Jan Herman Jan Herman
529
BLOG

Anatomia bankructwa

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 2

 

Bankructwo jest wypadkiem w działalności gospodarczej, który nie powinien się zdarzać. Plotą bzdury fachowcy, którzy powiadają, że bankructwa są swoistym „obmacywaniem” Rynku metodą prób i błędów”. I że istnieje jakiś „higieniczny” poziom bankructw (podobnie jak bezrobocia), który pozwala Rynkowi przeobrażać się, dryfować we właściwą stronę poprzez doświadczenie podpowiadające, gdzie jest „ciepło”, a gdzie grozi rynkowe niebezpieczeństwo. 

W każdy biznes – państwowy, komunalny, spółdzielczy, prywatny, wielo-prywatny, nawet w gospodarstwo domowe – zaangażowane są pewne dobra, wartości i możliwości, dla których bankructwo oznacza przepadek albo ciężką traumę, nie można zatem lekką ręką spisywać na straty tego, co stanowi czyjś (własny, wspólny) dorobek. 

Zarządzanie gospodarką poprzez sterowanie „statystykami bankructw” (lub bezrobocia) jest działalnością porównywalną ze zbrodnią i podobnie powinno być karalne. Niekiedy powiada się, że przestarzałe, nie dość efektywne podmioty powinny upaść, by ustąpić miejsca nowocześniejszym. Kolejna bzdura. Stare „złomuje” się wtedy dopiero, kiedy wszyscy „przesiądą” się spokojnie do Nowego, a nie metodą katastrofy. 

Tym bardziej z należytą uwagą trzeba się przypatrywać bankructwom, które są „zepsutym owocem” działalności decydenta (kierownika, właściciela, prezesa, rady nadzorczej, organu założycielskiego, itp., itd.). 

A już na pewno trzeba zadawać pytanie po pytaniu rządowi, który bankrutuje na oczach „obywatelskiej załogi”, przy okazji ją oszukując, że wszystko jest OK., niech się domownicy nie martwią, tylko chwilowo niech dopłacą, bo coś tam „obiektywnie” się rozklekotało.

 

Etap mnożnikowy

Pośród tzw. czynników biznesu cztery ich rodzaje powtarzają się w dowolnej formule gospodarczej, od gospodarstwa domowego, poprzez biznes rodzinny i firmowy, poprzez korporacje i monopole – aż do tzw. gospodarki narodowej: Administracja, Infrastruktura, Walory (Finanse) i Polityka (Zarządy). W notce „Rachunki uproszczone” (tutaj) opisałem mechanizm mnożnikowania: Administracja swoją oczekiwaną sprawnością multiplikuje naturalną żywotność gospodarczą, Infrastruktura pomnaża efekt działania Administracji, Finanse usprawniają zarządzanie Infrastrukturą, a Polityka stymuluje Finanse na chwałę wzlotów gospodarczych.

Stan taki osiąga się stopniowo, sukcesywnie nasycając poszczególne formuły czynników biznesu. Przy tym trzeba podkreślić, że jest taki „rozmiar”, przy którym kończy się efektywność mnożnikowa, a zaczyna efektywność monopolistyczna, oparta na wyzysku, w sumie szkodliwa dla gospodarki dowolnego podmiotu. Wskazany jest ustawiczny „monitoring” oceniający, kiedy Umiar i Harmonia powinny stać się kluczem strategii podmiotu gospodarującego.

 

Etap zupełny

Na tym etapie mamy do czynienia z idealnie dobranymi, idealnymi podmiotami gospodarującymi. Jest to marzenie każdego ekonometryka, każdego sternika gospodarczego: wszystko współgra, wszystko dokładnie „w cel” zaspokaja potrzeby Rynku, a nawet mechanizmy przekuwania Starego w Nowsze (patrz: Michał Kalecki) są płynne, bezkolizyjne. Mnożniki działają optymalnie.

 

Etap niepełny

Oto jednak okazuje się, że o czymś zapomniano, coś nagle ujawnia swoją niesprawność, nie wszystko ze wszystkim się zazębia. Jakiś kawałek biznesu-gospodarki, jakiś czynnik biznesu obniża mnożnikowanie, więc trzeba czym prędzej reagować, i to „w sedno”, a nie metodą „zgaduj-zgaduli”: teraz dopiero okaże się, czy zarządcy to fachowcy, czy wałkonie.

 

Etap słaby

Może się okazać, że wielka maszyneria mnożnikująca szwankuje na tyle, że „z dużej chmury” mamy „mały deszcz”, albo „głośno rycząca krowa mleka mało daje”. Na przykład zamiast rozdymanej bankowości czy funduszy albo piramidy tzw. papierów wartościowych możnaby ograniczyć się do budżetu znacznie prostszego, zamiast koparką – możnaby basenik przydomowy wykonać łopatą, zamiast 2 kierowników na 3-ch wykonawców – możnaby te proporcję sprowadzić do 1:7, itd., itp. w takiej sytuacji powstają pytania, po co nam te czynniki biznesu, które zabierają czas i pochłaniają uwagę, a służą wyłącznie tym, którzy w nich „mieszają”.

 

Etap niemnożnikowy

Ten etap jest łatwy do uchwycenia, sprowadza się do prostego robociarskiego pytania: co wy tam, wszyscy ważniacy, robicie do jasnej ch…ry, jak was potrzeba, to was nie ma i sami musimy wszystko kleić, a jak po wypłatę, to pierwsi jesteście! Biznes-gospodarka działa na tym samym poziomie wydajności, na jakim działałaby, gdyby Administracji, Infrastruktury, Walorów i Polityki w ogóle nie było. Oczywiście, to się nie da po prostu „odciąć”, bo w czasach prosperity naplotło się wiele rozmaitych powiązań i zależności, ale czuje się w powietrzu, że tak dalej być nie może.

 

Etap ekskluzywny

Czynniki „mnożnikowe” (w założeniu) są konkretną pozycją w rachunkach budżetowych: kosztują nawet wtedy, kiedy nie mnożnikują biznesu-gospodarki. Rzecz w tym, iż nawet (może zwłaszcza?) wtedy, kiedy efekt mnożnikowy jest mniejszy niż ich koszt (czyli biznes-gospodarka jest „ciągnięta w dół” kosztem naturalnej żywotności), dysponenci czynników mnożnikowych nadal trzymają się swego (czyli Nomenklatury): w tym momencie włączane są dotkliwe „dopalacze” rezerw monopolistycznych, czyli przymus i przemoc, a więc wyzysk biznesu-gospodarki przez Nomenklaturę staje się ewidentny. Biznes-gospodarka (czyli szarzy wykonawcy, domownicy, obywatele) widzą, że lepiej sobie poradzą bez Nomenklatury, niż z nią.

 

Etap uciążliwy

Czynniki „mnożnikowe” przestają spełniać jakiekolwiek kryteria systemu metabolicznego, czyli takiego, który ma jasny cel, pracuje proporcjonalnie dla „wszystkich”, wyposażony jest w mechanizm samonapędzający (patrz: „Niezłomna wiara w systemy” – tutaj): po prostu jawnie wyzyskują wszystko, co „pod ręką” się znajdzie, a jak się komuś nie podoba – to używają przymusu i przemocy, wszak mają ugruntowana pozycje monopolistyczną w biznesie-gospodarce.

 

Etap wsysający

Kiedy i to nie pomaga (pęcznieją czynniki „mnożnikowe”, które już dawno zapomniały, co to jest mnożnikowanie o po co je w ogóle wprowadzono), nie ma czym karmić uciążliwych darmozjadów – Nomenklatura uruchamia mechanizmy wsysania: z jednej strony wprowadza rozwiązania siłowe odbierające „szaremu ludowi” owoce jego pracy, z czasem też dorobek, z drugiej strony „kładzie łapę” na podmiotowości innej niż państwowa (gospodarstwa domowe, spółdzielnie, firmy komunalne, prywatne, multi-prywatne): znakomitym polskim przykładem jest zawłaszczenie Lasów Państwowych w ostatnim okresie, z wyraźnym zamiarem łatania dziury budżetowej ich zasobami.

Systemy konstruktywne na tym etapie są porzucane, w trybie nadzwyczajnym powołuje się (albo przywołuje) systemy eksploatatorskie. Nadzwyczaj sprawne, czyli okazuje się, że jednak można (tyle że nominalne kierownictwo już traci nitki, samo zaczyna być marionetką).

 

Etap dyskryminacyjny

To już jest etap przedostatni, właściwie jest to głośny alarm, bo biznes-gospodarka już ledwo dycha. Etap dyskryminacyjny to nic innego, jak atawizm systemowy. Nomenklatura odcina się wyraźnie (przepisy, procedury, siły porządkowe, w zanadrzu możliwość wprowadzenia jakiegoś „stanu ponad stany”) od reszty i jawnie (dotąd skrycie) ustawia się w pozycji uprzywilejowanej, oświeconej, absolutystycznej. Ten swoisty rasizm obywatelski powoduje, że wewnątrz Nomenklatury gospodarowanie staje się jeszcze znośne, ale tylko dlatego, że całą Nomenklatura „systemowo” i z użyciem przymusu dokarmiana jest przez pozostały obszar, poniżany, uciskany, gnębiony. Biznes-gospodarka zdycha, ale Nomenklatura ma się jeszcze jako-tako, choć też odczuwa skutki własnej niekompetencji.

 

Etap upadkowy

To jest etap ostatni dla „tej” Nomenklatury. Jej grabarzem nie są – wbrew pozorom – ci najbardziej uciśnieni, tylko ci, którzy dotąd byli janczarami-władykami Nomenklatury, a teraz ze względu na „brak środków” są wypychani nawet poza peryferia, wtłaczani są pomiędzy Lud, który dotąd tak ochoczo gnębili licząc na kęsy z pańskiego stołu. 

Przypomnijmy: mowa jest o wszelkich podmiotach gospodarujących, np. gospodarstwach domowych, małych firmach, samorządach lokalnych, firmach komunalnych, prywatnych, spółdzielczych, organizacjach pozarządowych, wspólnotach mieszkaniowych – i o gospodarce zwanej narodową.

 

*             *             *

Postępujące zaniedbania i beztroska Nomenklatury, która funkcjonuje w obszarze dającym złudzenie, że nie trzeba go co dzień doglądać, reperować, odświeżać, modernizować – odzywają się podobnie, jak długo nie myte zęby albo źle odżywiany układ trawienny: nagle ni stąd, ni z owąd pojawia się piekący, dojmujący ból, wrzody, tragiczna w skutkach awaria, zniszczenia czegoś, co wydawało się bezpieczne. 

Administracja, Infrastruktura, Walory (Finanse) i Polityka (zarządzanie nawą publiczną) tylko wtedy będą „mnożnikować”, jeśli będą ustawicznie utrzymywane w najwyższej z możliwych gotowości, i jeśli będą spełniać Potrójny Kanon Logistyczny (jednoznaczny cel, dominacja beneficjenta końcowego, mechanizm samonapędzający). Ważniejsze jest jednak, żeby wtedy, kiedy mimo wszystko coś „nie wychodzi”, nie kurczyć się odruchowo i nie izolować wyzyskowo od naturalnej żywotności ekonomicznej, tylko przywrócić pierwotne paradygmaty społeczne, na mocy których Nomenklatura w ogóle powstawała. 

Kiedy wciąga cię toń – nie wykonuj rozpaczliwych ruchów ku powierzchni, ale też nie kurcz się do pozycji embrionalnej: daj się spokojnie ponieść przez chwilę, zorientuj się, wybierz najlepsze rozwiązanie. I wtedy działaj, a unikniesz tragedii ostatecznej. 

Tego nasi amatorzy rządzenia i władania – niedzielni kierowcy z fantazją (patrz: tutaj) – nie umieją. 

A teraz – drodzy Czytelnicy – zastanówmy się, skąd bierze się obecna sytuacja PKP, skąd wezmą się najbliższe podtopienia, skąd wezmą się rozmaite awarie, katastrofy, zawieszenia działania całych połaci gospodarczych – a mimo to „niektórzy” całkiem nieźle na tym wszystkim wyjdą…

 

 

 
Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka