Jan Herman Jan Herman
487
BLOG

Abdykacja

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 8

 

Ja o tej erupcji frustracji dowiedziałem się z Onetu, a wy?

No, takiego focha to nawet ja nie potrafię strzelić. A wszystko ponoć przez Matkę Kurka (nie wiem jak to się odmienia, może Matkę Kurkę?).Przy okazji dowiedziałem się, że osoba jak najbardziej już teraz prywatna, Jerzy Zbigniew O., był członkiem Rady Społecznej przy Rzeczniku Praw Obywatelskich. No, ręce opadają, szczęka mi opada, wszystko mi opada.

Moje zdanie na temat Jerzego O. jest jasne dla każdego, kto wie, że należę do nielicznych, z którymi ON przeszedł z własnej inicjatywy z TY na PAN. To jest człowiek chorobliwie zazdrosny o swoje hektary, o dorobek, który obsikał i opalikował jako swój, choć zdobyty siłą wielkiej rzeszy. Do czego potrafił się uciec w obronie „swojego” – oglądano niejednokrotnie, nie będę tu odkrywcą. Moje z nim osobiste doświadczenia związane są z niedoszłym Przystankiem w Lęborku, gdzie z własnej inicjatywy, kierowany „instynktem obsikiwania”, raczył zasugerować burmistrzowi, że powinien mi podziękować, co stało się ciałem. Ugodził celnie mnie (obywatela), moje plany (społecznika) i moją Strategię FS „Miasto w Parku” (a mogło być tak fajnie). Minęło, przeżyłem. Nauczyłem się, że z buldożerem (mówię o sposobie zachowania) nie ma co mierzyć się na gąsienice.

Od wczesnej młodości Jerzy O. zachowywał się jak poszukiwacz zaistnienia własnej osoby. To nie jest wada. Wielu tak ma, okresowo lub na stałe. Tacy są artyści. Zwłaszcza niespełnieni (uwaga, żadnych skojarzeń!). Publiczność wpatrzona „we mnie” – to jest minimum dla takich charakterów, a publiczność „moich wyznawców” – to jest norma, która „się należy”. Małoż to takich?

Po rozmaitych próbach zaistnienia Jerzy O wywojował w przestrzeni publicznej swoje miejsce sceniczne między muzyką, filantropią i nihilizmem. Nie da się pożenić? Nie znacie Jerzego!

Muzyka – świat esencjalnie sceniczny – to żywioł Jerzego O. Pierwsze do niej podejścia (uzurpowane, niby w żartach, menagowanie zespołowi VV), radiowe zabawy jąkały ze słuchaczami (Jerzy O. znakomicie swoją „dyskwalifikującą” wadę zamienił w argument nie do zbicia), a potem podejścia przystankowe wypracowane na zapożyczonych patentach (Woodstock, Jarocin) – doprowadziły Jerzego O. do roli super-mega-hiper-wodzireja. Zaistniał i istnieje. Każdy go zna, każdy się do niego lepi, to on jest galaktycznym środkiem, super-star-em. Trzebaż więcej?

Filantropię uprawiają w jego imieniu i pod jego zawołaniami rzesze małolatów, dziś wspierane przez monopole medialne i polityczne, choć nie zawsze tak było, i tu szacun dla Jerzego O., iż zdołał przełamać biurokratyczny i parafialny opór. Raz do roku, podczas specjalnego odpustu, Polak wrzuca średnio złotówkę do puszki i czuje się oczyszczony, jakby poszedł do spowiedzi. Jak Jerzy O. traktuje swoją filantropię, niech świadczą różne jego połajanki w kierunku świata medycyny i w kierunku „polityki zdrowotnej”. A ostatnio kuriozalna wypowiedź w związku ze śmiercią bliźniąt: „to nie powinno się było zdarzyć, szpital był dobrze wyposażony przez orkiestrę”. Czyż można znaleźć większy dowód megalomanii?

Nihilizm owsiakowy osadził się w chaszczach z napisem „róbta co chceta”. Samo hasło nie jest może przesadnie nihilistyczne, ale kierunek, w jakim poszła reakcja wyznawców – mówi sam za siebie. Ruja i poróbstwo, sodomia i gomoria – tak mniej więcej 30 lat temu w moim studenckim środowisku mówiło się o dziczyźnie, niezdolnej do niczego konstruktywnego, szukającej zblazowania i odskoczni od reżimu szkolno-rodzinno-regulaminowego. Najśmieszniej brzmi wciąż powtarzane zaklęcie, że Przystanek jest nagrodą letnią dla tych, co w styczniu uprawiają puszkową filantropię. O większą ściemę niełatwo. Nikt nie przeprowadził i nikt nie przeprowadzi badań najprostszych: czy puszkowi zbieracze dostają imienne zaproszenia na Przystanek, albo ilu przystankowiczów nosiło w styczniu puszki.

 

*            *            *

Kiedy owsiakowizna stała się biznesem w rozumieniu pogoni za rynkowym sukcesem, monopolizacji tego sukcesu, zaprowadzaniu porządków monopolistycznych wokół – trudno powiedzieć. Dziś takim biznesem jest niewątpliwie, a żadne zaklęcia nie zdejmą z owsiakowizny faktów, polegających na tym, że „Jerzemu się nie odmawia”.

Jerzy O należy do kilkusettysięcznej grupy nadwiślańskich szczęśliwców, którzy wyrobili sobie markę na „publicznym”, a dziś ją eksploatują całkiem prywatnie, do spodu żyjąc z „ochrony wizerunku, własności, znaku firmowego”.

Jerzy O. zagnieździł się pośród polskich monopoli i żyje wedle swoich wyobrażeń o życiu: lubi dalekie podróże, lubi sceniczną adrenalinę, lubi żeby się działo, lubi „dać czadu” w aktach ze sobą w roli głównej. Wielu tak ma. A ja twierdzę, że gdyby nie zbieg kilkudziesięciu okoliczności – Jerzy O. zajmowałby się czymś równie spektakularnym jak puszkowizna. Bo spektakularność – to znak szczególny Jerzego O., jego karma i żywioł.

Podobno powodem abdykacji jest trauma, jaką Jerzy O. przeżywa w związku z tym, że niektórych on zwyczajnie wkurza, i oni dają temu wyraz. Jaśniej: jest wielu zazdrośników-zawistników, jest wielu hejterów, jest wielu trolli (ja – nie chwaląc się – też tego doświadczam w swojej skali). Ale najbardziej Jerzego O. uwiera, że ktoś śmie podejrzewać, iż jest on zwykłym, łasym na dobrodziejstwa świata  imprezowiczem celebrytą, jakich wielu. Przecież on tyle szlachetnego dał światu! Na przykład wyeliminował z gry autora strategii dla pewnego miasteczka, na przykład rozwalił kupcom stragany, na przykład…

Z budżetowego punktu widzenia działalność Jerzego O. jest obojętna w medycynie i komercyjnie poprawna w świecie mediów. Za to budżet orkiestrowo-przystankowy (z przystawkami w postaci innych biznesów owsiakowych) jest majstersztykiem: koszty płacą inni, ja buduję własną markę, której będę używał w całkiem prywatnych sprawach. Matka Kurka tego nie wychwycił, podobnie jak rwąca się do kontroli TV Republika. Tu bowiem nie ma żadnego przekrętu, tego jestem pewien, tu jest jedynie niesmak, że pod przykrywką działań szlachetnych pęcznieje całkiem prywatny biznes, do tego strzeżony w sposób absolutnie pozasalonowy.

Uwaga techniczna: jeśli Jerzy O. „składa rezygnację ze wszystkiego”, to mam rozumieć, że również z tego, co mu przyniosła marka, zbudowana na dobrach publicznych? No, bo jeśli nie, to umówmy się, Jerzy O. – kolejna ściema.

Jerzy O. jest jedną z 50 postaci 1-wszego tomu „Pajacyków polskich” mojego autorstwa.

Siema!


 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka