeciętny roczny dochód obywateli (aby spłacić wszystkie zaciągnięte w naszym imieniu, ale za naszymi plecami długi Państwa i administracji terenowej, musielibyśmy pracować ciężej i sprawniej niż dziś, ale nie jeść, nie mieszkać, nie żyć przez rok).

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka