Jan Herman Jan Herman
628
BLOG

Jak zostać Chińczykiem

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 1


 

Polsko-Chińska granica na Uralu marzyła nam się zawsze. Ironia historii jest taka, że opanowanie przez Chińczyków (nie mówię o wojnie) Syberii i Rosyjskiego Dalekiego wschodu nie wydaje się aż taką fantazją, natomiast Polska morze nadal marzyć co najwyżej o przestrzeni „od morza do morza”, o ile dogada się z Ukrainą, a Kozakom da lepszy „rejestr” niż Rosja. Inflanty już chyba na dobre przepadły.

Jest wiele nieporozumień cywilizacyjno-kulturowych, które sprowadzają wzajemne relacje do operowania stereotypami. Dość powiedzieć, że choć nasze stoisko na EXPO 2010 w Szanghaju odwiedziło ponad 8 milionów ciekawskich, a jeszcze zdobyliśmy jakąś nagrodę organizatorów za stoisko ładne, ciekawe czy coś takiego (patrz: http://publications.webnode.com/news/osiem%20milionow%20kliknięć!/ ) – to efekt z tego mamy zerowy. Nic nie zrozumieliśmy z naszej popularności wystawowej, toteż pozostała ona mgławicowa.

Twierdzę – aby przejść na chwilę do polityki – że kilka(naście) następnych pokoleń Ludzkości będzie stało pod znakiem chińskich ideogramów, a potem zbankrutowana Północ (Ameryka, Europa, Rosja) pociągną Chiny swoim topielczym sznurem komercjalizacji w przepaść, dając miejsce dla „nowej redakcji” świata, pod znakiem żywiołu duchowego (dziś reprezentowanego najlepiej przez Indie) i wegetarnego (dziś reprezentowanego najlepiej przez kraje związane z Amazonią).

Fotoplastykon

Wyobraźmy sobie duży kawał twardego dysku, na którym mamy tysiące zdjęć z wesela u cioci Franciszki, kolonii naszych maluchów we Wdeckim Młynie na Kociewiu, pielgrzymki celników do Częstochowy, romantycznego trampingu w Bieszczadach, parady równości w Berlinie, konferencji ekologicznej na Stadionie Dziesięciolecia, maratonu warszawskiego, strajków studenckich z czasu wiosny solidarnościowej, zadymy na meczu Legia-Wisła, uczelnianej inmatrykulacji naszego najstarszego, szaleństwa w Jarocinie, wodowania Sołdka, akademii ku czci Ważnej Postaci oraz pogrzebu Tadeusza Mazowieckiego. Teraz trzeba te wszystkie zdjęcia przerobić za pomocą jakiegoś programu graficznego w taki sposób, by robiły wrażenie rysunków Wyspiańskiego, gdzie liczy się kreska i atmosfera oraz opowiedziana historia. Następnie zbudujmy wielki jak Kongresowa fotoplastykon (automat do prezentacji pojedynczych fotografii-przeźroczy stereoskopowych z całych cykli fotograficznych) i te wszystkie grafiki umieśćmy nadając im jakąś fabułę. I dopiero teraz zasiądźmy wygodnie, powoli kręćmy fotoplastykonem, opowiadając swoje autorskie historie i wspomnienia związane z przebiegającymi fotkami. Bez prażonej kukurydzy, czipsów i napojów. Z nabożeństwem należnym naszej historii.

Znawcy pisma chińskiego już wiedzą, że mówię o najgłębszej istocie tego pisma. Dla „kontynentu” chińskiego pismo jest tym, czym dla Europy chrześcijaństwo a dla Arabii islam. Ktokolwiek chce poznać chiński język – to niech porzuci myśl, że uczyni to tak jak na kursach hiszpańskiego czy greckiego. Najpierw musi poznać magiczno-rytualno-duchową stronę pisma, musi nauczyć się opowiadać ideogramy – a mowa przyjdzie „jakoś tak sama przez się”.

Studiowanie albumów jak ideogramów

Teraz będzie najlepsze. Wiadomo, że nasze fotki, związane z naszym życiem, są najbardziej atrakcyjne dla nas i nieraz gotowi jesteśmy na wielogodzinne zanudzanie towarzystwa historiami, które nikogo poza nami nie dotyczą. Doświadczywszy rosnącego znudzenia słuchaczy-oglądaczy dochodzimy do najmądrzejszej konstatacji wieczoru: nikt nas nie rozumie, i nikt nas zrozumieć nie chce.

A co mają powiedzieć Chińczycy? Bardzo chętnie kupujemy chińską taniochę, egzaltujemy się wydarzeniami z Placu Niebiańskiego Spokoju, zwiedzamy Wielki Mur i zaglądamy do Zakazanego Miasta dopóki nie zaburczy w brzuchu, wtedy połykamy kurczaka w pięciu smakach mając święte przekonanie, że to taka egzotyczna odmiana schabowego z ziemniakami. Nie rozumiemy Chińczyków i nie mamy na to większej ochoty. Niech Chińczycy – tak sobie wyobrażamy – uwiodą nas czymś europopodobnym, ale nasyconym ichnią egzotyką.

Przełamanie takiego stosunku do Chin i Chińczyków jest tak samo trudne, jak namówienie wnuków czy dalekich znajomych do wielogodzinnego wczucia się w gawędę o naszej przeszłości i pojmowaniu wszystkiego. Przecież nawet „chéngyǔ”, uproszczone zestawy czterech ideogramów, uchodzące w Chinach za namiastkę zastępczą prawdziwego wykształcenia, niosą w sobie liczne odniesienia do starodawnych dzieł, podań, legend, historii, opowiadają konkretne sytuacje, osoby, zdarzenia, lektury (są w obiegu nawet grube słowniki objaśniające ideogramy „chéngyǔ” i ich genezę kulturowo-historyczną oraz tradycję). Chéngyǔ – to taki chiński fotoplastykon, zaś wykształcony człowiek od czasów pradawnych, a już na pewno od Konfucjusza – wiele czasu poświęca studiowaniu ideogramów (nie oglądaniu, a studiowaniu), a ci co mają większe ambicje – poświęcają wiele czasu kaligrafii, bowiem kształt, grubość, zakrzywienie, położenie i wdzięk każdej kreski ideogramu ma znaczenie w rytualno-duchowej kulturze pisma chińskiego.

Powtórzmy: pismo chińskie jest spoiwem tej cywilizacji równorzędnym z chrześcijaństwem czy islamem. Czy wyobrażamy sobie dobrego chrześcijanina nie studiującego ksiąg biblijnych? Czy wyobrażamy sobie dobrego muzułmanina, któremu obce są sury (arab. سورة sūrah – rozdział) Koranu?

 

*            *            *

Trudno nam pewnie uwierzyć, ale pismo chińskie – którego prapoczątki sprzed tysięcy lat tkwią w obrzędowości – było platformą współkreującą i ugruntowującą chińskie państwo. Mówiąc „państwo” myślę o organizmie łączącym liczne chińskie ludy, mówiące wieloma językami, w jedno imperium konsolidujące rozmaite pierwiastki kulturowe, te codzienne i te odświętne, te lokalne i te uniwersalne, te współczesne i te tradycyjne. To co my nazywamy totalitaryzmem – w tradycji chińskiej jest wielo-kulturą nanizaną na rdzeń cywilizacyjny zbudowany z tysięcy ideogramów. Ideogram „demokracja” oznacza tam to samo, co „ruina”, „anarchia”, „nierabiericha”, „bezład” – choć istnieje też „demokracja” tłumaczona (opowiadanaideogramem) jako „ład”, „porządek”, „hierarchia”. Zalecam tu postudiowanie (a nie jedynie przewertowanie) ideogramu „wyskakującego” ze słowników jako odpowiednik słowa „demokracja” (民主).


 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka