Onet przypomniał swoim czytelnikom o niedawnej śmierci człowieka, który będąc wybitnym i zasłużonym artystą – żył zanurzony po uszy w grzechu i przestępstwie. Za życia, mimo wyroku (dalece spóźnionego) nie spotkała go anatema, po śmierci zaś… Zaliczyłem go do grona Pajacyków Polskich (TUTAJ).
Będzie o sprawach wywołujących emocje, a do tego pokracznie poszufladkowanych w naszych zwojach mózgoczaszkowych. Dlatego – proszę – jakakolwiek będzie Twoja reakcja po przeczytaniu (albo w trakcie) – nie dawaj jej wyrazu, zanim nie będziesz pewien na co reagujesz.
Przyjęło się uważać, że taki fenomen jak Człowiek jest albo „made by Evolution”, albo „made by Providence”. Tertium non datur. Ja zaś dopowiem, że takie stawianie problemu jest właściwe wyłącznie „technicznym” kulturom od-europejskim: co prawda, tak pojmując rzeczywistość można stworzyć komputer (programowanie komputerowe opiera się na binarnych sekwencjach logicznych), ale jednocześnie ma się niezdrowy odruch konfrontowania wszystkiego ze wszystkim, i jeśli nie ma powodu do konfrontacji – to się go znajdzie – zaś wszystko to nazywa się uczenie „dialektyką” (logików i filozofów przepraszam za wulgarne uproszczenie).
Otóż pozwólcie mi wygłosić dwa poglądy, które moim zdaniem trzymają się kupy i są niesprzeczne.
OTO POGLĄD PIERWSZY. Jeżeli człowiek jest nad-zwierzęciem albo post-zwierzęciem – a dawkinsy mają taką pewność – to bez większych ceregieli można przyjąć, że współcześnie 10-30% osób ma nienormalne (nie mieszczące się w statystycznej tolerancji) upodobania seksualno-erotyczne, przy czym duża część tego „marginesu” nabyła swoje upodobania w wyniku zblazowania albo warunkowania, pozostali mają zaś z tym rzeczywisty problem społeczny. Wśród „braci mniejszych” (czyli zwierząt) nietypowe zachowania seksualne dotyczą nie więcej niż 10% populacji i najczęściej nie są powodem „szykan” stadnych, tyle że się nie reprodukują.
To nie jest problem zdrowotny – jak chcieliby niektórzy fundamentaliści religijni. Nie jest to też problem etyczny: rozmaite dewiacje seksualno-erotyczne są jak najbardziej „wewnątrz” etyki (garbatego czy z wodogłowiem trudno nazwać niemoralnym). Poza nią (i najczęściej poza prawem) jest wyłącznie zaspokajanie się ze szkodą dla innych, ale to akurat dotyczy również „normalsów” seksualno-erotycznych.
Natomiast problem społeczny – jak najbardziej. Wszystkie kultury poza środowiskami zblazowanymi, jak już rzekłem – typują jako „normalne” zachowania heteroseksualne, najlepiej w rozpiętości wiekowej w ramach jednej generacji. Jest w tym sens biologiczny, który kultury obrysowały normami społecznymi, takimi jak rodzina, solidarność międzypokoleniowa.
Esencją takiego poglądu jest: powstrzymaj się od pretensji do kogoś, od dyskryminacji kogoś, kto ma nie-większościowe (w tym sensie nietypowe, nienormalne, dewiacyjne) zamiłowania seksualno-erotyczne, ale skręć mu kark, jeśli będzie je chciał zaspokajać kosztem kogokolwiek.
OTO POGLĄD DRUGI. Jeżeli Człowiek (i zwierzyna) jest dziełem jakkolwiek pojmowanej Boskości – to warto się zastanowić, dlaczego Absolut, doskonały w swej robocie niejako z definicji, pozwolił sobie na 10-30-procentową pomyłkę. Taki udział „towaru wybrakowanego” raczej nie jest dobrym dowodem na mistrzostwo w stworzycielskim fachu.
Najbardziej niekonsekwentne są te religie, które – odwrotnie niż dawkinsy – uważają człowieka za dzieło boskie stworzone jednoaktowo, co trudno wyczytać nawet w znaczących teologiach (choćby w Biblii można łatwo odnaleźć zapisy, które wskazują na „stawanie się” człowieka, pod kuratelą boską, tyle że kaznodzieje idą po najłatwiejszej linii edukacyjnej). Nie zauważają szyderczego paradoksu, że Opatrzność – sama w sobie doskonała, uniwersalna – stworzyła część Ludzkości dokładnie wbrew swoim wyobrażeniom, wadliwie, po czym, zamiast skorygować pomyłkę – nie przyjmuje reklamacji, tylko nakłada na „odmieńców” (na swoje nieudane egzemplarze) anatemę, jeśli tylko będą postępować zgodnie ze swoją nietypową konstytuantą. Równie dobrze hutnik mógłby wsadzać do aresztu wybrakowane odlewy.
Esencją takiego poglądu jest: obdarz współczuciem i zrozumieniem wszystkich, których drążą nietypowe pasje seksualno-erotyczne, tak jak pragniesz, by twoje osobiste problemy były dobrze i życzliwie rozumiane, ale granicę tak pojętej skłonności do wybaczania innym, że nie są doskonali wyznacz w miejscu, w którym niesieni wyobrażeniami o równości praw zechcą oni wymuszać na otoczeniu przywileje dla siebie.
Kto chce, niechaj mi zaufa: oba wygłoszone poglądy są kompletnie niezrozumiałe dla tej części Ludzkości, która żyje w formule cywilizacji duchowej (np. Chiny czy Indie), wegetarnej (np. interior Afryki, Amazonia, -Nezje), natomiast dużo ostrzej niż w łonie chrześcijaństwa poglądy te ścierają się (a przecież – logicznie – są komplementarne) w pionierskim nurcie cywilizacyjnym (dawniej Mongołowie, Hunowie, Goci, Aztekowie, współcześnie Azja Centralna, Arabia, Rosja).
* * *
Dopowiedzmy, żeby uniknąć nieporozumień definicyjnych. Typowe upodobania seksualno-erotyczne dotyczą biologicznie dojrzałych heteroseksualistów, poszukujących partnerów w rozpiętości wiekowej co najwyżej jednego pokolenia, zaspokajających się metodami biologiczno-naturalnymi, przy podmiotowej dobrowolności obojga partnerów, bez „dopalaczy”. Opatrzność i/lub Natura serwuje nam jednak swoisty margines, na którym „podane” jest bogactwo najrozmaitsze. Ów margines określany jest słowami „dewiacja” albo „perwersja”, które kulturowo mają wymiar oskarżycielsko-pejoratywny. Zarówno dawkinsom, jak też fundamentalistom religijnym podpowiadam zatem, że sam fakt bycia dewiantem, sam fakt umiłowania perwersji – nie są niczym zdrożnym (dawkinsy niech dają prawo bycia każdemu, jakim jest, fundamentaliści niech pamiętają o „przykazaniu” empatii). Dopiero kiedy swoje nietypowe upodobania zechcą oni wmawiać innym albo wymuszać na innych, a przynajmniej propagować (nad-reprezentować w społecznej świadomości, w kulturze) – wtedy mamy do czynienia z powodem do niezgody albo potępienia, w skrajnych przypadkach do „społecznej zemsty”.